Nie poszliśmy błędną drogą budowania tzw. zbiorowej odporności; nie idziemy też drogą państw, które kolejny raz wprowadzają całkowity lockdown. Idziemy drogą środka, ale zahamowanie zachorowań jest w naszych rękach - podkreślił w sobotę premier Mateusz Morawiecki.
CZYTAJ TAKŻE:
Polska nie poszła błędną drogą
Kochani, wiele osób, które w sposób autorytatywny pouczają nas na temat koronawirusa, poza brakiem elementarnej wiedzy, nie mówi Wam również o tym, że jest to zjawisko, które świat nauki nadal rozpoznaje
— napisał w sobotę premier na Facebooku.
Podkreślił, że prestiżowy periodyk medyczny „The Lancet” opublikował naukowy konsensus dotyczący Covid-19. „Potwierdzają się wszystkie obawy dotyczące natury koronawirusa. Na takich jak opisane założeniach opieramy w Polsce nasze działania i strategię” - zaznaczył Morawiecki.
W jego ocenie, „nie poszliśmy błędną drogą budowania tzw. zbiorowej odporności”.
Nie idziemy też drogą państw, które kolejny raz wprowadzają całkowity lockdown. Idziemy drogą środka, ale zahamowanie zachorowań jest w naszych rękach
— podkreślił premier.
Premier apeluje
To kwestia OSOBISTEJ odpowiedzialnej postawy DDM. Dezynfekcja, dystans, maseczki. Nie słuchajcie demagogów, chrońcie siebie i swoich bliskich
— dodał Morawiecki.
W sobotę Ministerstwo Zdrowia podało, że badania laboratoryjne potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 9622 osób. To najwięcej stwierdzonych przypadków od początku epidemii. Zmarło 84 chorych. Najwięcej zakażeń zanotowano w woj. mazowieckim - 1485.
O czym piszą naukowcy?
Autorami opracowania jest grupa ekspertów z ośrodków w Wielkiej Brytanii, USA, Szwajcarii, Francji, Australii i Niemiec. Zestawiają oni obecny stan wiedzy na temat choroby COVID-19 i tego, jak z nią walczyć. Wśród sposobów kontroli naukowcy wymieniają m.in. stosowany już dystans, zachowanie higieny i zasłanianie twarzy.
Autorzy tekstu przypominają, że już ponad 35 mln ludzi na świecie zostało zainfekowanych SARS-CoV2, zaś WHO do 12. października zarejestrowała ponad milion zgonów. Wobec drugiej fali epidemii dotykającej m.in. Europę eksperci przedstawili obecny naukowy konsensus na temat SARS-CoV-2.
Po pierwsze, według obecnej wiedzy wirus rozprzestrzenia się przez kontakt (większe krople i aerozole) oraz na większe dystanse przez aerozole, co szczególnie dotyczy miejsc o słabej wentylacji. W połączeniu z wrażliwością populacji na nieznanego wcześniej wirusa oznacza to warunki do szybkiego rozprzestrzeniania się choroby. Śmiertelność wśród osób zarażonych jest przy tym kilka razy wyższa, niż w przypadku sezonowej grypy, a infekcja może prowadzić do utrzymującej się dłużej choroby, nawet u młodych, wcześniej zdrowych osób.
Autorzy opracowania zwracają uwagę, że nie wiadomo jeszcze, jak długo utrzymuje się odporność po przejściu choroby. SARS-CoV2 jest w stanie ponownie zakażać wcześniej zainfekowane osoby, ale częstość reinfekcji nie jest jeszcze znana.
Transmisję wirusa można ograniczać na kilka sposobów: przez fizyczny dystans, zasłony twarzy, utrzymanie higieny oraz unikanie tłumów i słabo wentylowanych pomieszczeń. „Krytyczne” w kontrolowaniu zakażeń są zdaniem naukowców także szybkie testy, śledzenie kontaktów i izolacja.
Badacze twierdzą, że WHO rekomendowała takie działania od początku epidemii.
Zdaniem autorów opracowania lockdown wprowadzony przez niektóre kraje był kluczowy dla zmniejszenia śmiertelności, zapobiegł przeciążeniu służby zdrowia i pozwolił zyskać czas na wprowadzenie kolejnych działań ograniczających epidemię.
Choć takie zamknięcia krajów nie sprzyjały zdrowiu psychicznemu i fizycznemu ludności oraz gospodarce – szkody były wyższe w krajach, które nie wykorzystały uzyskanego czasu na wprowadzenie skutecznych systemów kontroli epidemii. Przy nieobecności odpowiednich zabezpieczeń, w krajach tych konieczne było dalsze utrzymywanie obostrzeń - piszą naukowcy. To z kolei często prowadziło do demoralizacji i spadku zaufania.
M.in. z tego powodu wzrosło zainteresowanie tzw. odpornością stadną. Miałaby ona powstać, gdyby pozwolono na rozprzestrzenianie się wirusa w populacji o niskim ryzyku, a chroniono by osoby wrażliwe. Takie podejście badacze nazwali jednak „szkodliwym” i „fałszywym” - twierdząc, że nie jest ono poparte naukowymi dowodami.
Oprócz szkód odniesionych przez ludzi, doprowadziłoby ono do zmniejszenia zasobów siły roboczej, strat gospodarczych i przeciążenia służby zdrowia. Jednocześnie wrażliwe osoby byłyby w przyszłości narażone na zachorowanie przez nieokreślony czas.
Naukowcy ostrzegają, że takie podejście prowadziłoby do kolejnych nawrotów epidemii, jak to miało miejsce w przypadku innych, znanych chorób zakaźnych przed wynalezieniem szczepień. Tworzyłoby też dodatkowe nierówności w społeczeństwie.
Jednocześnie – jak twierdzą - najprawdopodobniej nie jest możliwe ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa tylko do wybranych części populacji, a przedłużająca się izolacja ludzi jest nieetyczna i praktycznie niemożliwa. Naukowcy namawiają więc do zdecydowanych działań ograniczających transmisję wirusa.
W krótkim terminie konieczne prawdopodobnie będzie utrzymanie obostrzeń, aby zredukować jego rozprzestrzenianie się i usprawnić nieefektywne systemy walki z epidemią. Przy niskim poziomie wirusa w społeczeństwie można będzie m.in. wykrywać lokalne ogniska i działać w ich obrębie. W ten sposób można zdaniem ekspertów uniknąć przyszłych lockdownów.
Badacze zwracają uwagę, że ochrona gospodarki jest nierozerwalnie związana z kontrolą epidemii - ich zdaniem potrzebna jest ochrona siły roboczej i uniknięcie długofalowej niepewności.
Naukowcy podają przykłady Japonii, Wietnamu i Nowej Zelandii, w których zdecydowane działania w zakresie zdrowia publicznego pozwoliły ograniczyć epidemię i wrócić do niemal normalnego trybu funkcjonowania.
Zdaniem specjalistów kontrola transmisji wirusa to najlepszy sposób działania do czasu wynalezienia bezpiecznych i skutecznych szczepionek i leków.
Pełen tekst artykułu można znaleźć na stronie: https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(20)32153-X/fulltext
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522426-premier-zahamowanie-zachorowan-jest-w-naszych-rekach