Bez cienia ironii i zgryźliwości warto odnotować obecność profesora Wojciecha Sadurskiego na panelu dyskusyjnym konferencji „Zderzenie kulturowe w UE. Czy Polska ma szanse?”. Oczywiście, że ów prawnik i publicysta należy do grona radykalnych przeciwników konserwatyzmu, ale właśnie za sukces debaty organizowanej przez europosła Patryka Jakiego można zapisać udaną próbą przełamania ścian baniek informacyjnych i takie spotkanie, w którym jednocześnie uczestniczą prof. Sadurski i ks. prof. Dariusz Oko, spierajac się w temacie „Ideologii w konflikcie kulturowym. Czy istnieje, a jeśli tak, jaką pełni rolę?”.
CZYTAJ TAKŻE:
II dzień Konferenecji: Zderzenie kulturowe w UE
Znając swobodniejszą publicystykę liberalnego profesora, także tę w mediach społecznościowych, można dać się wystąpieniem prawnika miło zaskoczyć - nie ma w nim wyzwisk, oskarżeń o autorytaryzm czy antysemityzm, a nazywanie niektórych prawicowych poglądów „totalnym nonsensem” i „absurdem” to doprawdy łagodne określenia jak na autorytety III RP. Profesor nazwał, nie bez spójności w wywodzie, że już samo określenie „wojna kulturowa” jest pojęciem ideologicznym, więc jeśli ktoś spośród dwóch stron światopoglądowego sporu w Polsce stosuje ideologię, to jest nim prawica. Sadurski swoimi słowami, z dużą dozą przesady, opisał poglądy konserwatywne i tak wykrzywione potępił, opisał jako pełne ignorancji.
Można by długo odnosić się do wielu uproszczeń czy opisów profesora Sadurskiego, można by śmiało kwestionować jego podejście, że „gender to po prostu płeć, po prostu [angielskie - red.] sex”, które wpisuje się w dokumentach. Od lat publikujemy artykuły i książki, wskazujące że jest inaczej, ale profesor Sadurski faktycznie nie musi się po nasze teksty schylać.
Jednak w jednej rzeczy profesor Wojciech Sadurski zaprzeczył niekwestionowanemu klasykowi, autorytetowi dla każdej strony dyskusji o marksizmie czy neomarksizmie. Prawnik stwierdził, że gender nie ma nic wspólnego z neomarksizmem, że jest zwykłym prawicowym straszakiem - użył zresztą obrazowej metafory, że to tak jakby katolicyzm nazywać neobuddyzmem - gdy jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Zgrabnie ujęte, choć nieprawdziwe.
Profesor stwierdził - słusznie - że marksizm przy swoich wielu założeniach dwa ma najważniejsze:
prymat ekonomii nad polityką i ideologią
oraz
ideę walki klas jako motoru rozwoju społecznego.
Zdaniem Sadurskiego tych dwóch fundamentalnych twierdzeń marksizmu nie da się przykleić do gender, LGBT, do obecnych prób definiowania płci kulturowej. Tak jak inny lewicowy rozmówca panelu, dr Sławomir Drelich, prof. Sadurski próbował zamknąć cały nurt badań gender studies jako niewinną naukę współczesności, przedstawianą przez ciemną prawicę jako straszak dla naiwnych. I że ów neomarksizm nie istnieje, skoro nie uznaje prymatu ekonomii nad innymi dziedzinami życia i nie zawiera doktryny walki klas.
Problem polega na tym, że metamorfozę marksizmu z ekonomicznego na kulturowy i zmianę walki klas pomiędzy robotnikami a burżuazją na bunt ciemiężonych kulturowo i seksualnie opisał nie prawicowiec ale prof. Leszek Kołakowski, najwybitniejszy - na świecie - znawca marksizmu.
To z jego pracy, jego, uznanego filozofa, wykładowcy, autorytetu dla mainstreamu światowej myśli politycznej, wyczytujemy jak marksizm porzucił te dwa filary, na których Sadurski osadza marksizm. Prymat ekonomii nad polityką i ideologią był już kwestionowany przez Antonio Gramsciego, a nowe, wojujące ze sobą klasy, opracowywała Szkoła Frankfurcka. To nie wymysł księdza profesora Dariusza Oko, Radia Maryja, czarnosecinnych PiSowców czy dyrektorów z Telewizji Jacka Kurskiego, bo ta przemiana marksizmu jest niezakwestionowaną tezą prof. Leszka Kołakowskiego, wyrażoną w pisanym przez osiem lat (1968-1976) trzytomowym dziele: „Główne nurty marksizmu”.
Gdy książka ukazała się w 1976 roku w języku polskim w Paryżu, anglojęzyczni wydawcy bili się o możliwość przetłumaczenia tego u siebie. Największe na świecie wydawnictwo akademickie, Oxford University Press, opublikowało tę pracę, po czym do tłumaczeń ruszyli wydawcy z Niemiec, Włoch i Hiszpanii, a Francja opierała się tylko dlatego, że tom trzeci obnażał właśnie jałowość i upadek tej nieekonomicznej i zmieniającej definicję klas społecznych szkoły marksistowskiej. Recenzje „Głównych dziejów marksizmu” pojawiły się w najważniejszych pismach politologicznych, filozoficznych i socjologicznych świata.
Kołakowski stał się najbardziej uznanym na świecie znawcą myśli marksistowskiej - jego prace omawiano częściej niż koncepcje Françoisa Fureta, przez szersze kręgi niż Miltona Friedmana, przez badaczy z większej ilości dziedzin nauki niż krytykę Paula Johnsona. Jeśli więc omawiamy wkład Polaków w intelektualny rozwój świata to prace Leszka Kołakowskiego można śmiało umieszczać w czołówce tych dzieł, które wychodząc z naszego kraju miały wpływ na zachodni mainstream. W dodatku polskiego filozofa nijak dałoby się zakwalifikować jako prawicowca - za młodu marksista, agnostyk, do końca życia udzielający się publicystycznie raczej z lewicowymi dziennikarzami i autorami.
Cóż zadecydowało, że profesor Sadurski - jak większość badaczy liberalnego mainstreamu - nie uwzględnia pracy, uwzględnianej przez resztę świata? Dlaczego w rozważaniach liberałów nad neomarksizmem prof. Leszek Kołakowski staje się jakimś podrzędnym pisowskim autorzyną, niewartym wspomnienia w debacie publicznej?
Czy profesor Sadurski Kołakowskiego nie zna? Niemożliwe. Czy profesor Sadurski Kołakowskiego bagatelizuje? Mimo swojego profesorskiego dorobku - raczej nie porwałby się na taki zamach. Czy profesor Sadurski Kołakowskiego przemilcza w ramach chwytu erystycznego - bo „Główne nurty marksizmu” wysadzają w powietrze dzisiejsze progenderowe głosy? Nie wiem.
Ale z tej dyskusji intelektualistów na konferencji o zderzeniu kulturowym w Europie potwierdza się jeden mechanizm genderowego walca ideologicznego. Oni, rzecznicy tegoż walca, naprawdę boją się, że gender, queer, LGBT i inne projekty inżynierii społecznej, zostaną zaklasyfikowane jako ideologia.
To jest skuteczna broń w powstrzymywaniu rewolucji - wskazywanie na marksistowski rodowód i ideologiczny fundament gender studies. To recepta na obronę przed lewicowym szaleństwem - prawda. Z jakichś względów się jej boją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522294-dziwne-przeoczenie-prof-sadurskiego-a-moze-nie-tak-dziwne