Niepokoi mnie łatwość z jaką niektóre media, nawet cenione, promują dziś społeczną panikę.
Cytowana przez Eryka Mistewicza dziennikarka Polsat News miała stwierdzić, komentując liczbę ofiar wirusa (licząc z osobami już wcześniej ciężko chorymi):
To tak jakby spadł samolot. Kolejny w ostatnich dniach.
Mistewicz skomentował:
Dokładnie tak.
Możemy się pobawić w jeszcze bardziej dramatyczne porównania, na przykład rzucić zdanie o codziennej małej bombce atomowej, ale możemy też starać się pilnować tego, co dzisiaj najcenniejsze: zdroworozsądkowego spojrzenia.
Co ważne, gdy spojrzymy na twarde dane, dostrzeżemy, że jak na razie nie idzie nam ta walka najgorzej: Polska na 17. miejscu w Europie pod względem zachorowań na 100 tys. mieszkańców. Badanie dot. ostatnich 14 dni. Wszędzie na świecie statystyki zakażeń wystrzeliły jesienią - bez większego znaczenia w gruncie rzeczy okazał się stopień ograniczeń.
To kolejny dowód, że mamy obowiązek zachowywać zdrowy rozsądek także w obliczu śmierci, wojny, śmiertelnego zagrożenia! I łatwo to w dzisiejszych, histerycznych czasach zakrzyczeć, łatwo uderzać w emocje, łatwo rzucać serduszkami i pluszowymi miśkami. Tylko, że to niczego nie zmienia.
Bo obszarów ludzkiej aktywności w której śmierć też jest niestety zakładana jako możliwa, jest bez liku. Robimy wszystko, by jej uniknąć, zminimalizować ryzyko, prosimy Maryję Najświętszą o opiekę i ochronę, ale ryzyko pozostaje. Jest z nami, gdy wyruszamy w długą trasę samochodem, wsiadamy do samolotu, wchodzimy do wody, wysyłamy dzieci na wakacje.
Bo każdego dnia musimy pytać, czy lekarstwo nie jest gorsze od choroby. Mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek oceniać skutki wprowadzanych restrykcji, ważyć ich konieczność, efektywność, wreszcie śledzić dane o śmiertelności.
Bo życie generalnie wiąże się z ryzykiem.
Dziś trzeba powiedzieć mocno i głośno: rząd nie może dać się sterroryzować covidowym skrajnościom. Musi odrzucić działania panikarskie, musi odeprzeć atak niemądrych krzykaczy odmawiających stosowania się do wszelkich ograniczeń (także słonymi karami). Musi iść drogą środka, musi bronić tak zdrowia ludzi jak i siły gospodarki, naszych miejsc pracy. A zatem ograniczenia masowych spotkań tam, gdzie nie są one niezbędne dla zachowania sił społecznych i gospodarczych i twarda obrona możliwości przebywania w grupie w miejscach, które są niezbędne.
Huczne wesele można odłożyć, zastępując je obiadem w gronie najbliższych. Ale już szkoła musi funkcjonować, bo wyrośnie pokolenie umysłowo upośledzone, a rodzice zwariują oraz stracą środki do życia. Itp. Potrzebne są jasne, znane z góry, ramy tych decyzji!
Im więcej twardego lockdownu, tym może mniej zakażeń wirusem (nie mylić z chorymi i ofiarami śmiertelnymi), ale też tym większe napięcia społeczne, tym więcej ludzkich dramatów. Możliwe, że i wojen.
Sądzę, że piszę te słowa w imieniu wielu ludzi ciężko pracujących na swoje utrzymanie. Widać bowiem w reakcjach na epidemię także podział klasowy: ludzie już bogaci, dorobieni, ustawieni, na posadach rządowych, pracujący w szklanych pałacach Agory, zatrudnieni w mających monopolistyczną pozycję korporacjach, polityczne diety, zwykle chętniej optują za twardym zamrożeniem społecznym. Ich klasowa świadomość podpowiada im, że nie w nich ono najbardziej uderzy. Ludzie walczący o zachowanie pracy czy niewielkiej firmy wiedzą zaś, na jak kruchym lodzie jesteśmy.
Rząd, zwłaszcza rząd Prawa i Sprawiedliwości, powinien być w tej sprawie bardziej z ludźmi pracy niż z klasami posiadającymi i urzędniczymi.
Opozycja też wie, jakie ryzyko wiąże się z przedłużanym bez końca zamrożeniem społecznym. Dlatego prze do tego z całych sił, dlatego buduje tezy o „stanie koronaklęski”, dlatego nie chce widzieć dziwnych zachowań części środowiska lekarskiego.
Dwie kwestie zdecydują o tym w jakiej kondycji rząd to przetrwa.
Po pierwsze, jasna komunikacja z Polakami - o co walczymy. A musimy walczyć o miejsce w szpitalu dla wszystkich potrzebujących, o izolację najbardziej narażonych, o przestrzeganie higieny i procedur. Jak zaczniemy za bardzo walczyć z rozprzestrzenianiem wirusa, to wiele nie zdziałamy, zabijemy za to podstawy naszego bytu ekonomicznego.
Po drugie, zdecydowane przywództwo. Polacy muszą wiedzieć, kto odpowiada za całość spraw związanych z epidemią, czyj głos jest rozstrzygający.
PS: Polecam Państwu najnowsze wydanie tygodnika „Sieci”. I bardzo proszę o zakup dostępu do STREFY PREMIUM portalu wPolityce.pl. Bez Państwa pomocy ten głos prawdy, patriotyzmu i rozsądku może nie przetrwać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522052-rzad-nie-moze-dac-sie-sterroryzowac-skrajnosciom