”Polacy generalnie nie wierzyli i nie wierzą politykom. Stąd też bardzo ważna stała się wiarygodność. PiS ma za sobą legitymację przeprowadzonych już reform” – mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego o bieżącej sytuacji na polskiej scenie politycznej.
wPolityce.pl: Czy jesienna fala pandemii koronawirusa może zmienić polską scenę polityczną? W najnowszym sondażu Prawo i Sprawiedliwość prowadzi z 36 proc., Koalicja Obywatelska na drugim miejscu z poparciem 28 proc. ankietowanych. Jak pan to ocenia?
Prof. Rafał Chwedoruk: Nie ulega dla mnie wątpliwości, że długoterminowo wiele zjawisk towarzyszących epidemii może mieć wpływ na zachowania społeczne, dlatego że konsekwencje będą dotyczyły wielu dziedzin. Będą to kwestie gospodarcze, funkcjonowania państwa jako takiego, będzie to miało wpływ również na stosunki międzynarodowe, na naszą kulturę i mentalność. Wygląda też na to, że będzie to zjawisko, które trudno byłoby uznać za krótkoterminowy, jednorazowy epizod. Jeśli chodzi o Prawo i Sprawiedliwość, to w olbrzymim stopniu partia ta pozyskała takich wyborców, którzy z prawicą – w sensie poglądów – nie mieli bardzo dużo wspólnego, ale takich obywateli, którzy byli zwolennikami, czy to polityki społecznej, czy gospodarczej, tudzież z satysfakcją przyjmowali pewną stabilizację państwa i gospodarki. Wiele efektów tych działań będzie podlegało różnym fluktuacjom w najbliższych miesiącach. Skutki pandemii będą globalne, pojawi się naturalne, społeczne zmęczenie tematem, a zjawiska kryzysowe – zwłaszcza, gdy dotyczą gospodarki – często skutkują ucieczką w polityczną bierność, niechęć i zdystansowanie. Wyborcy, którzy nie byli silnie zainteresowani polityką, dla których głosowanie na PiS miało bardziej warunkowy charakter, a którzy na co dzień byli nieufni wobec instytucji publicznych, teraz ponownie mogą zareagować w taki sposób. Ponadto, niekorzystne tendencje ekonomiczne – o ile w pierwszej chwili wywołują zwrot w lewo, ku postawom bardziej prosocjalnym, ku chęci zachowania tego, co jest, tego poziomu życia itd. – o tyle długoterminowo oznaczają, podczas ich trwania, wzrost egoizmów, partykularyzmów. Należy spodziewać się, szczególnie w wykonaniu wyborców, którzy dotąd nie głosowali na PiS, eskalacji postaw liberalnych, poszerzania się obszaru osób niezadowolonych z redystrybucji dochodów, na co rządzącym trudno byłoby odpowiedzieć, hołdowaniem tego typu poglądom i np. obcinaniem niektórych świadczeń. Te dwa zjawiska – bierność części zwolenników i umocnienie się postaw indywidualistycznych, partykularnych, podszytych liberalizmem ekonomicznym – mogą wpływać na scenę polityczną, ale oczywiście żeby to wszystko znalazło trwałe przełożenie na sondaże, to musi się zdarzyć ileś innych czynników. Choćby taki, że na opozycji sytuacja musiałaby ulec wyklarowaniu. Na razie widać sondażowego lidera wśród opozycji, cały czas tego samego, i zarazem wielu pretendentów w tle, którzy ciężko pracują, żeby ten lider nie wysforował się za bardzo przed resztę.
Obecnie mamy nie tylko drugą falę pandemii, ale również dyskusję o tzw. „Piątce dla zwierząt”. Nie widać jednak partii, która zyskiwałyby na tym. PSL jest pod progiem wyborczym.
Za wcześnie jeszcze, by rozstrzygać, czy „Piątka dla zwierząt” będzie miała jakiś wpływ. Tego typu wydarzenia, jeśli znajdują odzwierciedlenie w sondażach, to z pewną karencją czasową. Moim zdaniem nie będzie to jednak coś, co miałoby znaczenie jakościowe. Polacy generalnie nie wierzyli i nie wierzą politykom. Stąd też bardzo ważna stała się wiarygodność. PiS ma za sobą legitymację przeprowadzonych już reform. Jeśli „Piątka dla zwierząt” miałaby PiS-owi zaszkodzić, to nie na tym etapie. Gdyby okazało się, że jej dalekosiężne skutki uderzą w więcej niż pewne nisze producentów, czy nałożą się na inne zjawiska kryzysowe np. w eksporcie żywności – można zapytać o to, co będzie działo się na wschód od nas i czy dojdzie do eskalacji embarg – to dopiero wówczas „Piątka dla zwierząt” mogłaby stanowić pewien symbol czy polityczny nośnik. Natomiast, czy ktoś może skorzystać na problemach stojących przed rządzącymi w postaci przechwytywania wyborców? Moim zdaniem na dziś nie widać takich pretendentów. Zagrożeniem dla PiS-u jest absencja, a nie ucieczka do konkurencji.
Na tych dwóch tematach stara się też coś ugrać Konfederacja.
Jeśli chodzi o Konfederację, to mimo że w Sejmie zasiada w jednym, wyraźnie wskazanym miejscu, to w istocie jej społeczne zakorzenienie jest bardzo różnorodne. Głosowało na nią bardzo dużo młodych wyborców, dla których kwestie produkcji rolnej i zwierząt futerkowych z całą pewnością nie są istotne. Dotarcie przez partię, która swój sukces zawdzięcza głównie młodym wyborcom, partię o skrajnie rynkowych poglądach i formację postrzeganą jako skrajną, do starszych wyborców – typowych dla konserwatywnej prawicy, pozostających w mniejszych ośrodkach – wydaje się być absolutną utopią.
Dlatego chyba liderzy tego ugrupowania postawili bardziej na przekaz dotyczący pandemii.
Tak, na przekaz bardziej libertariański. W jakimś sensie start Krzysztofa Bosaka i próba poważniejszej kampanii, adresowanej nie tylko do młodszych, pokazała granicę wzrostu. Te dwa bieguny – narodowo-konserwatywny z jednej strony i libertariański z drugiej – są w polskim społeczeństwie biegunami od siebie odległymi. Bardzo trudno będzie Konfederacji połączyć jedno z drugim. Szczególnie trudno będzie stać się bardziej PiS-owską niż sam PiS, żeby pozyskać wyborców średniego i starszego pokolenia. Łatwiej zapewne będzie licytować się w libertarianizmie, rywalizując o najmłodsze pokolenia, uczestnicząc w wojnach kulturowych. Oczywiście nie należy się spodziewać również przepływu między Platformą a PiS-em. Ci, którzy mieli wędrować na tej osi, zdążyli zrobić to przez ostatnie 20 lat. Natomiast jeśli chodzi o Lewicę, to teoretycznie mogłaby ona, przypominając SLD z lat dziewięćdziesiątych – partię, która jest nieskora do gwałtownych reform, jest tradycyjna w stylu działania, być pokusą dla części wyborców, ale też widać od kilku lat, że Lewica zaczęła się przesuwać ku biegunowi liberalizmu kulturowego. Pozyskała trochę młodych wyborców w miastach – czy na trwałe, to jest zupełnie inna sprawa – ale zmniejszyła swoje oddziaływanie na elektorat, który w pierwszej kolejności zainteresowany jest kwestiami socjalnymi i ogólnie pojętym bezpieczeństwem. Z kolei PSL, chyba jeszcze silniej niż Lewica, dokonał liberalnego zwrotu, poprzez długotrwałą koalicję z Platformą Obywatelską, przez młodego – jak na warunki polskiej polityki – lidera utracił mnóstwo wyborców na rzecz PiS-u. Można sobie wyobrazić próbę powrotu PSL-u do roli reprezentanta tradycyjnej wsi – oczywiście jest ona dziś nieporównywalnie mniej liczna niż 10, 20 czy 30 lat temu – ale PSL musiałby przejść bardzo głęboką restrukturyzację, bardzo mocno prezentować swoje tradycyjne sztandary. Pytanie, czy z obecnym liderem, który może kojarzyć się z rządami Donalda Tuska i później z czasami Koalicji Europejskiej, na pewno byłoby to możliwe.
W tej analizie trudno byłoby pominąć ruch Szymona Hołowni, który w sondażu zajmuje trzecie miejsce z 9 proc. poparciem. Czy liderowi uda się utrzymać zainteresowanie tym ugrupowaniem przez kolejne trzy lata?
Jest to za krótki okres, żeby cokolwiek przesądzać. W przypadku tego typu formacji, opartych na jednej osobie, mocno rozpoznawalnej, korzystającej z pojedynczego sukcesu wyborczego, trudno sobie wyobrazić łatwe utrwalenie poparcia. Nie poradził sobie z tym Paweł Kukiz, nawet w jego złotych latach, różnica między wynikiem prezydenckim, a wynikiem jego formacji w wyborach sejmowych była znacząca, mimo że wydawało się, że jest w apogeum swoich wpływów. Dochodzi do tego jeszcze jeden czynnik – czynni czasu. Jeśli nic gwałtownie nie zmieni się w polskiej polityce, to czas do kolejnych wyborów będzie bardzo, bardzo długi. Szymon Hołownia, żeby przetrwać będzie musiał zainteresować opinię publiczną sobą, a to jest niemożliwe na tak długo. Dlatego – i to już widać po zapowiedziach osób z nim związanych – będzie musiał związać się z którąś z formacji przeżywających kryzys.
Realny jest scenariusz sojuszu z PSL-Koalicją Polską?
Jeśli kryzys Koalicji Polskiej będzie się przedłużał, to myślę że jest to bardzo realny scenariusz. Natomiast on oczywiście dla Szymona Hołowni jest bardzo ryzykowny. Wówczas resztka nimbu domniemanego buntownika, kogoś spoza systemu, przestanie funkcjonować. Boleśnie przerobił to wspomniany już Paweł Kukiz, wiążąc się z Ludowcami. Przy tym Szymon Hołownia zachowywałby pewną możliwość manewru – tzn. on był swoistą polityczną tabula rasa – z jednej strony był mocno konserwatywnym publicystą kojarzonym z Kościołem, jednocześnie pozwalał sobie na antyklerykalne wypowiedzi, korzystał z retoryki antypartyjnej po to, żeby za chwilę próbować przyciągać polityków z innych ugrupowań, mógł czekać i korzystać z koniunktury. Jeśli zwiąże się z taką formacją, oczywiście będzie miał pewne beneficja – będzie mógł istnieć na co dzień w polityce, będzie miał łatwiejszy dostęp do mediów itd., ale jednocześnie przestanie być kimś nowym. Moim zdaniem czas pracuje ewidentnie na niekorzyść Szymona Hołowni. Natomiast kluczowe dla jego przyszłości, bo on korzysta głównie z liberalnych wyborców, będzie to, co stanie się po stronie Platformy Obywatelskiej. Trochę to przypomina czas Ryszarda Petru i Grzegorza Schetyny. Petru mógł kłusować w polskiej polityce kosztem Platformy, dopóki Platforma się nie obudziła i nie wykorzystała swoich zasobów w konkurencji z Nowoczesną, którą bez problemów rozstrzygnęła na swoją korzyść. Analogicznie będzie tutaj. Jeśli PO w którymś momencie wybierze jakąś polityczną strategię, być może dokona zmian personalnych w kierownictwie, włącznie ze zmianą przewodniczącego, to wówczas Hołownia będzie bez szans. Jeśli natomiast PO będzie nadal żyła nadzieją, że ogólne zjawiska osłabiają PiS, a ona będzie na tym korzystała, to wówczas Hołownia może liczyć na wykorzystanie któregoś z momentu słabości Platformy. Natomiast przy wszystkich bagażach utrudniających rozwój, to partia Borysa Budki ma takie zasoby organizacyjne, że pokonanie pojedynczego polityka nie powinno być dla niej problemem. Na razie jednak nie widać jakiejś większej determinacji Platformy w walce o własne interesy. Natomiast w pierwszej kolejności, krótkoterminowo, Szymon Hołownia będzie zagrożeniem dla Lewicy, gdzie z jednej strony starsi wyborcy SLD, sądząc po wynikach wyborów prezydenckich, nie byli zadowoleni z radykalnego, kulturowego zwrotu i Roberta Biedronia jako lidera, do tego dojdzie być może zniknięcie szyldu SLD, a z drugiej strony młodzi wyborcy, którzy doszlusowali do Lewicy, mogą być bardzo podatni na atrakcyjnych medialnie polityków, a mniej zideologizowanych niż młodsza generacja polityków Lewicy. To na poziomie taktycznym, a strategicznie będzie to walka o liberalny elektorat. To są te czynniki, która powodują, że PiS, przy osłabieniu poparcia, czy jego stagnacji, nie ma jeszcze do czynienia z tak silną opozycją, jak mogłaby ona być biorąc pod uwagę potencjał społeczny wszystkich ugrupowań opozycyjnych razem wziętych.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/521779-wywiad-prof-chwedoruk-za-pis-stoja-zrealizowane-reformy