Pamiętają Państwo dyskusję, której tematem było wypowiedzenie konwencji stambulskiej? Choć toczyła się ona stosunkowo niedawno, bo pod koniec lipca, to wydaje się, jakby było to wieki temu.
Dlaczego o tym wspominam? Premier Mateusz Morawiecki podkreślił bowiem wtedy, że w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej „warto działać na polu międzynarodowym”. Co szef rządu miał na myśli? Tego samego dnia wyjaśnił to wpis wiceszefa MSZ Pawła Jabłońskiego, który poinformował, że zgodnie z dyspozycją szefa rządu jego resort rozpoczął „działania dyplomatyczne na rzecz przyjęcia międzynarodowej umowy – konwencji chroniącej prawa rodzin”. I właśnie przez pryzmat tamtych zapowiedzi chciałbym odnieść się w kilku słowach do wyzwań jakie stawia przed polskim rządem ideologiczna ofensywa, której brukselskie elity coraz częściej nadają coraz większy priorytet.
Zgodnie z dyspozycją Premiera @MorawieckiM rozpoczęliśmy w @MSZ_RP działania dyplomatyczne na rzecz przyjęcia międzynarodowej umowy – konwencji chroniącej prawa rodzin. To jedno z podstawowych praw człowieka, które zasługuje na pełną ochronę, także w prawie międzynarodowym
—powiadomił 30 lipca wiceszef MSZ.
Bruksela dokręca ideologiczną śrubę
Ostatnie ideologiczne wzmożenie Brukseli można z pewnością tłumaczyć na wiele sposobów. Nie można tutaj abstrahować od toczących się negocjacji budżetowych i rzeczywistych nacisków różnych państw na instytucje unijne, aby większy nacisk położyć na przestrzeganie praworządności czy kwestię ochrony praw środowisk LGBT. Można tutaj mówić z pewnością o pewnym „elemencie negocjacyjnym”, a czym są ostre negocjacje widzieliśmy ostatnio, gdy Marek Suski kazał swoim kolegom z partii koalicyjnych „sprzątać biurka”. Nie można jednak udawać, że nie widzi się, że niebieska flaga europejska z dwunastoma pięcioramiennymi gwiazdami robi się coraz bardziej tęczowa. Świadczą o tym chociażby ostatnie głośne deklaracje Ursuli von der Leyen i Very Jourovej dotyczące m.in. „wzajemnego uznawania stosunków rodzinnych w UE”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ofensywa ideologiczna? Szefowa KE m.in. o „strefach wolnych od LGBT”: „Jeśli jesteś rodzicem w jednym kraju, jesteś rodzicem w każdym”
O tym, że presja wywierana na nasz kraj będzie przybierać na sile, pisał w ostatnim tygodniku „Sieci” Jacek Karnowski.
Kolejne wydarzenia – nacisk na powiązanie praworządności z funduszami unijnymi, rezolucje Parlamentu Europejskiego, skoordynowane przypisywanie Polsce rzekomego prześladowania mniejszości seksualnych, mobilizowanie przeciwko nam – poprzez list ambasadorów – wszystkich chętnych i mniej chętnych, i tych ważnych, i tych nic nieznaczących – wskazują, że teraz plan jest inny. Teraz rząd ma zostać obalony albo zmuszony do kapitulacji głównie za pomocą presji zagranicznej. Presji potężnej, bo już dziś działania wymierzone w Polskę mają charakter bezprecedensowy. Np. próba powiązania funduszy z tzw. praworządnością, jeśli się powiedzie, może oznaczać skokową redukcję zakresu naszej suwerenności
—czytamy.
Rządy w Warszawie i Budapeszcie podzielając te obawy postanowiły powołać wspólny unijny instytut, który będzie zajmował się oceną stanu praworządności w państwach członkowskich. To ruch słuszny, bo trudno zaufać gwarancjom o obiektywnej ocenie stanu praworządności przez inne państwa, gdy od kilku lat chłopcem do bicia stała się Polska i Węgry. I o tym właśnie mówiła Katarina Barley, która choć użyła skandalicznych słów, to w gruncie rzeczy wprost powiedziała o co chodzi z tą całą praworządnością.
CZYTAJ WIĘCEJ: Węgry i Polska stworzą wspólny instytut ws. praworządności. „Wystarczająco długo używali nas w charakterze worka treningowego”
Choć na razie nie wiemy za wiele o powstającym instytucie, to z pewnością byłoby dobrze, gdyby zrzeszał on, jak najwięcej państw członkowskich, aby za kilka lat mógł stać się ważnym punktem odniesienia. Przypomnę, że na początku, gdy rząd Prawa i Sprawiedliwości reaktywował Grupę Wyszehradzką, ją także lekceważono. Podobnie może być z Trójmorzem, które ze wsparciem Stanów Zjednoczonych coraz szybciej się rozwija.
W tym miejscu polecam Państwu wywiad z ministrem spraw zagranicznym prof. Zbigniewem Rauem, gdzie jednym z tematów było właśnie Trójmorze.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Zbigniew Rau: Polska, wraz ze swoimi sąsiadami, wraca do swojej najbardziej znaczącej tożsamości
Szansa w Trójmorzu?
Powyższe przykłady pokazują, że chcąc coś wygrać na arenie międzynarodowej musimy grać z innymi. Jestem całkowicie o tym przekonany, że sami z ofensywą lewackiej agendy nie damy sobie rady. Chcąc się jej przeciwstawić nie możemy jedynie pohukiwać, ale konieczne jest przedstawienie politycznej alternatywy lub substytutu. Mam nadzieję, że o międzynarodowej umowie, o której wspomniał wiceminister Jabłoński, jeszcze usłyszymy.
Zgadzam się tutaj w pełni z Tomaszem Terlikowskim, który na łamach magazynu „Plus Minus” w kontekście listu 50 ambasadorów ws. społeczności LGBT, napisał:
Jeśli ktoś naprawdę wierzy, że w kwestii obrony obecnego w Polsce modelu rodziny czy sprzeciwu wobec tzw. równości małżeńskiej może szukać pomocy u Trumpa, to zwyczajnie musi się przeliczyć. Warto też sobie uświadomić, że w tej sprawie w Europie możemy liczyć tylko na państwa Międzymorza (a i to nie wszystkie), i zacząć budować w końcu realne strategię wspólnej obrony bliskich nam wartości. I na koniec, bo to też ważne - jeśli chce się prowadzić politykę w kontrze do wszystkich, to nie należy prowokować silniejszych, a także błędami czy zwyczajnym nierównym traktowaniem tych, których obecnie świat broni najbardziej, wystawiać się na atak. To podstawy politycznego realizmu.
Te same słowa można odnieść do konwencji stambulskiej. Jeżeli rząd zdecyduje się na jej wypowiedzenie lub będzie próbował negocjować jej zapisy, powinien to robić razem z państwami, którym również nie jest z nimi po drodze. Samodzielnie nic tutaj nie zdziałamy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/521134-sami-z-ideologiczna-ofensywa-nie-wygramy