Święty ogień oburzenia wstrząsnął Marcinem Kierwińskim, kiedy Marek Suski przypomniał mu, że ciosy, jakie w różnej postaci spadają na Polskę ze strony polityków i mediów zachodnich, są w ogromnej mierze jedyną zasługą polskich euro deputowanych, należących do ugrupowań opozycyjnych. To właśnie oni – złączeniu nierozerwalnymi więzami ze swymi krajowymi partnerami partyjnymi w walce o władzę w Polsce - nieustannie oskarżają własny kraj o najgorsze rzeczy. Sprawy związane z rzekomym łamaniem praworządności oraz ostatnio domniemane prześladowaniami przedstawicieli środowiska LGTB są głównymi narzędziami walki z obecną władzą.
Praworządność jak toporek wojenny
Od kilku lat najbardziej wygodnym narzędziem europosłów polskiej opozycji do ataków na własny kraj jest reforma wymiaru sprawiedliwości, mieszcząca się w bardziej ogólnym pojęciu, rozciągalnym niczym guma, praworządności. Właśnie kwestie związane z praworządnością nabrały cechy toporka wojennego, jakim opozycja i dyletanccy europosłowie zachodniej Europy, włącznie do kierowniczych politycznych gremiów Unii Europejskiej cały czas wymachują przed Polską. Narzędzie bezprawne podwójnie. Sprawy uregulowań systemu wymiaru sprawiedliwości pozostają pełnej autonomii dla każdego państwa członkowskiego i nie podlegają traktatom europejskim. Bezprawne jest więc ich narzucanie. Po wtóre, nie ma żadnych, jasnych reguł, według których można zmierzyć stopień praworządności jej intensywność, czy też jej jakość. Wystarczające kryteria określają proste zasady konwencji praw człowieka i obywatela.
Ingerowanie władz UE w sprawy budowy i zasad funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, można by porównać do takiego samego absurdu, jakim byłyby próby dyktowania poszczególnym państwom zjednoczonych w UE, według jakich wzorów winne być szyte stroje dla obywateli – krój, kolory, rodzaje materiału, biorąc pod uwagę wiek, płeć i porę roku. Kryterium, jakie w tym przypadku należałoby przestrzegać, przypominałoby to, jakiego wymaga się w sprawach „praworządności” – musiałyby „przestrzegać standardów”, jakie panują w pozostałych państwach Unii. Zaś już to, czy standardy te są właściwe, pozostaje kwestią uznaniowości, nie zaś żadnych jednoznacznych kryteriów.
Niemniej jednak spiskowanie przeciwko własnemu krajowi i stałe na Polskę donoszenie naszych rodzimych europosłów doprowadzają do tego, że na kwestionowanie zasad istnienia praworządności w Polsce pozwala sobie wiceszefowa Komisji Europejskiej (nie wchodzę w tej chwili w skandaliczne metody przywracania praworządności, jakich jest zwolenniczką).
Fałszywy obraz Polski
Bezpodstawne, fałszywe zarzuty polskich przedstawicieli w Brukseli o występującej fali psychicznych załamań wśród młodzieży o odmiennych skłonnościach seksualnych, prowadzących do tragedii, pozwalają zachodnim politykom i mediom rysować obraz Polski, jako kraju w którym coraz częściej dochodzi do samobójstw zdesperowanych homoseksualistów. W którym mają miejsca brutalne ataki na gejów i lesbijski oraz niemal codziennością są ich prześladowania ze strony policji zamiast pomocy.
Ciągle zastanawiam się, czy Polska musi pozostawać już nie tylko bezradna wobec fałszywych ataków, ale też całkowicie bezbronna?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/521025-donosy-za-granice-jedynym-zrodlem-aktywnosci-opozycji