Z dużą uwagą śledzę wszelką aktywność nowego ambasadora Niemiec w Polsce. A im więcej mówi, tym wyraźniej widać, że w kluczowych kwestiach polsko-niemieckiego sporu, nasi zachodni sąsiedzi nie mają najmniejszej ochoty realnie uderzyć się w piersi i naprawić krzywd, które Polakom wyrządzili.
Powiedzieć są w stanie wszystko. Ale to tylko słowa, które ładnie wyglądają w księdze pamięci lub na Twitterze. Szkoda, że na nich się kończy.
Ten wywiad dla PAP nie pozostawia złudzeń. Polsko-niemiecki dialog o kwestiach historycznych wciąż będzie drogą przez mękę.
Sprawa pierwsza – reparacje za zniszczenia wojenne i wymordowanie milionów Polaków. Arndt Freytag von Loringhoven pokazuje, że w tej kwestii Berlin ani o włos nie zmienia stanowiska:
Polska i Polacy doświadczyli niewyobrażalnych cierpień. Po wojnie Niemcy wypłaciły w ramach umów międzynarodowych reparacje, a także odszkodowania dla ofiar. Świadczenia te – także dla Polski – wypłacane były aż po minioną dekadę. Tym barbarzyńskim zbrodniom nie można zadośćuczynić. Dlatego mój kraj poczuwa się do swojej moralnej odpowiedzialności. Chcemy dołożyć wszelkich starań, aby umacniać i chronić pokój na świecie, tolerancję, demokrację i prawa człowieka.
Żadnych pieniędzy wam nie wypłacimy, musicie zadowolić się ochłapami, na które dogadaliśmy się z komunistami. Ale za to będziemy dbać o pokój na świecie tak bardzo, że żadni naziści już was mordować nie będą. Tyle ma Polakom do powiedzenia pan ambasador. Nie zostawia nawet żadnej furtki – że może porozmawiamy, że potrzebny jest dialog, że wspólnie dojdziemy do sprawiedliwych ustaleń.
Nie, według niego ta sprawa jest już dawno załatwiona. Otóż nie jest. I pan von Loringoven jeszcze wielokrotnie będzie o nią indagowany. Mam nadzieję, że nie tylko przy okazji zapowiedzi, ale wreszcie oficjalnego wprowadzenia tematu reparacji na agendę stosunków polsko-niemieckich.
Sprawa druga – zrabowane dzieła sztuki. Dyplomata mówi:
Rozliczenie kwestii zrabowanych w czasie nazizmu dóbr kultury jest ważną dla nas sprawą. Chcemy zrealizować tzw. zasady waszyngtońskie z roku 1998 (sformułowane przy okazji Konferencji Waszyngtońskiej ds. mienia z czasów Zagłady, mowa w nich o konieczności zwrotu zrabowanych przez nazistów dzieł sztuki i ich rozpoznawaniu - PAP). Odnośnie do restytucji dóbr kultury prowadzony jest dialog polsko-niemiecki na różnych szczeblach, także w sferze kościelnej i prywatnej. Po podpisaniu polsko-niemieckiego Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy (traktat podpisany 17 czerwca 1991 r. w Bonn zobowiązuje Polskę i Niemcy, aby dążyły w duchu porozumienia i pojednania do rozwiązywania problemów, związanych z dobrami kultury i archiwaliami - PAP), miały miejsce liczne przypadki restytucji dóbr: na przykład w marcu 2014 r. ówczesny federalny minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier przekazał na ręce ówczesnego polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego obraz Francesco Guardiego „Schody Pałacowe” ze Staatsgalerie Baden-Württemberg. W marcu tego roku parafia ewangelicka Berlin Tiergarten zwróciła Bazylice Mariackiej w Gdańsku nastawę ołtarzową i predellę. Z zadowoleniem przyjąłbym, gdybyśmy w oparciu o polsko-niemiecki Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy wznowili te rozmowy.
Kuriozalność tej odpowiedzi zrozumiemy, gdy poznamy pytanie, które ją poprzedza. A dotyczyło 63 tys. obiektów, których Polska poszukuje. Ambasador zasłania się… dwoma przykładami zwrotu naszego mienia. Przywołuje też postanowienia podpisane w roku 1998, które Niemcy „chcą zrealizować”. 22 lata to za mało na tę realizację? Ile czasu będą potrzebować? Kolejnych 20? A może kolejnych 75, jakie minęły od zakończenia wojny?
Przeciąganie tej sprawy to hańba dla współczesnych Niemców i dowód na to, że ambasador chce tylko czarować pięknymi słówkami, gdy mówi, że „rany, które pozostawili tu nasi przodkowie, są do dziś żywe”.
I wreszcie sprawa trzecia – Nord Stream 2. Von Loringhoven musi mieć Polaków za wielkich naiwniaków, jeśli liczy na to, iż nie prychniemy śmiechem na jego zapewnienia, że gazociąg ten jest dowodem… niemieckiej solidarności europejskiej.
Problem rosnącego w Niemczech antysemityzmu, którym dyplomata próbuje podzielić się z innymi krajami, pozwolę sobie skomentować tylko krótkim: nie wypada, panie ambasadorze. Po prostu nie wypada.
Została jeszcze sprawa, która chyba zaczyna już nieco irytować byłego wiceszefa niemieckiego wywiadu, czyli biografia jego ojca.
PAP: Na koniec wróćmy do tematu, który wzbudził wiele kontrowersji. Pana ojciec był adiutantem m.in. Heinza Guderiana, był też w bunkrze Adolfa Hitlera. Czy wspominał w czasach powojennych o konieczności odpowiedzialności, jaką muszą wziąć na siebie Niemcy jako sprawcy zbrodniczej polityki?
AFvL: Wypowiadałem się już w sposób szczegółowy na temat mojego ojca. To nie on został powołany na stanowisko ambasadora Niemiec w Polsce, tylko ja. Cieszę się z tego powodu. Polska i Niemcy, cała Unia Europejska stoi przed wielkimi wyzwaniami. Razem i tylko razem możemy im sprostać. Chcę ze wszystkich sił nad tym pracować.
Tą opryskliwą wypowiedzią von Loringhoven chce nam zabronić pytać o jego ojca? Cierpliwości na mierzenie się z historią swojej rodziny wystarczyło mu tylko na parę dni? Niewiele, jak na tak wytrawnego i świetnie szkolonego dyplomatę oraz człowieka służb specjalnych.
CZYTAJ TAKŻE: Ambasador mydli oczy. Żadnego przełomu po von Loringhovenie się nie spodziewajmy
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/521007-krotka-cierpliwosc-ambasadora-zaraz-zacznie-nas-pouczac