„Kongres czerpie z polskiego ludu siły do walki z szaleństwem ogromnej części elit” - mówi Maryna Miklaszewska o X Kongresie Polska Wielki Projekt, inicjatorka nagrody im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i członek jej kapituły, wiceprezes Fundacji Polska Wielki Projekt.
W dniach 9-11 października odbywa się dziesiąty Kongres Polska Wielki Projekt. Kongres można będzie śledzić on line. Z wiadomych powodów Arkadach Kubickiego może się znaleźć bardzo mała liczba osób. Nie zapraszacie Państwo do Arkad tylko do sieci. Chwała organizatorom bo zachowanie ciągłości odbywania się Kongresu jest chyba kluczowe?
Optymistycznie przenieśliśmy termin z czerwca na październik, licząc, że Covid nas opuści. Teraz sytuacja jest taka, że choć panele i wszystkie inne zdarzenia odbywają się w „realu”, liczbę gości musimy bardzo ograniczyć. Dlatego wspomagamy się przekazem online, „siecią”. Chcąc oswoić internet, warto słowo „sieć” odnieść do rybaków, do połowu – w sensie wyławiania z tej sieci rzeczy wartościowych [w duchu słów Barki, tej ulubionej pieśni Jana Pawła II: łowić serca na morzach dusz ludzkich]. Mam nadzieję, że serca naszych, którzy zawsze przychodzili do Arkad na obrady Kongresu, teraz też zostaną „złowione”, albo inaczej, to oni „wyłowią” przy pomocy sieci wartości, które Kongres niesie.
X edycja Kongresu skłania w sposób naturalny do podsumowań. Organizatorzy wykonali gigantyczną pracę, która uświadomiła polskiemu społeczeństwu trwałość i siłę tradycji narodowej, konserwatywnej i republikańskiej. Kongres zaczynał działalność w cieniu dramatu smoleńskiego, gdy wydawało się, że trwałość władzy PO i PSL jest oczywista. I dominacji myślenia że „Polska to brzydka panna na wydaniu bez posagu”. Romantyczny gest sprzeciwu?
Polskie społeczeństwo nie jest monolitem. Polska to panna piękna, ale ma zakompleksioną część osobowości, która uważa inaczej. Unijny „kawaler” może więc z nią robić, co chce: włóczyć za włosy po podłodze, nawet zagłodzić, jeżeli woli chude. To zahacza jakoś o neurozę, to są problemy z akceptacją narodową, nienawiść do własnego kraju, jak do własnego ciała, jak widać trudno się leczy. Dlatego ta praca musi trwać, to nie tyle romantyczny gest sprzeciwu, ale unikalne chyba na tle dzisiejszej Europy forum, na którym tradycja narodowa i konserwatywna jest tak wytrwale prezentowana.
Przewaga medialna i sprawność socjotechniczna spowodowała zbudowanie takiego absurdalnego przekonania, że intelektualiści a szerzej ludzie myślący to tylko lewacy i przedstawiciele opcji liberalnych. Rola Kongresu była chyba kluczowa w pokazaniu jak bezczelna była to manipulacja. Kongres przed jak i po 2015 rokiem odwiedziło grono znakomitych intelektualistów ze świata, Występowali na nim polscy myśliciele prezentując pogłębione analizy rzeczywistości społecznej. Rzeczywistość przerosła obóz lewicowo-liberalny, który odkleił się od rzeczywistości?
Rzeczywistość pędzi w takim tempie, że przerasta nas wszystkich. Prezentowanie jej analizy społecznej czy jakiejś innej, dziś aktualne, jutro będzie nieinteresujące, bo będziemy już w innym, znacznie bardziej przerażającym miejscu. Oczywiście konserwatyści mają tu lepiej, bo wartości, które wyznają, są w pewnym sensie ponadczasowe. Prawdziwa polska myśl lewicowa, w swoim szlachetnym wydaniu, też odnajduje się po tej stronie. Natomiast obecni lewicowcy to „lewactwo” i z tym określeniem chyba już się pogodzili, woląc je z dwojga złego od „postkomuny”. Trzeba przyznać, że lewactwo, w ślad za komuną, jest mistrzem w zakłamywaniu rzeczywistości. Ćwiczy to już ponad sto lat i jest w tym naprawdę coraz lepsze. Już nawet nie potrzebuje więzień i to, co dzieje się na Białorusi, a co przypomina, skąd ich rodowód, jest dla nich naprawdę krępujące.
Problem wspomnianych w Pana pytaniu gości Kongresu, zagranicznych i polskich intelektualistów, polega między innymi na konieczności bezustannego odkłamywania. Jeśli ktoś bez przerwy musi odkłamywać, prostować, demaskować manipulacje, to siłą rzeczy znajduje się na pozycjach obronnych. Jedynym „atakiem” jest stawianie trafnych i prawdziwych diagnoz i, jak się zdaje, to jest największym atutem Kongresu.
Co do przewagi medialnej, to jest ona pochodną okrągłego stołu i wielkim prezentem, z którym odeszli od tego stołu przerobieni chybcikiem na liberałów komuniści. Zadowoleni, bo na tym chyba im najbardziej zależało, przy wszystkich innych beneficjach związanych z możliwością wyprzedaży polskich dóbr.
Skoro nie ma on poważnej oferty programowej pozostaje ideologia LGBT, czyli strategie socjotechniczne przećwiczone już przez bolszewików, czego przejawy obserwujemy teraz ze znacznym nasileniem. Przywołam uderzający w Polskę list 50 ambasadorów, który jest przejawem zjawiska ideologizacji i konformizmu elity liberalnej. Jak neutralizować te negatywne tendencje w kulturze o tym też często się na Kongresie mówiło?
Nie przywiązywałabym znaczenia do listu ambasadorów, wzmożonych gorliwców, składających nowe listy uwierzytelniające, do jakiegoś najwyższego, nieokreślonego gremium. A my zaraz pałamy świętym oburzeniem. Od dawna mamy panią Georgette Mosbacher jako szefa misji dyplomatycznej USA, czy to nie jest samo w sobie wystarczająco zabawne? Pouczyła Polaków, że stoją po złej stronie historii. Niby przykro, ale wystarczy spojrzeć na zdjęcie tej pani i widać, że to po prostu skecz w wykonaniu amerykańskiej stand-uperki. Moim zdaniem jedyny sens tego listu, który już jest zresztą passe, to znaczenie, które chcieli sobie przydać sami ambasadorzy. Wynika to z poczucia, że odgrywają w polityce coraz mniejszą rolę. Można to zrozumieć.
Mam takie poczucie, iż w obliczu szaleństwa tłumów, że posłużę się tytułem głośnej książki, Kongres, to w tym szaleństwie, jeden z bardzo istotnych mocnych punktów odniesienia dla wyznawców zdrowego rozsądku?
„Szaleństwo tłumów” to bardzo ciekawa książka i mocny tytuł. Trudno mi powiedzieć, jak z tym jest na świecie. Wrażenie robiły sceny zamieszek w USA, związanych z Black Lives Matter. W Polsce tłumy rzadko ogarniało szaleństwo, takie, jak choćby we Francji w czasie rewolucji, furia bolszewicka w Rosji czy masowy obłęd III Rzeszy. Lud w Polsce w takie tłumy raczej się nie zamienia, z wyjątkiem pozytywnego uniesienia w czasie Solidarności. Lud polski wyznaje raczej zdrowy rozsądek, choć wątpię, czy zbiorowo fascynuje się dorobkiem Kongresu. Sądzę, że to raczej Kongres czerpie z polskiego ludu siły do walki z szaleństwem ogromnej części elit.
Jest Pani inicjatorką nagrody im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i członkiem jej kapituły. To nagroda przyznawana wybitnym twórcom. X Kongres zdominowany jest chyba przez problematykę dotyczącą kultury. Zresztą zawsze była ona chyba na Kongresach akcentowana? Dlaczego?
Jeśli kulturę traktować bardzo szeroko, to zgadzam się, tematy związane z edukacją, socjologią w ujęciu filozoficznym, architekturą, myślą teologiczną – można by tu wiele wymieniać – istnieją na kongresowych debatach bardzo mocno. Kultura w sensie czystym, czyli poezja, proza, muzyka, teatr, sztuki wizualne, jest akcentowana głównie poprzez nagrodę dla twórców właśnie. Marzą mi się czytania sztuk, które mają trudności z wystawieniem w teatrach, wernisaży, które pokazałyby, że malarstwo wciąż żyje. Bo na tym polu przegrywamy najbardziej. Nie tylko strona konserwatywna, bliska ideom Kongresu, ale wszyscy, całe społeczeństwo. Każdy wie przecież, że do wyższej formy kultury trzeba się trochę „przymusić”. Jeśli na tym wyższym poziomie wyczuwamy jakiś fałsz, ideologiczne zabarwienie albo po prostu hucpę, wybieramy poziom niższy. Przynajmniej się zrelaksujemy, no i bardziej pasuje to do piwa.
Dwa panele na X Kongresie poświęcone są problemowi prawdy i kryzysowi uniwersytetu. X Kongres jak mnie się wydaje, ma pokazać coś, co Antoni Libera podsumował trafnym określeniem, że żyjemy w epoce wielkiej gry pozorów a Pani, że duża część kultury pozostaje w stanie onirycznego śnienia? Przebudzanie to także cel Kongresu?
Jeśli tak się wyraziłam, to nieprecyzyjnie, bliżej prawdy jest określenie Antoniego Libery. Teraz jawi się coraz wyraźniej, jaka gra rozgrywa się za osłoną tych pozorów. Choć oczywiście, żeby to mogło być rozgrywane, część świata kultury musi znajdować się w pewnym zamgleniu. To gra bardzo ambitna, bo oparta głównie na języku i środkach wyrazu, czyli tym, czym kultura się posługuje. Nie poprzez jej prawdziwą zawartość, jej sedno, czyli jej ducha. Świat trzeba opisać na nowo. To jest ten projekt. Nasza noblistka Olga Tokarczuk na przykład, rozpisuje teraz coś w rodzaju konkursu na ten opis, na znalezienie nowego języka, bo stary, skażony reliktem duchowości i tradycji, już się nie nadaje. I znów: elity, zwłaszcza uniwersyteckie, mogą kupić ten nowy język, już kiedyś kupiły, wtedy kiedy Stalin był „wielkim językoznawcą”. Wtedy nam pozostanie kryterium smaku, o którym pisał Herbert: „potęga smaku”. A to bardzo wiele.
Myśląc o jubileuszu, o X Kongresie, podsumowując dorobek widoczny w postaci publikacji, medialnego rezonansu, trzeba zwrócić uwagę na ten aspekt, który trudno jest zmierzyć, a który jest nie do przecenienia. Kongres pełni rolę ogrodnika, który dba o polski ogród, o jego piękno i trwałość?
Jest taka powieść Johna le Carre, „Wierny ogrodnik”. Na jej podstawie nakręcono film. Bohater, dość ostrożny brytyjski dyplomata, grany przez Ralpha Fiennesa, kochał żonę i dbał o ogród. Hodował kwiaty, wrażliwy na ich piękno. Poświęcił życie, chcąc udowodnić, że jego piękna żona zginęła zamordowana, bo wpadła na trop bezwzględnego farmaceutycznego koncernu, przeprowadzającego eksperymenty z nowym lekiem na kobietach w Afryce.
W tej ogrodowej przenośni, którą ma Pan na myśli, nie chodzi o podlewanie i tępienie chwastów, tylko o to, że ogrodnik, jeśli chce stać na straży piękna, musi być przede wszystkim wierny. Być może trudno mi zmierzyć dorobek Kongresu, rezonans w mediach w jednych jest, w drugich głucha cisza, ale jednego jestem pewna: ludzie z nim związani, nasza rada programowa, a zwłaszcza bliska mojemu sercu kapituła i wszyscy laureaci Nagrody im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego mają tę wierność w sercach, zapisaną w kodzie genetycznym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/520977-miklaszewska-kongres-czerpie-z-polskiego-ludu-sily