Ludzie, którzy co nieco orientują się w świecie wiedzą, że w zderzeniu z epidemią (zakażeń) koronawirusa nikt w świecie demokratycznym nie był mądry od początku i nikt nie jest mądry na końcu. Każda przyjęta ścieżka postępowania i reakcji państwa oraz społeczeństw ma swoje plusy i swoje słabości. Rządzący muszą uwzględniać czynniki medyczne, społeczne, psychologiczne, gospodarcze i międzynarodowe.
Dlatego warto jednocześnie docenić sprawne wprowadzenie w Polsce zamrożenia społecznego w marcu - gdy były same niewiadome - i obecną decyzję, że drugi raz tego zrobić nie można, bo jednak koszty społeczne są potężne, bo na szczęście śmiertelność nie jest tak wielka, jak niektórzy eksperci prognozowali. Z jednej strony konieczne jest normalne funkcjonowanie wielu obszarów, pewna odwaga, umiejętność szukania sposobów na funkcjonowanie w warunkach stanu epidemicznego z drugiej - zdecydowane restrykcje tam, gdzie są konieczne.
Tak właśnie - oceniam - działa polski rząd. Rozsądnie, elastycznie, obserwując napływające informacje i zmieniającą się sytuację.
Tylko bardzo niemądrzy ludzie mogą domagać się cudownej różdżki, która rozwiąże wszystkie problemy, najlepiej bez kosztów. Nie znaleziono jej ani w Szwecji, ani w Wielkiej Brytanii, ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Niemczech. Niektórzy myśleli, że je mają, patrzyli na nas nawet z pewną wyższością - jak Czesi - ale i tam wystrzeliły wskaźniki zakażeń.
Rządzących musimy zatem rozliczać z wyciągania wniosków, sprawności w realizacji podejmowanych zobowiązań i umiejętności zapewnienia miejsca w szpitalu i specjalistycznego sprzętu tym, którzy będą ich potrzebowali. Taka była umowa społeczna na początku epidemii.
Jeżeli spojrzymy na dane zdrowotne i gospodarcze, jeśli sprawdzimy, czy każdy, kto potrzebuje, otrzymuje pomoc - dostaniemy odpowiedź na pytanie o to, czy rząd premiera Mateusza Morawieckiego sobie poradził.
Ja uważam, że tak. Jakie tarcze antykryzysowe mielibyśmy, gdyby rządziła ekipa PO-PSL? Już widzę Tuska, który wzrusza ramionami, że jak ktoś bankrutuje, to trudno, taki jest świat.
Bardzo nieuczciwe jest też wyrywanie z kontekstu słów premiera, który w momencie gdy późną wiosną słabła pierwsza fala zakażeń, mówił o pewnym optymizmie - podzielanym wówczas przez większość Polaków, ekspertów i polityków, w kontekście nadchodzącego lata. Jak się okazało, miał rację.
Ten późnowiosenny optymizm uratował przed zapaścią gospodarczą sektor krajowej turystyki i tysiące przedsiębiorstw, nie mówiąc o zbawiennym wpływie w miarę normalnych wakacji na nasze cierpiące wskutek zamknięcia rodziny, na dzieci pozbawione przez całe miesiące towarzystwa rówieśników.
Warto spojrzeć na poniższy wykres:
Widzimy spadek zakażeń późną wiosną i latem. Szef rządu, cytowany przez posła Cezarego Tomczyka, opierał się zatem na twardych danych - i miał prawo mówić tak, jak mówił.
Ale zatrzymajmy się jeszcze na słowach posła Tomczyka.
A oto człowiek, który jest współodpowiedzialny za sytuacje w Polsce. Jeszcze kilka tygodni temu @MorawieckiM. Opowiadał, że „wirusa nie trzeba się już bać”. Pan Premier za narażenie ludzi na niebezpieczeństwo powinien ponieść konsekwencje
— stwierdził polityk.
To wręcz szokujące, jak bardzo mamy nieodpowiedzialną, niemądrą, szukającą tylko sposobu poszczucia na rządzących, opozycję. Nic nie widzi - ani tego, co dzieje się w krajach sąsiednich, ani dalszych. Nie przyjmuje wiedzy o falowaniu epidemii. Licytuje się za to w groźbach i chęci pociągnięcia do odpowiedzialności.
Warto jej zatem przypomnieć, że to ona sama chciała, żądała, proponowała, by kampania i wybory prezydenckie odbywały się właśnie teraz - jesienią. Bo jej zdaniem wtedy - w maju - koperty były zabójcze, a wybory miały zabijać.
Sam poseł Tomczyk wyborów jesienią chciał szczególnie mocno. Przypomnijmy tekst z kwietnia: Istny obłęd! Koalicja Obywatelska nie chce rozmawiać o zmianach w konstytucji. Tomczyk ws. wyborów: „Nie negocjujemy z terrorystami”
I kto miał rację? Wybory w maju byłyby bezpieczniejsze niż te, które odbyły się w lipcu, a te w lipcu okazały się znacznie bezpieczniejsze niż byłyby w październiku.
TAK NAPISAŁ O TYM W MARCU JAKUB MACIEJEWSKI: Co z wyborami, jeśli pandemia wróci z nową siłą jesienią? Albo potrwa dwa lata? Opozycja poczeka z terminem nawet do 2022 roku?
Zresztą, ta sama opozycja domaga się też pociągnięcia do odpowiedzialności, wspierana przez niemądre sądy, ludzi, którzy robili wszystko, by dopełnić konstytucyjnego obowiązku zorganizowania wyborów. I znowu w tym gronie jest Mateusz Morawiecki.
Nie wiem jak państwo, ale ja wolę być optymistą wiosną z premierem Morawieckim (co, powtarzam, było uzasadnione i uratowało potężny sektor gospodarki i nasze zdrowie psychiczne) oraz pesymistą jesienią (kiedy dane wskazują, że trzeba szykować się na poważną bitwę z wirusem), niż prącym do władzy politykiem, którego główną szansą jest to, że Polakom będzie gorzej.
Bo ten najnowszy atak na premiera jest w gruncie rzeczy próbą uderzenia za to, że umie czytać wykresy, analizować dane i dostosowywać to tego działania rządu. W oczach opozycji to najwyraźniej zbrodnia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/520698-to-warto-przypomniec-atakujacej-premiera-opozycji