Kim jest Bartosz Staszewski? W najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci” sylwetka człowieka, który doprowadził do tego, że prorodzinne uchwały samorządów postrzegane są jako agresja na mniejszości i prześladowanie homoseksualistów w Polsce.
„Strefy LGBT. Anatomia manipulacji”
W artykule „Strefy LGBT. Anatomia manipulacji” Jakub Augustyn Maciejewski omawia postać aktywisty LGBT – Bartosza Staszewskiego i jego działania. Przypomina o sierpniowych wydarzeniach, podczas których aresztowano Margot:
Bartosz Staszewski […] zachowywał się jednak inaczej. Nie szarpał się, nie rzucał pod auto, nie krzyczał, przy interwencji mundurowych szybko zniknął z pola widzenia. Pojawił się kilka minut później, gdy policji już nie było, za to na Krakowskim Przedmieściu zaroiło się od telewizyjnych kamer i lewicowych parlamentarzystów. Wyłonił się z niebytu wprost przed kamerą TVN, tłumacząc, że geje i lesbijki chcą w Polsce tylko żyć i kochać, ale reżim nie pozwala. Męczeństwo na pokaz?
Maciejewski opisuje też działalność Staszewskiego i zauważa:
Staszewski świetnie wyczuł koniunkturę społeczną przy rosnącym napięciu pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami legalizacji małżeństw homoseksualnych […]. Bezpośrednim pretekstem do eskalacji działań […] stała się naklejka, jaką tygodnik „Gazeta Polska” dołączył do numeru pisma, z przekreśloną tęczą i napisem „Strefa wolna od ideologii LGBT” […]. [Staszewski] zaczął montować przy znakach z nazwami miejscowości, które przyjęły Samorządową kartę praw rodzin, metalowe tablice z napisem „Strefa wolna od LGBT”. […] ten happening dał mu więcej sławy i wykreował na bohatera mainstreamowych mediów.
Autor podkreśla:
Trudno oprzeć się wrażeniu, że aktywista wykorzystuje płytką kulturę obrazkową – zdjęcia sugerujące, że to same miejscowości zakazują wstępu do nich homoseksualistom, obiegają świat, a tylko co wnikliwsi mogą przeczytać w didaskaliach, że rzeczywistość jest inna […]. Wrażenie, że w Polsce są miejsca, gdzie homoseksualiści nie mają prawa wstępu, stało się mocnym fake newsem i przyniosło konsekwencje. […] niektóre unijne samorządy zerwały partnerstwo z polskimi gminami, w lipcu komisarz UE ds. równości stwierdziła, że niektóre z tych jednostek nie otrzymają pieniędzy w ramach projektu „Partnerstwa miast”, podobną decyzję podjęto przy tzw. funduszach norweskich. Maciejewski zaznacza jednak, że niektóre z tych miejscowości podjęły odpowiednie kroki: Instytut Ordo Iuris zaoferował pomoc prawną dla wspólnot, które zostały ofiarami oszczerstw aktywisty LGBT […]. Pierwsze gminy już korzystają z tej ścieżki prawnej. Pozwy przeciwko Staszewskiemu za zniesławienie i dezinformację złożyły gminy Zakrzówek i Tuszów Narodowy.
„W tej sprawie będę nieugięty”
Przemysław Czarnek, przyszły minister edukacji i nauki, w rozmowie z redaktorem Michałem Karnowskim („W tej sprawie będę nieugięty”) komentuje działania aktywistów LGBT w Polsce i ich kontrowersyjne zachowania. Według profesora nie wolno pozostawać biernym i należy karać osoby łamiące prawo, niezależnie od tego, jakie reprezentują poglądy.
To nie my przerabiamy wizerunki czyichś świętych, ale nasze są profanowane. To nie my odprawiamy prześmiewcze msze, nie my obrzydliwie przeszkadzaliśmy w czasie Marszu Powstania Warszawskiego. Każdego dnia możemy dodać do tej listy nowe przykłady. Nikogo nie atakujemy, chcemy tylko bronić porządku prawnego, bo te zachowania są sprzeczne z polskim prawem. W państwie prawa trzeba przestrzegać przepisów, wszyscy są równi w odpowiedzialności prawnej. I każdy: hetero, bi czy homo, jest poddany takiej samej odpowiedzialności prawnej
— zauważa przyszły szef resortu edukacji i nauki.
Na ataki ze strony prasy lewicowo-liberalnej odpowiada krótko:
Będę mówił prawdę, z którą na szczęście zgadza się większość Polaków − dodaje także, że miałby poczucie zaniechania, gdyby… − nie mówił głośno o tym, do czego prowadzą w konsekwencji ideologia LGBT, ideologia genderowska i neomarksizm.
Przemysław Czarnek mówi o tym, że zawsze będą mu bliskie wartości chrześcijańskie. Podkreśla, że należy głosić prawdę niezależnie od okoliczności.
Straceni będziemy właśnie wtedy, gdy zaprzestaniemy walki, gdy pozwolimy, by wielkość sił przeciwnika nas przeraziła. Że i nawet do kościoła będziemy chodzić po ciemku, by nie denerwować wojujących ateistów, czy powycinamy krzyże przy drogach
— stwierdza poseł PiS.
„Czas na Smoleńsk”
W artykule „Czas na Smoleńsk” Marek Pyza i Marcin Wikło wracają do śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Autorzy zauważają, że w rozwikłaniu sprawy związanej z tragicznym lotem nie sprzyja sama polityka. Zwolennicy różnych teorii odsądzają się od czci. Redaktorzy rozmawiają też z rodzinami, które straciły bliskich w katastrofie. Wyłania się z nich smutny obraz ludzi pełnych rozpaczy i braku wiary w wyjaśnienie przyczyn tego co się wydarzyło.
Wydawało mi się, że po 2015 r. to najważniejsze przecież śledztwo w Polsce ruszy do przodu. Dzisiaj jestem rozczarowana zarówno tempem, jak i brakiem postępów w dochodzeniu, a nade wszystko brakiem kontaktu z prokuraturą. Przykro to powiedzieć, ale nie pokładam w tych działaniach już wielkich nadziei
– mówi Dorota Skrzypek, wdowa po Sławomirze Skrzypku, prezesie NBP.
Gdyby to była tylko sprawa moja i mojej rodziny, to nie liczyłabym na jakiekolwiek efekty, ale skoro to jest sprawa blisko setki rodzin, w tym prezydenta, to spodziewałabym się, że prokuratura zrobi wszystko, co jest możliwe. Nie wiem, z czego wynikają ten paraliż i ta niemoc
— dodaje Małgorzata Wasserman, córka Zbigniewa Wassermanna, ministra koordynatora słuzb specjalnych.
Marek Pyza i Marcin Wikło docierają także do prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie.
My bardzo chcemy, sporo robimy, ale nie możemy niczego ogłosić. Może się zdziwicie, ale mamy… zakaz komunikacji i zakaz spotykania się z rodzinami. Nie rozumiemy tego. Powinno być tak, że gdy przychodzą jakieś wyniki badań, informujemy media, robimy konferencję, zapraszamy rodziny, mówimy, jak jest. Co to za tajemnice? Rodziny słusznie nam to zarzucają. Ale niestety jesteśmy ubezwłasnowolnieni. My jako szeregowi prokuratorzy nie możemy podjąć żadnej decyzji bez zgody szefa. A nasz szef nie może podjąć żadnej decyzji bez zgody z góry
— mówi jeden ze śledczych.
Miasto Trzaskowskiego
W artykule „Miasto Trzaskowskiego” Konrad Kołodziejski komentuje działania podejmowane przez Rafała Trzaskowskiego. Opisuje nagranie wykonane z ukrycia, które pojawiło się w internecie kilka tygodni temu. Widać na nim prezydenta Warszawy, który podczas imprezy w klubie przekonuje didżejkę do zmiany muzyki: didżejka nie chce się zgodzić, więc po krótkiej wymianie zdań Trzaskowski sięga po inny argument: „To moje miasto. Weźcie to troszeczkę pod uwagę”. Według autora nagranie to…
rzeczywiście dobrze charakteryzowało styl obecnej prezydentury Warszawy. Działacz miejski Jan Śpiewak zauważył, że Trzaskowski wykorzystuje swój autorytet do „walki z muzyką na imprezie”, bo zwyczajnie brakuje mu go przy rozwiązywaniu poważniejszych problemów.
Kołodziejski wskazuje:
Prezydent stolicy tłumaczy zapaść miasta trudną sytuacją budżetową i o wszystkie kłopoty finansowe oskarża rząd. W swoim wystąpieniu wideo adresowanym do mieszkańców wyjaśnia, że wraz z kryzysem spowodowanym pandemią spadły dochody, a trudną sytuację stolicy pogłębiają „nietrafione decyzje rządu”, przez które samorządy mają coraz mniej przychodów z podatków PIT i CIT […]. Rząd odrzuca te tłumaczenia, a politycy PiS odpowiadają, że Trzaskowski […] po prostu nie potrafi zarządzać pieniędzmi, bo najwyraźniej przejadł całą nadwyżkę budżetową z poprzednich lat, gdy dochody stolicy były bardzo wysokie […]. Zadłużenie Warszawy ma wzrosnąć do 9 mld zł, a Trzaskowski podkreśla, że w ciągu następnych trzech lat dochody stolicy skurczą się aż o 2,7 mld zł. Ktoś więc tę dziurę będzie musiał załatać. Wiadomo kto – każdy mieszkaniec miasta. Jednocześnie autor zauważa: Trzaskowski jest trochę jak Donald Tusk, robi wokół siebie sporo hałasu, wykonuje mnóstwo działań pozornych, które mają świadczyć o tym, jak bardzo jest zaangażowany. Jednak w rzeczywistości to tylko piarowska zagrywka […]. W tej chwili Trzaskowski chętniej gra na starej nucie antypisowskiej, bo wie, że w ten sposób najłatwiej jest mu sterować emocjami ponad połowy mieszkańców stolicy, którzy oddali na niego swój głos.
„Trzęsienie ziemi w Watykanie”
Grzegorz Górny w artykule „Trzęsienie ziemi w Watykanie” opisuje dymisję kard. Angelo Becciu:
Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej wydało lakoniczny komunikat, że purpurat złożył na ręce Franciszka rezygnację z funkcji prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych oraz zrzekł się wszystkich przywilejów wynikających z posiadania godności kardynalskiej, m.in. prawa udziału w konklawe. Wskazuje, że… komunikat przyjęto z niedowierzaniem. Zdarzało się, że wysocy dostojnicy watykańscy sami składali dymisję z zajmowanych przez siebie urzędów. Nie zdarzyło się jednak nigdy, by jakiś kardynał dobrowolnie zrezygnował z przysługujących mu przywilejów.
Autor zaznacza, iż…
przyczyn nagłej dymisji nie podano, choć media snuły podejrzenia, że może chodzić o niegospodarność w związku z zakupem za 160 mln dol. luksusowego budynku w londyńskiej dzielnicy Chelsea. Pieniądze miały pochodzić z tzw. świętopietrza, czyli datków zbieranych przez wiernych na świecie na potrzeby charytatywne papieża. Angelo Bacciu jako substytut w Sekretariacie Stanu zarządzał tym kontem. Część środków, zamiast trafiać do ubogich i potrzebujących, była inwestowana w inne przedsięwzięcia, takie jak np. udziały w koncernie naftowym w Angoli czy właśnie zakup nieruchomości w Londynie […]. W tej sprawie od wielu miesięcy toczy się za Spiżową Bramą dochodzenie. Górny informuje też, że na łamach „L’Espresso” ukazał się duży artykuł podsumowujący wyniki dziennikarskiego śledztwa przeprowadzonego przez reporterów tygodnika. Ujawnili oni dowody […] na nielegalne transfery dokonywane z watykańskich kont, za pośrednictwem różnych podmiotów, na rachunki trzech braci kardynała prowadzących interesy na Sardynii […].
Autor stwierdza:
Powyższe doniesienia podzieliły nawet największych zwolenników Franciszka. Jeden z nich, chilijski watykanista Luis Badilla z portalu Il Sismografo, napisał, iż dymisja kardynała to „typowy przykład kanibalizmu medialnego animowanego wewnątrz watykańskich murów”.
W tygodniku także ciekawe komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Wojciecha Reszczyńskiego, Jerzego Jachowicza, Aleksandra Nalaskowskiego, Wiktora Świetlika czy Andrzeja Zybertowicza.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 5 października br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć: http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/520479-w-tygodniku-sieci-klamstwo-o-strefach-wolnych-od-lgbt