Zdarzyło się to latem 2003 roku. Włoski podsekretarz do spraw turystyki Stefano Stefani tak oto scharakteryzował niemieckich turystów w jednej z lokalnych gazet, w autorskim komentarzu pt: „Niemcy, znamy ich dobrze”:
Jednostronnie uformowani blondyni z hipernacjonalistyczną dumą, indoktrynowani od niepamiętnych czasów, by w każdych okolicznościach uważać się za najlepszych w klasie, którzy nigdy nie przepuszczą okazji do zarozumiałego zachowania, upajający się wyimaginowanymi pewnikami, hałaśliwie oblegający nasze plaże, z typowymi dla nich konkursami na bekanie po uczcie z frytek i piwa”…
W Niemczech zawrzało. Opinia Stefaniego, choć wypowiadało ją wielu różnojęzycznych polityków (z powodu ekscesów z zapijaczonymi niemieckimi turystami władze Majorki zakazały nawet sprzedaży plastikowych wiader, z których „żłopali sangrię na plaży”), odbiła się echem oburzenia we wszystkich niemieckich mediach, od Hamburga do Szwarzwaldu. Rzecznik rządu federalnego Bela Anda poinformował o odwołaniu urlopu przez kanclerza Gerharda Schrödera, który miał spędzić ze swą wówczas czwartą żoną (obecnie ma już piątą), w jego ślady poszli inni politycy, do ich bojkotu przyłączyło się też wielu przeciętnych Niemców. Sekretarz generalny współrządzących socjaldemokratów (SPD) Olaf Scholz dorzucił, że kanclerz dał tym samym wyraźnie do zrozumienia, co myśli o wyrażaniu takich obraźliwych opinii, minister spraw wewnętrznych Otto Schily zażądał usunięcia Stefaniego ze stanowiska. Co więcej, Schröder zyskał ponadpartyjne poparcie, członek zarządu i poseł Bundestagu Peter Ramsauer z chadeckiej partii CSU zaprosił go nawet do spędzenia urlopu w Bawarii…
Na tym nie koniec. Niemieckie media podjęły istną kanonadę pod adresem włoskiego rządu, wytykając przy okazji, ileż to milionów zarabiają Włosi dzięki niemieckim turystom, z detalicznym wyliczeniem „52 mln niemieckich noclegów”. Choć szef włoskiej dyplomacji Franco Frattini skrytykował wypowiedź Stefaniego i zapewnił publicznie o „tradycyjnej, niemiecko-włoskiej przyjaźni”, choć sam sekretarz Stefani uległ presji i zapewnił w niemieckim tabloidzie „Bild-Zeitung”m, że w sumie to on „kocha Niemców” - nie pomogło…
Jeśli wiodący politycy posługują się głupimi stereotypami, kiedyś trzeba wytyczyć granice. W moim rządzie taki sekretarz nie pozostałby ani godziny dłużej”
– wskazał sam kanclerz Schröder w telewizji publicznej ARD.
Chciał głowy Stefaniego i ją dostał. Pod naciskiem polityków i zgodnym oskrzydleniem przez media włoski urzędnik stracił posadę. „Ciao, Stefani!”, napisał triumfalnie w tytule tygodnik „Der Spiegel”… Na marginesie, zdymisjonowany Stefano Stefani oznajmił na odchodne, że „podtrzymuje i nie żałuje swej wypowiedzi” i „co do pewnego typu Niemców nie zmienił zdania”. Nie jest to jedyny przykład interwencji na najwyższym, szczeblu, nie inaczej zareagowali niemieccy politycy, gdy brytyjskie gazety „The Sun” i „Daily Sports” opublikowały zdjęcia… pupy kanclerz Angeli Merkel, przyłapanej na urlopie we Włoszech przez paparazzich podczas przebierania się, opatrzone tytułem „Big in Bumdestag”, czyli „Wielka w tyłkotagu”… „Daily Sports” pokpiwał: „Widzisz mój Frycu tę wielkość…? Przeciw „tak pojmowanej wolności prasy” zaprotestowali m.in. rzecznik MSZ Eduard Lintner, a także rzecznik Związku Niemieckich Dziennikarzy (DJV) Hendrik Zörner, który zachęcał Merkel do… podjęcia kroków prawnych. Tygodnik „Focus” zarzucił Brytyjczykom „pielęgnowanie obrazu maszerującego krokiem defiladowym Niemca-faszysty w stalowym hełmie, oraz szpetnych i niezgrabnych Niemek. Procesu nie było, oficjalne i zakulisowe interwencje polityczne - owszem. Niemcy potrafią walczyć o swoje i własny wizerunek, nawet w tak niepoważnych kwestiach.
Co ma wspólnego sprawa hałaśliwych, zapijaczonych Niemców z wypowiedzią europosłanki Katariny Barley o „finansowym zagłodzeniu” Polski i Węgier? Bardzo wiele i jest akurat bardzo poważna.
Po pierwsze, pani Barley nie jest podrzędną urzędniczką, przeciwnie, pełni jedną z pierwszoplanowych funkcji, jest wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego i występuje w jego imieniu, o czym za chwilę.
Po drugie, co powtarzam pod odpowiedzialnością karną, nie było przeinaczenia jej słów, jak tłumaczy się Deutschlandfunk (zapewne pod naciskiem samej pani Barley); redakcja dokonała jedynie skrótu odzwierciedlającego zarówno treść, jej intencje jak i od dawna prezentowane przez nią poglądy, w europarlamencie i poza nim, w mediach, w tym publikacjach sygnowanych własnym nazwiskiem, o czym pisałem wraz z cytatami w moim komentarzu pt: „Z tata wariata… - Deutschlandfunk przeprasza za sfałszowanie wypowiedzi niemieckiej polityk, której nie sfałszowała”:
Obecnie negocjujemy budżet, który będzie ważny przez siedem lat, to dużo pieniędzy. Polska i Węgry chcą je dostać, żyją z pieniędzy europejskich. (…) Jeśli teraz zrezygnujemy z praworządności, to przez najbliższe siedem lat będziemy mieć takie stosunki w UE, jakich nie chcą także nasi obywatele, bo nasze pieniądze z podatków trafią do reżimów takich jak Orbána i Kaczyńskiego, które przede wszystkim szuflują pieniądze do własnych kieszeni, a przy tym dokonują w swoich krajach takiej przebudowy demokracji, że z wartościami UE nie ma już nic wspólnego
— to jej słowa.
Już samo obelżywe stwierdzenie: „żyją z pieniędzy europejskich”, jak i określenie „reżim”, uwłaczające gabinetowi premiera Mateusza Morawieckiego, a także polskim wyborcom, dyskwalifikuje niemiecką polityk nie tylko w roli wiceszefowej europarlamentu.
Po trzecie, wiceprzewodnicząca PE Barley od dawna angażuje się w działania wymierzone otwarcie w polski rząd.
Wspomnę choćby tylko jej ubiegłoroczne laudatio, wygłoszone w Bonn na cześć (do niedawna) prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, wyróżnionej górnolotnie i samozwańczo „Międzynarodową nagrodą demokracji” (jałmużną w wys. 5 tys. euro), przyznawaną przez stowarzyszenie imienia niemieckiego zoologa przy Muzeum Zoologicznym w Bonn, (Alexander Koenig Gesellschaft), której fundatorami są Kasa Oszczędności Sparkasse KölnBonn, Volksbank Bonn Rhein-Sieg, zaś wspierającymi rozgłośnia publiczna Deutsche Welle i lokalna gazeta „General Anzeiger”.
Parlament Europejski jest po pani stronie. Po stronie niezależnego sądownictwa. Po stronie społeczeństwa obywatelskiego, które popiera demokrację i praworządność w sercu Europy
– zapewniła sędzię Gersdorf w imieniu europarlamentu wiceprzewodnicząca Barley. Jakim prawem? W tym kontekście nie muszę już chyba cytować reszty jej wypowiedzi.
Po czwarte i najważniejsze: wypowiedź Katariny Barley o „finansowym zagłodzeniu” Polski i Węgier jest przejawem skrajnej bezczelności, arogancji i lekceważenia, niedopuszczalnym powielaniem fałszywych opinii i stereotypów, wreszcie, nieakceptowalną ingerencją w wewnętrzne sprawy naszego kraju. Reakcja z polskiej strony, polskiego rządu, polskich polityków, także opozycji, i polskich mediów, niezależnie od politycznych preferencji, powinna być adekwatna, jednoznaczna, stanowcza i konsekwentna: żądanie dymisji i bojkot, z uznaniem wiceprzewodniczącej Barley za persona non grata w naszym kraju, z równoczesnym daniem rządowi federalnemu i wszystkim, nie tylko politykom zza Odry wyraźnego sygnału, że skończył się czas powielania bzdur i potwarzy na temat Polski i Polaków, że raz jeszcze powtórzę słowa kanclerza Schrödera:
Kiedyś trzeba wytyczyć granice…!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/520473-oto-dlaczego-polska-powinna-zadac-dymisji-wiceszefowej-pe