wPolityce.pl: Panie premierze, znamy i opisywaliśmy na portalu wPolityce.pl szczegóły europejskiego Planu dla Białorusi, który nazywany jest też Planem Warszawy, a którego pan jest głównym autorem.
Czy trudno było przekonać liderów państw unijnych do jego przyjęcia?
PREMIER MATEUSZ MORAWIECKI: Odpowiem tak: wystarczy popatrzeć na komentarze z ostatnich pięciu dni, kiedy dużo więcej było głosów sceptycznych dotyczących możliwości przekonania krajów europejskich do sankcji nałożonych na niektórych przedstawicieli reżimu. Także Amerykanie i Kanadyjczycy, oczekujący na wypracowanie przez Europę jakiegoś planu, z coraz większym sceptycyzmem patrzyli na przebieg wydarzeń.
Dziś można powiedzieć, że na tle tych pierwszych sceptycznych głosów, oczekiwań iż może uda się uzgodnić nałożenie sankcji na dziesięć osób, ale i to niepewne, bo wątpliwości ma Cypr, Grecja, Francja, udało się osiągnąć bardzo wiele. Niektórych trzeba było dłużej przekonywać, ale udało się. To pokazuje naszą sprawczość, skuteczność i zdolność do przekonywania naszych partnerów europejskich.
Sankcje to jedna część planu, drugim jest wizja współpracy gospodarczej. Metoda kija i marchewki?
Wolę mówić o konsekwencjach złych działań i zachętach dla podjęcia dobrych. Mamy pozytywny, atrakcyjny plan gospodarczy dla Białorusi. Chcemy rozwijać wspólne projekty infrastrukturalne, współpracę małych i średnich firm, chcemy zaproponować ruch bezwizowy, pakiet stabilizacyjny. Tu naprawdę stawką może być przyszłość naszego wschodniego sąsiada – albo rozwój, modernizacja i wzrostu inwestycji albo chaos wewnętrznych sporów.
Tuż po zakończeniu szczytu odbyłem także bardzo ciekawą rozmowę z Oliverem Varhelyi, węgierskim komisarzem odpowiedzialnym za sąsiedztwo, odpowiadającym za znaczący budżet w ciągu najbliższych siedmiu lat. Wynika z tej rozmowy, że możemy zaproponować Białorusi spory pakiet na rzecz współpracy także w ramach istniejących Mechanizmów unijnych. Chciałbym więc zachęcić siły białoruskie do wejścia w proces demokratyzacji. Bo oczywiście ten plan nie jest planem dla pana Aleksandra Łukaszenki, który nie jest uznawany przez żaden z krajów Unii Europejskiej, tylko jest planem dla wolnych Białorusinów, jego właściwym adresatem jest białoruski naród.
Można powiedzieć, że wspierając wolność na Białorusi Polska realizuje dziedzictwo Solidarności, w tym Solidarności Walczącej?
Wciąż przeżywamy okres 40-lecia Solidarności, naszego wielkiego zwycięstwa, zaproponowania formuły walki, która doprowadziła do upadku komunizmu. Widząc wielkie manifestacje, liczone w setkach tysięcy uczestników, przypominamy sobie tamtą polską walkę. I bardzo byśmy nie chcieli, żeby i tam przydarzył się stan wojenny i stracona dekada. To nasze polskie, solidarnościowe dziedzictwo jest drogowskazem, w którą stronę iść. My chcemy, by Białoruś poszła w kierunku demokracji, wolności i solidarności.
Dlatego oferujemy pomoc, chcemy dać wszystko, to, co mamy najlepszego: fundusz stabilizacyjny, wiedzę jak budować silną demokrację, ale i świadomość, jakich błędów mogliśmy uniknąć. Błędy polskiej transformacji mogą być lekcją, dzięki której Białoruś nie wpadnie w wiele pułapek. Co więcej, w przyszłości będę stawiał postulat, że powinniśmy się na Białoruś otworzyć asymetrycznie.
Czyli w jaki sposób?
Totalne otwarcie gospodarki tylko na inwestycje zagraniczne grozi szybkim wykupieniem narodowych marek. Nie chodzi o jakiś gospodarczy nacjonalizm, ale m.in. o to by na Białorusi nie zapanowały plagi takie jak w Polsce po osiemdziesiątym dziewiątym roku – korupcja, bezrobocie i sprzedaż wartościowych przedsiębiorstw bez utrzymania kontroli kapitału krajowego. My chcemy pozytywnej transformacji na Białorusi. I co ważne, wcale nie musi ona być przeciw Rosji. Rosja, jak każde państwo, może prowadzić swoje interesy z białoruskim partnerem. Najlepiej na równych, partnerskich prawach, w których obie strony wzajemnie się szanują. My chcemy, by Białoruś była pomostem pomiędzy Rosją a Polską i Unią Europejską. Podkreślam, to plan konstruktywny, pozytywny, nie skierowany przeciw komukolwiek i liczymy, że tak zostanie odczytany.
Panie Premierze, niemiecka wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley mówiła o konieczności „finansowego zagłodzenia Polski i Węgier”. Wyjaśnienia, że chodziło jej tylko o zagłodzenie Węgier, nie brzmią przekonywująco, niewiele zresztą zmieniają. Jak pan odebrał te słowa?
Są to karygodne słowa, które nigdy nie powinny paść z ust niemieckiej wiceprzewodniczącej parlamentu Europejskiego. Powiem wprost: to dyplomatyczny skandal, który nie powinien się zdarzyć. Należy to potępić w całej rozciągłości. Niemcy powinni pamiętać głód, ludobójstwo i tragedie, za które są odpowiedzialni. Brak mi słów, by potępić taką wypowiedź. Podkreślam: Węgry czy Polska mają takie same prawa w Unii Europejskiej jak Niemcy czy Francja.
Rozmawiał mk
ZOBACZ ZDJĘCIA Z BRUKSELI:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/520348-nasz-wywiad-morawiecki-to-pokazuje-nasza-skutecznosc