Czy możemy machnąć ręką na słowa kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena o „strefach wolnych od LGBT” w Polsce, które są oczywistym fake newsem? A co ze słowami ambasador USA Georgette Mosbacher o tym, że „w kwestii LGBT stoimy po złej stronie historii”? Co w końcu zrobić z listem 50 ambasadorów ws. społeczności LGBT w Polsce?
„Ludzie listy piszą…”
Zacznę od końca, czyli od listu, który wywołał ostatnio sporo emocji. Szczerze mówiąc nie przywiązywałbym do niego większej uwagi, szczególnie, że to nie pierwszy taki list. Publikowano je nawet za rządów Donalda Tuska i w swojej treści naprawdę niczym się nigdy nie różniły. Zadziwiające, że zapomnieli o tym przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy, bo gdyby pamiętali, to być może zareagowaliby w inny, mądrzejszy sposób. List został jednak opublikowany przez ambasador USA, która już kilkukrotnie podpadła polskim władzom (niebezpodstawnie), więc zapewne stąd te emocje. Nie wierzę jednak w przypadek, że to właśnie za pośrednictwem konta amerykańskiej ambasady w Polsce dowiedzieliśmy się o tym liście, a nie za pośrednictwem ambasady Belgii, która przecież koordynowała jego powstanie. Nie bez znaczenia jest to, że jego publikacja zbiegła się akurat m.in. przyjęciem przez Parlament Europejski rezolucji przeciwko Polsce, w której zawarte jest całe mnóstwo manipulacji, również dotyczących sytuacji osób LGBT w Polsce. Powstanie listu za swój sukces próbuje uznać lewica w Polsce, która za każdym razem, gdy ktoś z zewnątrz powie kilka złych słów o Polsce, próbuje grać na wciąż obecnych w polskim społeczeństwie kompleksach. List ambasadorów ws. LGBT można więc wrzucić do niszczarki.
Po której „stronie historii” stoimy?
I w ten sposób płynnie przechodzimy do Georgette Mosbacher i jej wywiadu udzielonego Wirtualnej Polsce. Szczegółowo omówiliśmy go na naszym portalu, a komentarz na ten temat napisał Marek Pyza, więc skupie się na nieco innych kwestiach.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Mosbacher stwierdziła, że Polska na Zachodzie ma reputację kraju „nieprzyjaznego mniejszościom LGBT”, dodając w przypływie szczerości, że w sumie ta opinia „nie jest fair”. Co mówią nam te słowa? Ni mniej, nie więcej to, że nie liczą się fakty, ale wystarczy garść fake newsów, aby dorobić jakiemuś państwu gębę faszysty. Ba, Mosbacher w jakimś sensie przyznała, że jest to robione celowo. Osobiście właśnie tak interpretuje te słowa, oprócz tego, że są one po prostu formą nacisku na nasz kraj.
Czy jednak teraz możemy powiedzieć „mamy was. Wiemy, że kłamiecie mówiąc źle o Polsce!”? Skądże! Żyjemy przecież w świecie postprawdy i to fake newsy kreują dziś w o wiele większym stopniu rzeczywistość, niż prawda. Zanim ta dotrze do obiorcy, to ten zdąży rozesłać już fake’a na cały świat. Tak było w przypadku Joe Bidena i cytowania przez niego słów Ursuli von der Leyen o „strefach wolnych od LGBT”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Machnąć ręką?
Czy można zlekceważyć słowa kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych? Chyba nie do końca, skoro na jego wpis odpowiedziała ambasada RP w USA. O niebezpieczeństwach dla polskiej racji stanu wynikających z takiego obrotu sprawy, doskonale zdaje sobie sprawę premier Mateusz Morawiecki, który zapytany o list 50 ambasadorów, przypomniał, że w Polsce nie ma żadnych „stref wolnych od LGBT”, a te które „powstały” są wynikiem manipulacji aktywisty Barta Staszewskiego.
O tym, że sprawy z tęczowej agendy będą wykorzystywane przeciwko Polsce, przekonał się na brukselskim szczycie premier Mateusz Morawiecki, musząc się podczas budżetowych negocjacji tłumaczyć z różnych działań koalicjantów. To również był jeden z czynników, który sprawił, że w obozie doszło do przesilenia.
Ale pytanie o Bidena i Mosbacher, to tak naprawdę pytanie o skuteczność walki z lewicową agendą światopoglądową, bo że oboje amerykańskich polityków reprezentuje takie, a nie inne poglądy, nie powinno być dla nas zaskoczeniem. Mówił o tym w rozmowie z portalem wPolityce.pl amerykanista Artur Wróblewski.
Pamiętajmy, że prezydent Trump prywatnie, o czym świadczy jego życie, nie był nigdy konserwatystą. Jest raczej człowiekiem o światopoglądzie liberalnym. Natomiast przyjął konserwatywną agendę np. ewangelikalnych chrześcijan. W moim przekonaniu u pani Mosbacher jest podobna „schizofrenia”. Wpisała się w konserwatywną agendę amerykańskiego rządu – oficjalnie popiera ruchy prezydenta Trumpa, natomiast prywatnie ma poglądy liberalne. Jak ktoś jej podsunął ten list, to uznała, że może to stanowisko symbolicznie podpisać, bo prywatnie ma pewnie takie poglądy. Natomiast oficjalnie realizuje linię Departamentu Stanu USA, a ten realizuje linię polityczną Białego Domu, a ona jest konserwatywna. Te dwie kwestie należy rozróżnić, one się trochę kłócą, ale jak widać, można je pogodzić i podpisać list czy jakieś pismo, bo wygląda dobrze przed środowiskiem progresywnych liberałów, chociażby CNN-u i innych mediów
—mówił Wróblewski.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Wróblewski: List ambasadorów ws. LGBT jest wynikiem presji ze strony agresywnego lobby homoseksualnego
To, że presja lobby LGBT na Polskę jest i będzie pewnie coraz mocniejsza, to wiemy. O tym zresztą świadczą słowa ambasador USA, które padły w rozmowie z Marcinem Makowskim. To więc pytanie o to, jak tej agendzie się przeciwstawiać? Trzeba sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie, ile pożytku przyniosło podpisywanie przez różne gminy uchwał o „strefach wolnych od ideologii LGBT”, a ile szkód? Czy warto było drukować naklejki z hasłem „strefa wolna od ideologii LGBT”? Tych pytań po wyborach prezydenckich rzeczywiście padło bardzo dużo. Co więcej, spór o tę kwestię mocno dzielił i chyba wciąż dzieli liderów Zjednoczonej Prawicy. Więcej pisał o tym na naszym portalu Jacek Karnowski.
O tym, że odpowiednia taktyka ma znaczenie przekonał się zresztą sam Patryk Jaki, który niedawno w obszernym tekście apelował do kolegów ze Zjednoczonej Prawicy, o aktywną walkę z ideologią geneder.
Apeluje do konserwatystów, aby przestali używać terminu „ideologia LGBT” , który nie jest używany i zrozumiały na świecie. A do tego łatwo nim manipulować. Chodzi o neomarksistowską ideologię „Gender”. Jej autorzy wprost piszą o niszczeniu tradycyjnego modelu rodziny. A my mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek jej bronić. Bo tak mówi nasza ustawa zasadnicza. Tu pisze o tym, że mówiąc o „ideologii LGBT” tak naprawdę chodzi o „ideologie Gender”. Sam się łapałem na tą semantykę i potem w PE i tak musiałem przechodzić z „Ideologii LGBT” na bardziej zrozumiałe Gender. Język ma znaczenie
—napisał europoseł.
Konserwatyści muszą zdawać sobie sprawę z tego, że przeciwstawiając się lewackiej agendzie, muszą to robić rozsądnie, bo czasem słuszne na pierwszy rzut oka działania, jedynie torują tęczowej rewolucji drogę i wywołują niepożądane reperkusje w świecie. Trzeba sobie także odpowiedzieć na pytanie, czy jesteśmy tę walkę wstanie wygrać? Od odpowiedzi na to pytanie, powinna zależeć taktyka walki z rewolucją światopoglądową.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/519761-na-co-mozna-machnac-reka-a-co-trzeba-przemyslec