Są takie dwa niemieckie słowa, tłumaczone na różne języki jak świat długi i szeroki. „Überheblichkeit”, co oznacza wyniosłość, butę, zarozumiałość, pychę i arogancję, w zależności od kontekstu, oraz „Besserwisserei” - czyli przemądrzałość. Czemu je przypominam? Ano temu, że Niemcy znani są z tych cech jak świat długi i szeroki, a poza tym właśnie nadarza się po temu okoliczność, dzięki internetowej publikacji nowego ambasadora Niemiec w Polsce, nazywa się Arndt Burchard Ludwig Freiherr (baron) Freytag von Loringhoven.
Po drobnych, powiedzmy, zawirowaniach, które uprzejmie pominę, pan ambasador rozpoczął urzędowanie w naszym kraju. Zameldował się gdzie trzeba, z polskojęzyczną stroną na Twitterze włącznie. I tam właśnie, tuż po informacji, że odwiedził był Auschwitz (jak napisał: „konieczny dla każdego Niemca krok”, podzielam zdanie), przeszedł do spraw aktualnych. Zamieścił mianowicie list otwarty z własnym dopiskiem:
Prawa człowieka są uniwersalne, dlatego stoimy po stronie osób LGBTI,
- oraz flagą tychże zapewne dla podkreślenia tego stania. Właściwie mógłbym do listu opublikowanego przez ambasadora ustosunkować się po niemiecku - byłoby uprzejmiej - ale biorę przykład z Niemiec właśnie: podczas mojej akredytacji parlamentarno-rządowej w Bonn i Berlinie, na jednej z konferencji prasowych ówczesny szef dyplomacji Joschka (Joseph) Fischer tak oto zareagował na pytanie zadane mu przez korespondenta po angielsku: „Jesteśmy w Niemczech, a w Niemczech mówi się po niemiecku…” Słusznie, więc ja po polsku, sksoro jesteśmy w Polsce. Ale to tylko taka dygresja.
Ad rem. Dla ścisłości, list ten przygotowany został przez ambasadorów różnych państw, ale dotyczy konkretnie naszego kraju (pisownia zgodna z oryginałem):
Pomimo odwołania tegorocznej Warszawskiej Parady Równości, która ze względu na uwarunkowania epidemiologiczne nie mogła odbyć się w przewidzianym terminie, chcemy wyrazić nasze poparcie dla starań o uświadamianie opinii publicznej w kwestii problemów, jakie dotykają społecznośc gejów, lesbijek, osób biseksualnych, transpłciowych i interpłciowych (LGBTI) oraz innych mniejszości w Polsce stojących przed podobnymi wyzwaniami.
Potem następuje „wyrażenie uznania dla podobnych starań podejmowanych w innych miastach Polski” (sic!), z wymienieniem, w których, następnie pouczenie o „godności każdej jednostki”, tudzież, że organizacje międzynarodowe „zobowiązują rządy do ochrony wszystkich swoich obywateli przed przemocą i dyskryminacją oraz do zapewnienia im równych szans (…) przed słownymi i fizycznymi atakami oraz mową nienawiści”…
Oczekuję większego rozeznania w temacie
Uff, naczytał się pan ambasador i nie tylko on, ale jak na zawodowca przystało, zwłaszcza związanego wcześniej z wywiadem, oczekuję większego rozeznania w temacie, chyba, że rozeznanie jest, ale są nadrzędne cele polityczne, czego na początek wysłannikowi Berlina nie imputuję… Poczuwam się jednak do wyjaśnienia dwóch kwestii.
Pierwsza to sprawa kochającego inaczej Bartosza vel „Barta” Staszewskiego. Tenże działacz LGBT jeździł po Polsce z plecakiem, a w nim z wyglądającą na urzędową, żółtą tablicą z napisem: „Strefa wolna od LGBT”, po polsku, angielsku, francusku i rosyjsku, którą przyczepiał pod szyldami miast, obfotografowywał i wrzucał do internetu. A że język polski nie jest w świecie rozpowszechniony różne Guardiany, Die Welty, Le Mondy i The Timesy rozpowszechniły tę chwytliwą ilustrację, bez sprawdzania, że to wymysł i prowokacja samego działacza LGBT, co miało dowodzić rzekomej homofobii rzekomo faszstoidalnego rządu PiS, i nas, Polaków, w ogóle.
Nie chcę się wyzłośliwiać, podczas gdy w naszym kraju nie ma takich rejonów, w Niemczech – owszem, są, co prawda nie dotyczą gejów lecz obcokrajowców, a nazywają się „national befreite Zonen”, w luźnym tłumaczeniu – narodowo czyste strefy. Nikt inny, tylko sam szef MSW ostrzegał obcokrajowców podczas piłkarskiego mundialu w 2006 roku, aby nie zapuszczali się w „No-go-Areas”, jeśli chcą wyjść zdrowo i nie stracić życia… Czy piszę nieprawdę, Panie Ambasadorze?
Rzekoma homofobia w Polsce jest paskudnym wymysłem o politycznym podlożu, a dowodem na to jest kariera polityczna obecnie europosła Roberta Biedronia, wcześniej kandydata na prezydenta RP, jeszcze wcześniej prezydenta Słupska i posła na Sejm, który notabene bez problemów ulokował niedawno swego kochanka w polskim parlamencie. Tenże Biedroń opowiada po świecie dyrdymały, jak w wywiadzie dla agencji Reutersa, (na marginesie, utworzonej kiedyś przez niemieckiego Żyda Paula Reutersa, a dostarczającej dziś informacje w 19 językach do 94 krajów świata), jakoby w Polsce osoby LGBT były „odczłowieczane” i „traktowane jak Żydzi przed wojną”…
Nikt nie zadał, czy nie chciał zadać sobie trudu wyjaśnienia politycznej akcji Staszewskiego, podrywającej wizerunek Polski, W ten oto sposób nieistniejące „strefy wolne od LGBT” zaistniały w wypowiedziach najbardziej wpływowych i znanych postaci, od szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, po kandydata na prezydenta USA Joe’ego Bidena.
Pan ambasador Niemiec zapewne bardziej zyskałby na autorytecie, gdyby nie włączał się do tej kłamliwej propagandy, chyba że… - o czym jednak nie chcę nawet myśleć. Pan ambasador zapewne wie, że hecę z podświetleniem fasady Komisji Europejskiej w Brukseli, z napisami po polsku i angielsku: „Stop strefom wolnym od LGBT w Polsce” oraz polskim godłem na tęczowym tle zorganizowało całkiem legalnie działające w kraju i poza granicami polskie stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii, wraz z organizacją All Out z siedzibą w Nowym Jorku i Londynie, której polscy aktywiści LGBT poskarżyli się, że… nie czują się bezpieczni w naszym kraju. Czyżby tak wytrawny polityk, jakim jest pan ambasador, i tego nie wiedział, czy też włącza się w antypisowską „wojnę totalną” (to nie moja licentia poetica, to hasło przewodniczącego obozu pozbawionego władzy w demokratycznych wyborach przez polskich wyborców)?
I kwestia druga, tak tylko dla porównania. To w Niemczech wymyślono i wprowadzono już w 1871 roku w kodeksie karnym paragraf 175 i tzw. „Różową listę” dla homoseksualistów. Ich prześladowania zostały bardziej zaostrzone w 1935 w paragrafie 175a; w czasach III Rzeszy gejów zsyłanych na śmierć w obozach koncentracyjnych znakowano „różowymi trójkątami”. Po wojnie, w Zachodnich Niemczech paragraf 175 nie został wymazany z kodeksu karnego, podjęto postępowania w oficjalanie stu tysiącach przypadków, z których połowa zakończyła się wyrokami skazującymi. Dopiero w 1994 roku, już a w zjednoczonych Niemczech, parlament unieważnił ten zapis i dopiero wtedy policja zaprzestała sporządzania „różowych list”. W Polsce, jak Polska Polską, nigdy takiej sytuacji nie było!
Trzy lata temu Bundestag umożliwi homoseksualistom zawieranie ślubów i poszerzył ich prawa. Pani kanclerz Angela Merkel (CDU) głosowała przeciw. I jeszcze to: wedle unijnych sondaży, połowa homoseksualistów czuje się w Niemczech dyskryminowana. To w Niemczech trzeba było stawiać pomniki homoseksualistom pomordowanym i prześladowanym przez „nazistów”, a nie w Polsce, gdzie tego prześladowania nie było. Chyba, żeby uznać, że ginęli w „polskich obozach śmierci”, jak niektóre niemieckie media nazywają te miejsca kaźni z uwagi na… „położenie geograficzne”.
Niemiecki pouczanie
Wręcz „uwielbiam”, gdy Niemcy usiłują nas pouczać o tolerancji i demokracji - nas, Polaków, ze wielowiekową tradycją w jej tworzeniu, ze słynną, złotą wolnością, z pierwszą w Europie i drugą w świecie Konstytucją. Niemcy, którym ta demokracja narzucona została siłą przez aliantów wraz z całą strukturą powojennej Republiki Federalnej, co notabene było skutkiem krótkiego w historii okresu panowania demokracji w Rzeszy Niemieckiej - Republice Weimarskiej, zakończonego… wyborem Adolfa Hitlera. Ci Niemcy, którzy sami chętnie się zaliczają do prekursorów prawa wyborczego kobiet, choć uznali je później od Polski (że pominę Francję, która stosowne przepisy wprowadziła w życie w 1944 roku). Ci Niemcy, gdzie jeszcze niedawno homoseksualizm podlegał karze, ale o tym już pisałem…
Są takie dwa niemieckie słowa, tłumaczone na różne języki jak świat długi i szeroki… Jego Ekscelencja Ambasador Republiki Federalnej Niemiec Arndt Burchard Ludwig baron Freytag von Loringhoven stracił dobrą okazję, aby pomilczeć… Ale pozostanę w nadziei, że może to tylko takie złe dobrego początki?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/519552-jego-ekscelencja-von-loringhoven-stracil-okazje-by-milczec