„PiS musiało coś zrobić z obecną sytuacją, ponieważ za pół roku, za rok czy za dwa lata może nie mieć politycznej siły do dyscyplinowania koalicjantów. W tej chwili PiS ma stabilne i wysokie notowania, jest po całej serii popularnych społecznie reform i zwycięskich kampaniach, a opozycja jest zajęta wewnętrznymi sprawami” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Co oznaczałoby, z punktu widzenia zarządzania państwem, wejście do rządu prezesa Jarosława Kaczyńskiego?
Prof. Rafał Chwedoruk: Będzie to miało dwa wymiary. Pierwszy związany z funkcjonowaniem samej Rady Ministrów i wzmocnieniem jej pozycji w obrębie obozu władzy, poprzez osobistą obecność i sformalizowanie pozycji najpopularniejszego polityka Zjednoczonej Prawicy, lidera największej partii. Jest to odpowiedzią zarówno na wieloletnie bolączki, sygnalizowane nie tylko przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale także wielu wcześniejszych koalicji, dotyczące samej Rady Ministrów, jej pozycji w państwie, także nadmiernej roli poszczególnych ministerstw w rządzie – konfederalizacji Rady Ministrów. Po drugie, będzie to oczywiście jakąś formą reakcji na sytuację w Zjednoczonej Prawicy, która stała się krytyczna – wbrew pozorom – nie teraz, ani nie wiosną, tylko od razu po ostatnich wyborach sejmowych, a wszystko to, co obserwujemy teraz – wiosenna wolta Jarosława Gowina i ostatnie spory z partią Zbigniewa Ziobry – jest jedynie uzewnętrznieniem, zaistniałej w wyniku podziału mandatów, przy nikłej skali przewagi nad opozycją, sytuacji. Nie ma w tym zatem nic szczególnie nieoczekiwanego. Nieoczekiwana jest chyba forma, w której Jarosław Kaczyński zaangażuje się w rząd, bo ani nie będzie to rola premiera, ani nie będzie to rola tylko jednego z ministrów.
Spór w Zjednoczonej Prawicy ujrzał światło dzienne przy okazji rozmów koalicyjnych dotyczących ograniczenia liczby ministerstw. Tymczasem rozwiązaniem konfliktu ma być właśnie konsolidacja władzy w Radzie Ministrów. O czym to świadczy?
Kwestia liczby ministerstw miała dwa aspekty. Jeden był uniwersalny – w polskim systemie politycznym rząd jest dosyć silny dzięki konstruktywnemu wotum nieufności, ale z reguły rządy mają charakter koalicyjny i rząd staje się siłą rzeczy miejscem już nie tylko wewnątrzpartyjnych, co jest dosyć naturalne, przetargów, ale także międzypartyjnych. Obecna sytuacja Zjednoczonej Prawicy nie jest tylko doświadczeniem tego obozu, o czym często zapominamy. To samo dotyczy Koalicji Obywatelskiej oraz Lewicy. Zaczynamy mieć do czynienia z dziwacznymi koalicjami, w których tylko jeden partner jest zdolny do bycia poważną partią, a pozostali, dzięki jego sile, pojawiają się w wielkiej polityce, a przy tym nie podlegają, normalnej w demokratycznych partiach, dyscyplinie wewnętrznej, gdzie wszyscy dyskutujemy, głosujemy i potem większość podejmuje decyzję – większość w odpowiednim gremium statutowym. Tu mamy do czynienia z dziwaczną federacją, w której faktycznie mniejsze podmioty, przy szczęśliwym dla siebie zbiegu okoliczności, otrzymują polityczne liberum veto i są w stanie blokować wszystko. Myślę, że cała ta sytuacja ma temu trochę zapobiec i w aspekcie relacji międzypartyjnych, ale także funkcjonowania samej Rady Ministrów – tzn. skończyć z faktycznie federacyjnym modelem, gdzie mamy równoprawnych partnerów o nierównej sile politycznej. Trudno byłoby uciec od wskazania jeszcze jednego kontekstu. Moim zdaniem ta decyzja i, jak sądzę, bardzo trudne dla samego lidera PiS-u rozstrzygnięcie w postaci osobistego zaangażowania, jest zapowiedzą tego, że nadchodzące lata nie będą łatwe, że ekonomiczne skutki pandemii o charakterze globalnym, dadzą o sobie znać. Widzimy też, że sytuacja międzynarodowa jest bardzo złożona, choć my redukujemy ją głównie do kwestii Białorusi, a są takie miejsca, gdzie jest jeszcze bardziej skomplikowana. Ewentualna utrata prezydentury przez Donalda Trumpa z całą pewnością będzie dużym wyzwaniem dla rządu Zjednoczonej Prawicy w Polsce. Warto zauważyć też jeszcze jedno. Sukcesy Zjednoczonej Prawicy, sukcesy PiS-u, sukcesy Andrzeja Dudy były w olbrzymim stopniu pochodną oceny obywateli, nie PiS-u jako partii czy tym bardziej sojuszników tej partii, nie tylko samego prezydenta, ale w dużym stopniu były pochodną działań rządu. Reformy utożsamiane z PiS-em, siłą rzeczy, realizował rząd. I to jest chyba również potwierdzenie tego, że PiS był rozliczany z praktyki rządzenia. To już nie była taka ocena jak niegdyś – w kategoriach symbolicznych, estetycznych itd., z czego zresztą korzystała opozycja – tylko realne skutki funkcjonowania Rady Ministrów zadecydowały o sukcesach. Jeśli cokolwiek w rządzie było nie tak, to było to z całą pewnością dużo bardziej niebezpieczne dla wyniku wyborczego Zjednoczonej Prawicy, niż jakiekolwiek sytuacje związane np. z klubem parlamentarnym czy którymś z polityków.
Czy wejście do rządu Jarosława Kaczyńskiego to sygnał dla mniejszych koalicjantów, że to ostatnie tego typu przesilenie i kolejna taka sytuacja nie może się powtórzyć?
PiS musiało coś zrobić z obecną sytuacją, ponieważ za pół roku, za rok czy za dwa lata może nie mieć politycznej siły do dyscyplinowania koalicjantów. W tej chwili PiS ma stabilne i wysokie notowania, jest po całej serii popularnych społecznie reform i zwycięskich kampaniach, a opozycja jest zajęta wewnętrznymi sprawami. To paradoksalnie brzmi, ale każde z parlamentarnych ugrupowań, może poza Konfederacją, przeżywa w tej chwili kryzys wewnętrzny. W niektórych przypadkach widać to w sondażach, w niektórych – jak w przypadku Platformy Obywatelskiej – nie, ale każdy ma jakieś poważne dylematy dotyczące przyszłości. Takiego komfortu PiS może nie mieć. Sytuacja gospodarcza w przyszłym roku może być dużo bardziej złożona, Biden może być prezydentem Stanów Zjednoczonych, a chaos w opozycji może się zakończyć. Wówczas znaczenie koalicjantów urosłoby. Jeśli do tego czasu ich aspiracje nie zostałyby ograniczone i jeśli nie zostałyby ukrócone możliwości faktycznego konstruowania własnych partii politycznych – formalnie istniejących, niezdolnych do samodzielnego startu w wyborach, ale poprzez współrządzenie przez tyle lat, takie możliwości mogły się pojawić albo byłyby to na tyle silne podmioty, że byłyby atrakcyjne dla innych partii. Mieliśmy już medialne spekulacje na temat relacji między Solidarną Polską i Konfederacją, a wiosną tego roku mieliśmy przecież informacje o pracach programowych z udziałem Porozumienia i Koalicji Polskiej – sytuacja bezprecedensowa. Myślę, że to był dla PiS-u ostatni moment, żeby spróbować to wszystko przeciąć i sprowadzić relacje między członami Zjednoczonej Prawicy do relacji opartych na różnicy w realnej sile. Ta różnica jest kilkudziesięciokrotna, jak pokazują wszystkie sondaże z ostatnich tygodni. Natomiast decyzja dotycząca Jarosława Kaczyńskiego jest oczywiście gigantycznym ryzykiem. To, co do tej pory udało się PiS-owi stworzyć, to swoiste polityczne perpetuum mobile. Jarosław Kaczyński stał się bardziej strategiem, unikającym zaangażowania w, wyniszczające niemal każdego polityka, codzienne spory. One często są sporami na nie zbyt wysokim poziomie, bardzo emocjonalnymi, spersonalizowanymi itd. Ten model się sprawdzał i to w dosyć długim horyzoncie czasowym. Teraz następuje powrót Jarosława Kaczyńskiego do codziennych ról politycznych. Nawet jeśli w dalszym ciągu będzie próbował unikać wielu kwestii, nie do końca będzie już arbitrem ponad wszystkimi podmiotami związanymi ze Zjednoczoną Prawicą, który w sytuacji kryzysowej interweniuje niejako z zewnątrz, z ramienia największej partii, tylko będzie równolegle jednym z ministrów, urzędników i wszystko, co będzie nie tak w rządzie, będzie trochę spadało i na niego, czego wcześniej nie było. Beata Szydło, Mateusz Morawiecki i poszczególni ministrowie byli tymi, którzy odpowiadali bezpośrednio przed wyborcami. Można się także zastanawiać czy w tym kontekście ta decyzja będzie nie tyle związana z personalnym wymiarem przygotowywanej przez Jarosława Kaczyńskiego sukcesji, co raczej z przygotowaniem samego mechanizmu tej sukcesji. Być może ktoś, kto zasiada w rządzie – być może premier, być może ktoś inny – będzie szykowany do roli tego, kto miałby przejąć polityczną schedę w obrębie Prawa i Sprawiedliwości po Jarosławie Kaczyńskim za ileś lat. W każdym razie ta decyzja pokazuje, że istnieje w PiS-ie świadomość skali wyzwań – tego, że rządzenie, które nie było łatwe, szczególnie na początku poprzedniej kadencji rządu, teraz będzie dużo trudniejsze.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/519068-wywiad-prof-chwedoruk-pis-ma-swiadomosc-skali-wyzwan