W środę po godz. 11 senacka Komisja Ustawodawcza rozpoczęła prace nad nowelą ustawy o ochronie zwierząt. Posiedzenie komisji odbywa się w formule konsultacji społecznych z udziałem organizacji zajmujących się ochroną zwierząt, a także skupiających przedsiębiorców, pracodawców i rolników.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Posiedzenie Komisji Ustawodawczej odbywa się m.in. w sali obrad plenarnych Senatu. Na obrady zaproszono ogólnopolskie organizacje zajmujące się ochroną zwierząt, a także skupiające przedsiębiorców, pracodawców i rolników.
Kwiatkowski: Komisja Ustawodawcza zaproponuje poprawki
Szef komisji ustawodawczej Krzysztof Kwiatkowski podczas posiedzenia, że środowe posiedzenie komisji ws. noweli o ochronie zwierząt „nie jest jedynym, na którym Senat będzie pracować nad zaproponowaną zmianą przepisów”. Zapowiedział, że posiedzenie komisji będzie kontynuowane 8 października.
Komisja ustawodawcza będzie wtedy głosować poprawki do tego projektu
— oświadczył.
Komisja (ustawodawcza) poprosiła o dane z ministerstwa finansów o podatkach płaconych przez poszczególne branże, dane z ZUS o osobach zatrudnionych w branżach, których dotyczą przepisy; o dane z GUS o ilości podmiotów, o dane ze Związku Banków Polskich o zaangażowaniu kredytowym. Zamówiliśmy także ekspertyzy o skutkach finansowych wprowadzanych reguł
— powiedział Kwiatkowski. Jak dodał, „senatorowie na posiedzeniu komisji ustawodawczej będą mogli zapoznać się ze wszystkimi ekspertyzami”.
W środowym posiedzeniu komisji bierze udział przedstawiciel strony rządowej - sekretarz stanu w KPRM Paweł Szrot oraz wnioskodawcy - m.in. poseł PiS Grzegorz Puda i posłanka KO Katarzyna Piekarska. Na sali obecni są także: prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, przewodnicząca partii Zieloni Małgorzata Tracz oraz poseł PSL Marek Sawicki.
Zdaniem Piekarskiej, „ponieważ Sejm pracował w olbrzymim pośpiechu, niektóre sprawy trzeba będzie doprecyzować”.
Cieszę się z tego wysłuchania, żałuję, że nie było takiego wysłuchania w Sejmie przed pierwszym czytaniem w Sejmie
— zaznaczyła.
Fundacja Viva!: nowe przepisy o ochronie zwierząt potrzebne
W dyskusji prawniczka Fundacji Viva! Katarzyna Topczewska przypomniała, że od 1997 r. organizacje społeczne mają prawo odbierania zwierząt, które zostały szczególnie skrzywdzone przez ich właścicieli.
Zgodnie z obowiązującym art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt, w przypadkach niecierpiących zwłoki, kiedy zwierzę padło ofiarą znęcania się nad nim ze strony jego właściciela i znajduje się w stanie za grożenia życia lub zdrowia, upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej odbiera to zwierzę. Organizacje na podstawie tego przepisu ratują dziesiątki tysięcy zwierząt rocznie. Odbierają zwierzęta bite, głodzone, cierpiące z powodu nieleczonych ran oraz chorób
— wskazywała Topczewska.
Zaznaczyła, że prawie wszystkie cele omawianej ustawy zostały zrealizowane oprócz jednego - wzmocnienia roli organizacji społecznej. Wskazała, że poprawka wprowadzona na etapie prac sejmowych spowodowała, że uprawnienia organizacji zostały znacznie ograniczone.
Jak podkreśliła, zgodnie z przyjętym przez Sejm brzmieniem art. 7 ust. 3 , organizacje społeczne będą mogły odbierać zwierzęta wyłącznie w obecności funkcjonariuszy policji lub strażnika gminnego.
Oznacza to, że odbiór zwierzęcia będzie uzależniony od empatii lokalnego policjanta, być może nawet sąsiada właściciela tego zwierzęcia. Przepis mówi także o tym, że sprzeciwić się temu może jakikolwiek lekarz weterynarii, równie dobrze znajomy właściciela
— oceniła Topczewska. Jej zdaniem powiatowi lekarze weterynarii nie mają kompetencji do oceny stanu wszystkich zwierząt, w szczególności tych nieudomowionych.
Zaapelowała o pozostawienie przytoczonego przepisu w formie w jakiej obecnie obowiązuje.
Cezary Wyszyński również z Fundacji Viva! podkreślił, że ogólne rozwiązania zawarte w tym projekcie są bardzo potrzebne i postulowane od lat przez organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. Zwracał uwagę, że 70 proc. polskiego społeczeństwa jest za wprowadzeniem zakazu uboju rytualnego. Wskazywał, że taka praktyka to znęcanie nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
„Tylko weterynarz jest w stanie określić stan zdrowia zwierząt”
Z kolei prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej Jacek Łukaszewicz odniósł się do zmian w sprawie udziału organizacji społecznych w odbieraniu zwierząt. Oświadczył, że ma w tej sprawie odwrotne zdanie.
W każdej takiej interwencji musi brać udział urzędowy lekarz weterynarii. Urzędowy, czyli lekarz pracujący w inspekcji weterynaryjnej lub wyznaczony przez powiatowego lekarza weterynarii
— powiedział Łukaszewicz.
Jak tłumaczył, tylko lekarz weterynarii jest w stanie określić stan zdrowia zwierząt, a tym samym np. przeciwskazanie do natychmiastowego transportu. Przekonywał, że urzędowy lekarz weterynarii nie jest lekarzem właściciela zwierzęcia, ani nie jest lekarzem fundacji, czyli jest bezstronny.
Ponadto - zdaniem Łukaszewicza - należałoby w tej ustawie zamieścić zapisy mówiące o wprowadzeniu obligatoryjnego znakowania psów i kotów oraz urzędowego rejestru zwierząt znakowanych.
Ubój rytualny powinien zostać zakazany
Dyrektor ogrodu zoologicznego w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska przekonywała, że udział w PKB tych działów rolnych, których dotyka ta ustawa, jest promilowy i nie może mieć wpływu na całość rolnictwa.
Zgodnie z danymi Komisji Europejskiej, osiem procent eksportu dotyczącego uboju rytualnego, nie może mieć przełożenia na całość eksportu i sprzedaż wołowiny z polskiego rolnictwa
— uznała.
Cierpienie tych zwierząt jest niebotyczne. Jestem zoologiem, mówimy o istotach żywych, organizmach, które czują cierpienie dokładnie tak, jak ludzie. I na to są dowody naukowe biologiczne
— podkreśliła.
Nie ma zgody i przyzwolenia na zakłócenia dobrostanu zwierząt
— dodała Zgrabczyńska.
Z kolei Ewa Gebert z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt „Animals” podkreśliła, że ubój rytualny jest jednym z największych okrucieństw wobec zwierząt.
Jeżeli chcemy należeć do cywilizowanej Europy to ubój rytualny powinien zostać zakazany
— powiedziała.
Producenci mięsa: ograniczenie uboju rytualnego to likwidacja miejsc pracy
Przepis ograniczający ubój rytualny tylko do potrzeb lokalnych związków religijnych, który wprowadza nowela, krytykował prezes Związku Polskie Mięso Witold Choiński. Jego zdaniem przepis jest niezgodny z prawem krajowym i unijnym. Do tego, zaznaczył, przyniesie szkody ekonomiczne dla polskiego rolnictwa, przemysłu mięsnego i budżetu państwa.
Należy podkreślić, że ubój wołowy i drobiowy na potrzeby religijne jest istotnym elementem napędzającym rozwój polskiego rolnictwa i sektora mięsnego, co zapewnia nam konkurencyjną pozycję na rynku Unii Europejskiej i poza nią
— argumentował Choiński. Jak poinformował, z analizy polskiego rynku mięsa wynika, że na koniec czerwca 2020 r. pogłowie bydła wyniosło 5 mln 975 tys. sztuk, zaś produkcja żywca wołowego to prawie 1 mln 100 tys. ton.
Według Choińskiego wprowadzenie ograniczenia uboju rytualnego spowoduje spadek cen wołowiny od 2 do 3 zł za kilogram, co - stwierdził - przełoży się na ekonomiczne aspekty produkcji rolniczej.
Wartość eksportu wołowiny wynosi obecnie 6,7 mld zł rocznie i odpowiada za prawie 5 proc. polskiego eksportu produktów rolno-spożywczych, z czego ubój rytualny stanowi ponad 2 mld zł. Wartość eksportu drobiu wyniosła w 2019 r. 12,6 mld zł, z czego ok 40 proc., to mięso z uboju na potrzeby religijne
— zaznaczył.
Wskazał również, że ubój rytualny daje polskiemu rolnikowi większy przychód od 1 tys. zł do 1,5 tys. zł przy sprzedaży jednej sztuki, zaś średniorocznie dane gospodarstwo dostarcza na potrzeby uboju rytualnego od 10 do 15 sztuk bydła.
Zdaniem Choińskiego, ograniczenie uboju rytualnego spowoduje likwidację kilkunastu tysięcy miejsc pracy w zakładach mięsnych, gospodarstwach rolnych, utratę rynków eksportowych na rzecz zakładów m.in. z Francji i Niemiec oraz sięgające miliardów złotych straty dla budżetu państwa.
Zaznaczył też, rynek żywności halal, w tym mięsa, jest wart blisko 1,8 biliona dolarów.
Jest to najszybciej na świecie rosnący rynek; rok do roku rośnie o 12 do 13 proc., co spowoduje, że w roku 2027 będzie wart ok 2,1 biliona dolarów
— powiedział Choiński.
Prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz przekonywał, że znaczna większość rolników prowadzi swoje hodowle zgodnie z normami.
Rolnictwo, jako samo w sobie zostało stworzone do produkowania żywności. Żywności dla ludzi, konsumentów z miasta i dla siebie również
— mówił. Jak zauważył, ten dział gospodarki przeżywa kryzys, który wynika m.in. z nagonki na wartość rolniczej produkcji.
Szmulewicz porównał rangę branży produkującej żywność do obronności kraju. Zaznaczył, że w czasie zamknięcia granic spowodowanego pandemią koronawirusa, to głównie dzięki polskim producentom żywność trafiała na półki sklepów.
Produkujemy to, co konsument chce. Zaspokajamy te potrzeby zgodnie z normami unijnymi i krajowymi. Do kontroli tego stworzono służby, które najlepiej się na tym znają
— mówił Szmulewicz.
Hodowlą zwierząt zajmuje się obecnie ok 350 tys. gospodarstw. Nie jest łatwo zdobyć rynki. Walczy się o nie przez wiele lat
— podkreślił.
„Należy eliminować te jednostki, a nie całe branże”
Prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu Andrzej Danielak zaznaczył, że rolnicy traktują swoje zwierzęta humanitarnie, bo od dobrostanu zwierząt zależy produktywność i jakość produktów.
Jeżeli są przypadki złego traktowania zwierząt, to należy eliminować te jednostki, a nie całe branże
— przekonywał.
Jak ocenił, nie należy stygmatyzować ludzi, którzy zamierzają chodzić w zwierzęcych futrach, chcą je kupować. Wskazał, że kolejnym krokiem ustawodawców może być zakaz lub ograniczenie produkcji jaj czy hodowli królika.
Ten ruch, który określa się ruchem obrony zwierząt, ich humanitarnego traktowania ma bardzo powierzchowną wiedzę na temat produkcji fermowej czy towarowej zwierząt. Za konflikty społeczne obwiniani są rolnicy, ale często za te konflikty odpowiedzialne jest nieprecyzyjne prawo, chociażby to, że zgodnie z prawem, można usadawiać fermy w pobliżu siedlisk ludzkich. My uważamy, że powinno być to prawo tak dostosowane, aby takich możliwości nie było, by nie tworzyć konfliktu
— mówił Danielak. Jak dodał, subiektywne oceny pracy rolników nie mogą przesłaniać rzeczywistości.
Danielak odniósł się też zapisu noweli zezwalającego na kontrolę hodowców przez przedstawicieli organizacji zajmujących się ochroną zwierząt.
Nie wyobrażam sobie tego
— stwierdził.
Towarowe fermy, gdzie wartość drobiu jest ogromna, to są setki tysięcy złotych w jednym budynku, czasem ponad milion złotych. I wejdzie sobie taki człowiek uprawniony przez ustawę i będzie oceniał i weterynarię i właściciela, czy ten drób jest właściwie prowadzony. Ten człowiek może wnieść do tej hodowli różne czynniki chorobotwórcze, do fermy o wielkiej wartości
— argumentował.
Hodowca: chcemy takich odszkodowań, jakie otrzymali inni hodowcy w Europie
Prezes Związku Polski Przemysł Futrzarski Szczepan Wójcik powiedział na posiedzeniu komisji, że „próba zamykania ferm odbywa się na podstawie jednostronnej, medialnej narracji”.
Rozumiemy, że czas i idee się zmieniają, ale nie jest to powód, by doprowadzać nas do ruiny. Nie chcemy rewolucji, chcemy takich odszkodowań, jakie otrzymali inni hodowcy w Europie
- podkreślił.
Sejm mówi, że mamy 12 miesięcy, aby zlikwidować rodzinne gospodarstwa, na które pracowaliśmy całe lata. Umówiliśmy się z państwem polskim, zaciągnęliśmy kredyty, płacimy podatki i nagle słyszymy: „koniec”. Jak mamy to traktować? W Polsce działa blisko 900 gospodarstw hodowlanych z przeznaczeniem na futra, pomimo pandemii koronawirusa zatrudniamy od 8 do 10 tys. osób. Sam zatrudniam ponad 600 osób
— mówił Wójcik.
Oświadczył, że „tak drastyczne i niespotykane w żadnym europejskim kraju rozstrzygnięcie doprowadzi do katastrofy naszych rodzin”.
Likwidacja prywatnych schronisk?
W dyskusji zabrał także głos Sylwester Anzel, przedstawiciel stowarzyszenia „Realna Pomoc dla Zwierząt”, prowadzący prywatne schronisko dla zwierząt. Odniósł się do przepisu nowelizacji, który w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia zwierzęcia, pozwala każdemu na odebranie zwierzęcia właścicielowi po uprzednim powiadomieniu policji lub straży gminnej.
Postulujemy usunięcie przepisu o możliwości odebrania zwierząt właścicielom przez przedstawicieli organizacji społecznych jako zapisu dyskryminacyjnego, pozwalającego na inne, gorsze traktowanie osób posiadających zwierzęta od pozostałych obywateli, w których prawo własności mogą ingerować wyłącznie organy i służby państwa
— powiedział Anzel.
Jak podkreślił, „schroniska prywatne nie popierają zapisu częstych kontroli przeprowadzonych przez lub w asyście kontrolnej organizacji prozwierzęcych, których członkowie nie posiadają wykształcenia kierunkowego, praktyki i kompetencji, jakimi odznaczają się pracownicy powiatowych inspekcji weterynaryjnych”.
Obecnie działające prywatne schroniska posiadają pełną infrastrukturę wykształconych pracowników - są ekspertami w swojej dziedzinie
— mówił Anzel.
Właściciel schroniska ocenił, że nowela w obecnym kształcie „nie spowoduje spadku bezdomności zwierząt, raczej umożliwi trwanie procederu zarobkowania na bezdomności zwierząt różnym organizacjom społecznym”.
Anzel zwrócił się do senatorów z prośbą o wniosek do marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego o opinię samorządów terytorialnych ws. likwidacji prywatnych schronisk dla zwierząt.
kpc/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518869-senacka-komisja-pracuje-nad-piatka-dla-zwierzat