„Braterstwo w ujęciu masońskim dąży do zniesienia wszelkich granic i różnic: religijnych, narodowych, społecznych itd. Powinno ono obejmować wszystkich ludzi, niezależnie od ich wiary czy przekonań. Nieważne, czy wierzysz w Chrystusa, Buddę, Allaha czy Wisznu – ważne, że jesteś bratem. Wobec tej nadrzędnej idei wszelkie różnice religijne nabierają drugorzędnego znaczenia. Chrześcijaństwo z kolei dąży do braterstwa wszystkich ludzi, ale w Jezusie Chrystusie, ponieważ Jego uznaje za Alfę i Omegę – od którego pochodzi nasze życie, i do którego ono zmierza” – mówi paulin o. dr Roman Laba, biblista, krajowy duszpasterz rodzin na Ukrainie.
wPolityce.pl: Od czasu wspólnej deklaracji o ludzkim braterstwie, podpisanej w zeszłym roku w Abu Zabi przez Franciszka i wielkiego imama Al-Azhar, bardzo dużo w świecie chrześcijańskim mówi się o braterstwie. Katolicy oczekują teraz ogłoszenia nowej encykliki „Fratelli tutti”, poświęconej właśnie temu zagadnieniu. Pojawia się wiele interpretacji dotyczących owej koncepcji. Proszę Ojca, dokonał Ojciec teologicznej analizy i porównania idei braterstwa w ujęciu chrześcijańskim oraz w ujęciu masońskim, dochodząc do ciekawych wniosków. Swój wywód zaczyna jednak Ojciec od kultury starogreckiej. Dlaczego?
o. dr Roman Laba: W ślad za kardynałem Josephem Ratzingerem chciałem spojrzeć na rozumienie braterstwa w środowiskach, w których narodził się Kościół. Z jednej strony był to świat kultury greckiej (czy szerzej hellenistycznej), a z drugiej świat kultury żydowskiej. Dopiero na tym tle można zrozumieć lepiej fenomen chrześcijaństwa. Otóż dla Greków braterstwo było relacją między członkami tego samego ludu, a więc rozszerzonym pokrewieństwem krwi. Braćmi nazywano też przyjaciół i było to „powinowactwo z wyboru”. To braterstwo zakreślało granice wspólnoty i obowiązki moralne wobec jej członków. Inne zasady postępowania obowiązywały wobec „braci”, a inne wobec „nie-braci”. Do tej idei w niektórych środowiskach dochodził też element religijny, tzn. obcy mógł zostać bratem poprzez wtajemniczenie. Stąd wywodzi się instytucja bractwa.
A jak wyglądało to w drugiej kulturze: biblijnego Izraela?
Objawienie starotestamentowe wyniosło ideę braterstwa na inny poziom. Dla Żydów bratem był ten, kto należał do Narodu Wybranego. Fundamentem tego braterstwa było przymierze zawarte z Bogiem Izraela. Wspólnota braterska była więc wspólnotą przymierza, wspólnotą wybrania. Dlatego zobowiązania etyczne Izraelitów wobec swoich rodaków różniły się od zobowiązań etycznych wobec pogan. Zarazem jednak w tradycji biblijnej Izraela istniało uniwersalne otwarcie wykraczające poza granice jednego ludu, które oparte było na wierze, że Bóg Izraela jest Bogiem całego świata. Ta sama tradycja odsyła nas do pojęcia ojcostwa. Dla Żydów Bóg jest ojcem w sposób szczególny – poprzez wybranie, którego dokonał. Dla innych jest natomiast ojcem na mocy aktu stworzenia. Zarówno dla jednych, jak i dla drugich fundamentem braterstwa pozostaje jednak ojcostwo. Jak możemy być braćmi, skoro nie mamy wspólnego ojca?
Co się zmieniło w Nowym Testamencie? Jezus używał przecież pojęcia „brat” również w takim znaczeniu jak je rozumieli ówcześni Żydzi.
To prawda, ale nie cała, ponieważ w Ewangeliach możemy znaleźć dwa różne ujęcia, w jakich pojawia się słowo „brat”. Z jednej strony Jezus używa tego słowa swych w mowach skierowanych do Żydów w takim znaczeniu, w którym jest ono dla nich zrozumiałe, np. w Kazaniu na Górze. Z drugiej jednak strony nazywa tak swoich uczniów, zastępując tym samym pokrewieństwo krwi pokrewieństwem ducha. Braćmi są więc członkowie wspólnoty chrześcijańskiej, których dotyczy np. „correctio fraterna”, czyli braterskie upomnienie – nie ma ono przecież sensu poza wspólnotą Kościoła. Z najpełniejszym wyrazem rozumienia przez Jezusa pojęcia braterstwa mamy do czynienia w scenie opisanej przez św. Marka:
„Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką» (Mk 3, 31-35).”
Zobaczmy, że zniesione zostaje tu braterstwo wynikające z pokrewieństwa krwi, a ustanowione braterstwo wynikające z pokrewieństwa ducha. Wypełnianie woli Ojca stanowi więc fundament najgłębszego pokrewieństwa z Jezusem oraz zasadę prawdziwego braterstwa. W tym samym świetle należy odczytać inny fragment z Ewangelii św. Marka, gdzie jest mowa o opuszczeniu braci według więzi ciała i stukrotnym pozyskaniu braci w wierze.
Ideę braterstwa rozwija także w swych listach św. Paweł, który nadaje jej wymiar trynitarny, a więc odnosi ją nie tylko do Boga Ojca, lecz także do Ducha Świętego. Braterstwo jest więc pokrewieństwem duchowym (przez Ducha), które jednak bez Ojca nie ma sensu.
A co z „braćmi najmniejszymi”, którzy pojawiają się w przypowieści Jezusa o Sądzie Ostatecznym? Mamy w niej wizję, w której ludzie nie będą sądzeni według swojej wiary, ale według swoich uczynków: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”…
To fragment, który zasługuje na szczególne omówienie. Mamy w nim bowiem opis Sądu Ostatecznego nad „narodami”, po grecku: „ethne”. To odpowiednik hebrajskiego „goim”, oznaczającego gojów, czyli pogan. Tak więc owe narody („ethne”) to w ujęciu Nowego Testamentu poganie, narody pogańskie. To się pojawia także w innych księgach. Dzieje Apostolskie opisują napięcie pomiędzy członkami pierwszej gminy chrześcijańskiej a narodami („ethne”). Dla św. Pawła Apostoła przymiotnik „ethnikos” był tożsamy z przymiotnikiem „pogański”. We wspomnianej przypowieści mamy zatem opis Sądu Ostatecznego nad poganami, a więc nad osobami nie znającymi Boga Nowego Testamentu, czyli Jezusa Chrystusa. Będą oni sądzeni na podstawie swojego stosunku do „braci najmniejszych”. Kim są jednak owi „bracia najmniejsi”, po grecku: „elachistoi”? Otóż są nimi wyznawcy Chrystusa – ci, którzy pełnią Jego wolę. W tej mowie Jezus utożsamia ich wprost z samym sobą. Sąd nad poganami będzie się więc odbywał w pierwszej kolejności na podstawie ich stosunku wobec chrześcijan. Tak odczytywali ten fragment Ewangelii wielcy egzegeci, tacy jak m.in. Orygenes, św. Bazyli Wielki, św. Augustyn, św. Beda Czcigodny czy św. Tomasz z Akwinu.
A jak wobec tego powinni postępować chrześcijanie wobec pogan, którzy – w tym ujęciu – nie są ich „braćmi”, ponieważ nie należą do Kościoła? Kim wobec tego są i jak ich traktować?
Św. Paweł pisze, że każdy człowiek jest zaproszony do wspólnoty Kościoła, ale „bratem” jest tylko ten, kto na to zaproszenie w pełni odpowiada. Każdemu człowiekowi należy się „agape” (miłość), ale tylko bratu, czyli chrześcijaninowi należy się „filadelfia” (miłość braterska). To samo stanowisko reprezentuje św. Piotr, gdy pisze: „Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, czcijcie króla!” O różnicy, z jaką należy traktować z jednej strony chrześcijan, czyli braci, a z drugiej heretyków, pisze też św. Jan Ewangelista.
Oto jego zalecenia, jak postępować wobec współwyznawców:
Ty, umiłowany, postępujesz w duchu wiary, gdy pomagasz braciom, a zwłaszcza przybywającym skądinąd. Oni to świadczyli o twej miłości wobec Kościoła; dobrze uczynisz zaopatrując ich na drogę zgodnie z wolą Boga. Przecież wyruszyli w drogę dla imienia Jego, nie przyjmując niczego od pogan. Powinniśmy zatem gościć takich ludzi, aby wspólnie z nimi pracować dla prawdy (3 J 1, 5-8).
Inaczej – według św. Jana – należy postępować wobec osób spoza wspólnoty Kościoła:
Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go, albowiem kto go pozdrawia, staje się współuczestnikiem jego złych czynów (2 J 10-11).
W tym wypadku nie ma więc mowy o braterstwie. Chrześcijanin jest wezwany do tego, by miłować swoich nieprzyjaciół, nawet wybaczać swoim prześladowcom, ale nie może traktować wszystkich jak braci. Braterstwo jest zarezerwowane dla braci w Chrystusie.
A kim jest wobec tego bliźni?
Bliźni to człowiek, którego Bóg stawia na mojej drodze tu i teraz. Bliźni, czyli człowiek, który jest blisko mnie. Może on być moim bratem, czyli chrześcijaninem, ale może być też nie-bratem, czyli nie-chrześcijaninem. W obu przypadkach jestem tak samo zobowiązany przyjść mu z pomocą, okazywać miłość, a nawet wybaczać krzywdy. Bliźni to nie jest pojęcie abstrakcyjne. Łatwo jest mówić o swojej miłości do wszystkich ludzi, zwłaszcza tych w Afryce, których się na oczy nie widziało. Ale dopiero bliźni, którego Bóg stawia na naszej drodze, jest prawdziwym sprawdzianem chrześcijańskiej miłości.
Wróćmy jednak do idei braterstwa. Jak wyglądała ona w pierwotnym Kościele?
Dla Ojców Kościoła brat oznaczał po prostu chrześcijanina. Wraz z upływem wieków jednak pojęcie to zaczęło być ograniczane do życia zakonnego i braćmi nazywano już tylko mnichów. Był to rodzaj swoistego klerykalizmu, który zawęził rozumienie tego słowa, jednak jego teologiczne znaczenie jest znacznie szersze.
A jak wygląda wobec tego braterstwo w ujęciu masońskim?
W wolnomularstwie braterstwo dotyczy ludzi różnych religii, narodowości i poglądów, a jego urzeczywistnienie jest jednym z celów masonerii, która odwołuje się do słynnej dewizy z czasów rewolucji francuskiej: „Liberte, egalite, fraternite”. Jeden z XVIII-wiecznych iluminatów Adama Weishaupt pisał, że nauka Jezusa, jako nieodpowiednia dla naszych czasów, musi ustąpić przed nauką masońską, zaś Trójcę Świętą powinna zastąpić oświeceniowa triada: wolność, równość, braterstwo. To braterstwo nie ma jednak transcendentnego wymiaru, ponieważ pozbawione zostało wspólnego Bożego ojcostwa. Jak jednak możemy być braćmi, skoro nie mamy jednego ojca?
No właśnie, jak?
O ile braterstwo chrześcijańskie tworzone jest „od góry” przez Boga Ojca, o tyle braterstwo masońskie kreowane jest niejako „od dołu” i opiera się na wspólnocie pochodzenia oraz naturze wszystkich ludzi. Cel wolnomularzy, czyli urzeczywistnienie braterstwa wszystkich ludzi, jest jednak w praktyce nierealistyczny i utopijny. Braterstwo, które jednakowo dotyczy wszystkich, w rzeczywistości nie traktuje nikogo poważnie. Pokazała to rewolucja francuska, głosząca z jednej strony powszechne braterstwo wszystkich ludzi, a z drugiej posyłająca na śmierć tysiące niewinnych i bezbronnych ofiar.
Jeżeli oderwiemy braterstwo od Bożego ojcostwa, to pozbawimy je prawdy absolutnej. Innymi słowy: to, co jest prawdą dla mnie, niekoniecznie musi być prawdą dla mojego brata. Na poziomie poznawczym prowadzi to do sceptycyzmu, na poziomie moralnym do relatywizmu, a na poziomie religijnym do synkretyzmu. Zacytujmy jednego ze współczesnych masonów francuskich, senatora Henriego Caillaveta, który powiedział: „Nie ma uniwersalnej moralności pochodzącej od Boga. Moralność jest nietrwała, rozwija się i nie jest transcendentna. To, co jest prawdziwe dzisiaj, jutro będzie fałszywe.”
Jak wobec tego powinno się urzeczywistnić braterstwo według tej koncepcji?
Braterstwo w ujęciu masońskim dąży do zniesienia wszelkich granic i różnic: religijnych, narodowych, społecznych itd. Powinno ono obejmować wszystkich ludzi, niezależnie od ich wiary czy przekonań. Nieważne, czy wierzysz w Chrystusa, Buddę, Allaha czy Wisznu – ważne, że jesteś bratem. Wobec tej nadrzędnej idei wszelkie różnice religijne nabierają drugorzędnego znaczenia. Chrześcijaństwo z kolei dąży do braterstwa wszystkich ludzi, ale w Jezusie Chrystusie, ponieważ Jego uznaje za Alfę i Omegę – od którego pochodzi nasze życie, i do którego ono zmierza.
Jak mówi jeden ze współczesnych wolnomularzy hiszpańskich, wykładowca prawa dr Santiago José Castellá: „masońska idea uniwersalnego braterstwa prowadzi ku temu, iż ponad państwami oraz etnicznymi, kulturalnymi czy narodowymi różnicami istnieje wewnętrzna godność człowieka, która powinna otrzymać odpowiedź na wyzwania globalnej polityki, które różnią się w zależności od czasu”. Zauważmy, że jest to koncepcja bliska myśleniu wielu współczesnych globalistów. Oni również bardzo często opowiadają się za braterstwem, ale odciętym od transcendentnego źródła, czyli osobowego Boga. O tym podczas swej pielgrzymki do Polski w 1991 roku mówił Jan Paweł II: „w tak zwanych czasach nowożytnych, Chrystus jako sprawca ducha europejskiego (…) został wzięty w nawias i zaczęła się tworzyć inna mentalność europejska, mentalność, którą krótko można wyrazić w takim zdaniu: «Myślmy tak, żyjmy tak, jakby Bóg nie istniał«.” Jak zagubione dzieci bez ojca.
Rozmawiał Grzegorz Górny
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518855-nasz-wywiad-o-laba-rozumienie-braterstwa