Jaka radość! Magdalena Adamowicz zaćwierkała na Twitterze radośnie: „Dostali po łapach od szefowej Komisji Europejskiej, od Parlamentu Europejskiego, od rządu Norwegii a teraz od Joe Bidena”.
O co chodzi? O reakcję Ursuli von der Leyen, która stwierdziła, że nie ma w unii miejsca dla nieludzkich „stref wolnych od LGBT”, rzekomo istniejących w Polsce rządzonej przez PiS, w podobnym tonie wypowiedział się także kandydat Demokratów na prezydenta USA. I w świat poszedł paskudny komunikat, nie pierwszy i, obawiam się, nie ostatni tego rodzaju. Sama wdowa Magdalena Adamowicz, Mrs. Nobody w polityce, zdobyła rozgłos i posadę w Brukseli z rekomendacji Platformy Obywatelskiej, w podzięce za to, że uczyniła z tragicznej śmierci męża wyborczy oręż, jakoby prezydent Gdańska zginął z rąk nożownika w wyniku nienawistnej kampanii PiS… I dziś nie zapomina, dzięki komu znalazła się w europarlamencie. Na marginesie, prokurator skierował przeciwko Adamowicz akt oskarżenia o składanie fałszywych zeznań podatkowych, ale to inny temat. Mleko z wyimaginowaną, polską homofobią już się rozlało po szerokim świecie. Dopiero wczoraj pojawił się inny komunikat, za pośrednictwem PR24:
Reduta Dobrego Imienia poinformowała w poniedziałek, że przy jej wsparciu finansowym i prawnym gmina Zakrzówek (woj. lubelskie) składa do Sądu Okręgowego w Lublinie pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko Bartowi Staszewskiemu za jego akcję „Strefy wolne od LGBT”.
Rzecz kuriozalna: ów działacz LGBT został przyłapany na umieszczaniu na szyldach z nazwami miejscowości tablic wyglądających na urzędowe z napisem: „Strefa wolna od LGBT”, które następnie fotografował, a zdjęcia lokował w mediach społecznościowych oraz na prowadzonym przez niego portalu w języku angielskim i polskim. Sprokurowany w ten sposób fake news stał się „prawdą” o Polsce, powtarzaną przez czołowe osobistości w świecie polityki. I tu rodzi się zasadnicze pytanie, które stawiam nie po raz pierwszy: gdzie był PiS, czy w partii Jarosława Kaczyńskiego nie ma nikogo, kto ma za zadanie monitorowanie informacji o Polsce, kto podejmowałby działania wyprzedzające i natychmiastowe w razie zakłamywania i rujnowania przez opozycję oraz różnorakich przeciwników rządu naszego zbiorowego wizerunku?
Czy gmina Zakrzówek musi się bronić sama? O akcjach Staszewskiego wiadomo było od dawna. Znane były też inne działania, których głównym i w dużej mierze już zrealizowanym celem było zakodowanie w głowach obcojęzycznych polityków „informacji” zniesławiających PiS, o faszystoidalnym rządzie, który dyskryminuje i prześladuje całe grupy społeczne i zawodowe, stanowiących podbudowę do żądania sankcji, co w sposób bezpośredni i pośredni uderza w żywotne interesy ekonomiczne i gospodarcze naszego kraju. Przykładami akcji opozycji w drugim filarze taktyki PO znanej pod hasłem „ulicy i zagranicy” można sypać jak z rękawa. Te ostatnie dotyczą wymuszenia powiązania dotacji Unii Europejskiej z rzekomym łamaniem praw człowieka w Polsce. W tym kontekście kwestia publik relations PiS w kraju i poza granicami nabiera najwyższej rangi. Tym bardziej, że do skruszenia pozostaje multimedialny mur rozpanoszonych w naszym kraju zagranicznych koncernów, kształtujących polską opinię publiczną na własną modłę. Niedawno w „Gazecie Krakowskiej” ukazał się tekst, w którym autor przekonywał o… wyższości mediów zagranicznych nad polskimi, jakoby nie gwarantującymi wolności słowa…
Doświadczeni redaktorzy twierdzą, że zagraniczni właściciele pytają ich tylko o dochody. A gdy media są „rodzime”, to ciągle mają telefony od polityków, którzy próbują wyciszyć jakiś temat i szantażują swoimi wpływami. Zaryzykowałbym tezę, że im mniej kapitału zagranicznego, tym media są bardziej zależne
— wyłożyła „Gazeta Krakowska”, czytaj: tylko zagraniczni właściciele zapewniają w Polsce swobodę wyrażania opinii…, „zwłaszcza, gdy trzeba patrzeć władzy na ręce”. Ciekawe, czemu autor tego kuriozalnego wywodu nie udzielił tej „światłej” rady np. Niemcom, aby dopuścili obcych do kształtowania opinii publicznej u siebie? Przykład Niemiec przywołuję dlatego, że polskojęzyczna „Gazeta Krakowska”, tak jak 99 proc. regionalnych dzienników i periodyków w naszym kraju, należy do Verlagsgruppe Passau, występującej u nas pod zwodniczą nazwą Polska Press. Można rzec, niemiecka gazeta broni medialnych wpływów Niemiec w Polsce…
Dostali po łapach od szefowej Komisji Europejskiej, od Parlamentu Europejskiego, od rządu Norwegii a teraz od Joe Bidena
— zaćwierkała na Twitterze europosłanka Adamowicz, uradowana ze skutecznego przyprawienia po raz kolejny krzywej gęby polskiemu rządowi. Niezależnie od wewnętrznego konfliktu po stronie Zjednoczonej Prawicy, przed PiS stoi poważne zadanie w ramach restrukturyzacji rządu: priorytetowa konieczność wytypowania polityków, którzy będą odpowiedzialni za zwalczanie propagandy szkalującej Polskę i kłamliwej agitacji podrywającej autorytet polskiego rządu.
A tak przy okazji, kilka dni temu inny europarlamentarzysta Robert Biedroń poskarżył się w wywiadzie opublikowanym przez agencję Reutersa, że w dzisiejszej Polsce „osoby LGBT” są traktowane jak Żydzi przed wojną, że polski prezydent nazywa je „nie-ludźmi”…, że homofobia, itd. Czy i jakie znaczenie ma Art. 129 kodeksu karnego, który traktuje: „Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu RP w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę RP, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10” - martwa litera prawa…?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518704-radosc-opozycji-z-krzywej-geby-polski