Niezłe laboratorium mają liderzy zjednoczonej prawicy w związku z tym, co się dzieje wewnątrz niej i jak to jest odbierane na zewnątrz. Poza ryzykiem, jakie niesie każdy kryzys (konflikt) wewnętrzny, są też doświadczenia, które poza sytuacją kryzysową byłyby albo niewidoczne, albo niedocenione.
Oczywiście kryzys w obozie rządzącym zawsze przyciąga uwagę, skoro w jakiś sposób dotyczy też struktur państwa. Jego obraz i opis dominuje zatem w mediach. Ale jeśli rządzący nie skupią całej uwagi na sobie, mogą się wiele dowiedzieć o swoich rywalach. A także o środowiskach opiniotwórczych, mediach czy prawdziwych i fałszywych przyjaciołach. Gdyby rządzący chcieli z tych doświadczeń skorzystać, powinni stworzyć jakiś kryzysowy raport, zresztą interesujący także dla obserwatorów.
Zarządzanie kryzysem wewnątrz zjednoczonej prawicy to jedna sprawa, mniej lub bardziej trafnie opisywana, natomiast nawet bardziej interesujące jest radzenie sobie z kryzysem w obozie władzy przez jego politycznych oponentów. I tu rzuca się w oczy zaskoczenie i nieprzygotowanie, choć opozycja powinna mieć różne scenariusze działania. A właściwie zajmuje się amatorską publicystyką i występowaniem w roli wujków dobra rada, liczących na to, że jak w dziecięcych zabawach zadziała zasada „skuś baba na dziada”, jeśli się odpowiednio intensywnie źle życzy.
Zróbcie to czy tamto, a sami się wykopyrtniecie – zdaje się radzić opozycja, co oczywiście jest wołaniem na puszczy. Zamiast takich dziecinnych zachowań powinien być schemat działań i to obejmujący różne warianty. No, ale do tego potrzeby jest pomyślunek i świadomość liderów, co trzeba i można zrobić. A kto jest do tego zdolny? Budka? Tomczyk? Kierwiński? Trzaskowski? Oni mogą co najwyżej zwołać zebranie. I mogą liczyć na jakieś procesy społeczne, które otworzą im drzwi do rządzenia, choćby kompletnie tych procesów nie rozumieli. Ale zdaje się, że nawet tego nie ogarniają. To, że opozycja jest dość bezradna może oczywiście rozleniwić rządzących i spowodować, że zarządzanie kryzysem (konfliktem) zdominuje nonszalancja i bagatelizowanie zagrożeń. I może to zachęcać do nadmiernego ryzyka. Ale to nie zmienia faktu, że opozycja pozycjonuje się w roli kibiców niemających wpływu na mecz. Tym bardziej że nie gra ich drużyna. To sytuacja trochę podobna do tego, jak się zachowują kibice polskich drużyn piłkarskich od fazy grupowej Ligi Mistrzów. To by zresztą potwierdzało zasady funkcjonowania polskiej polityki, gdzie najważniejsze są czekanie aż coś się samo rozwiąże, przypadek oraz unikanie wszelkiego większego ryzyka.
Kryzys wewnątrz zjednoczonej prawicy ujawnia bezradność środowisk opiniotwórczych i naukowych. Przede wszystkim bezradność intelektualną. Poza opisem tego, co widać w telewizji, czyli na najbardziej banalnym poziomie, nie widać ani głębszej wiedzy o procesach politycznych i społecznych, ani zdolności wyciągania wniosków i przewidywania. Środowiska opiniotwórcze, w tym eksperci od polityki (politolodzy, socjologowie, psychologowie społeczni, ekonomiści), właściwie też są tylko kibicami. Różni ich jedynie trochę bardziej skomplikowany język, choć i to nieprzesadnie. Tracą na tym same nauki społeczne, bo nie są w stanie dać adekwatnej analizy, a tym bardziej czegokolwiek przewidzieć.
Zdaje się, że nauki społeczne w Polsce już dawno wywiesiły białą flagę, gdy chodzi o opracowania wychodzące poza trywializmy bądź ideologiczne zaślepienie. A liderzy opinii coraz częściej są tylko propagandystami. Z kolei w mediach przeważnie odzwierciedlają się toczone wojny: ideologiczne, polityczne, kulturowe, aksjologiczne. Analiza często leży i kwiczy, bo wymaga kompetencji i pracy oraz uwagi, a także czasu czytelnika, widza, słuchacza. Wprawdzie ponoć żyjemy w cywilizacji czasu wolnego, tyle że najbardziej wolnego od myślenia i wiedzy. To odbiera opinii publicznej cechy najważniejszego narzędzia krytyki społecznej, a czyni z niej widzów (kibiców) czekających na kolejne igrzyska.
Ostatnia kwestia to „przyjaciele” ujawniający się podczas kryzysów. I tu najbardziej zabawną kategorią są besserwisserzy. Oni wiedzą najlepiej, co trzeba zrobić, choć gdy to uzasadniają, opierają się w dużej mierze na fałszywych danych, kłamstwach i podręcznikowych wręcz błędach logicznych (argumentum ad ignorantiam, argumentum ad populum, argumentum ad numerum, argumentum ad verecundiam, dicto simpliciter, ignoratio elenchi, ipse dixit, non causa pro causa, circulus vitiosus czy reductio ad absurdum). Ale to nieważne. Ważna jest spójna narracja, gdzie politycy, którym przypisuje się błędy bądź złe intencje, to najczęściej idioci, wariaci, szajbusy, opętani bądź sklerotycy.
Kryzysy ujawniają to, czego nie widać na co dzień. A oprócz głębokich przyczyn ich powstawania nie widać umiejętności zarządzania kryzysami, a szerzej konfliktami. A przecież tu prawie wszystko zostało już dawno odkryte i opisane, szczególnie odnośnie konfliktów, by wymienić tylko ptrace Lewisa A. Cosera, Emmanuela Wallersteina, Ralfa Dahrendorfa, Charlesa Millsa czy Randalla Collinsa. Ale kto by tam coś czytał, a tym bardziej analizował, kiedy można użyć młotka. Tyle tylko, że wtedy niczego się na kryzysach nie można nauczyć, także gdy chodzi o rządzących i opozycję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518697-kryzys-w-koalicji-kryzys-w-opozycji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.