”Jest to scenariusz bardzo mało prawdopodobny, żeby tak rozbita opozycja, po przegranych siedmiu wyborach z rzędu, mogła cokolwiek zdziałać i zyskać” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Czy opozycja w obecnym kształcie jest w stanie w jakikolwiek sposób wykorzystać kryzys w obozie Zjednoczonej Prawicy?
Artur Wróblewski: W moim przekonaniu opozycja nie wykorzysta tego kryzysu. Po pierwsze dlatego, że jest nieprzygotowana na taki obrót zdarzeń. Po drugie, nie ma żadnego programu, ani żadnej wizji rozwoju kraju. Nie ma czego tak naprawdę zaproponować, gdyby np. miały odbyć się wcześniejsze wybory. Po trzecie, nie ma ludzi, którzy mogliby tę opozycję połączyć. Nie wyłaniają się charyzmatyczni liderzy. Opozycja to jest taki duży antypis – jest sklejona kontestowaniem PiS-u, natomiast nie ma tam niczego, co by ją łączyło. Jest rozczłonkowana, zrobił nam się wręcz po stronie opozycyjnej taki plankton – w dodatku kanibalizujący się nawzajem. Te partie walczą między sobą o ten sam elektorat. Mamy przecież nie tylko Platformę Obywatelską, ale również ruch Szymona Hołowni, Lewicę, PSL i tak naprawdę nie wiadomo, co miałoby łączyć opozycję, żeby mogła, nawet w wyniku konstruktywnego wotum nieufności, obalić ten rząd i przedstawić swojego kandydata na premiera. Jest to scenariusz całkowicie nierealny. To, że nic nie łączy opozycji, widać chociażby po głosowaniu, gdzie Platforma Obywatelska poparła ustawę o ochronie zwierząt, podczas gdy PSL był przeciwny. Dlatego jest to scenariusz bardzo mało prawdopodobny, żeby tak rozbita opozycja, po przegranych siedmiu wyborach z rzędu, mogła cokolwiek zdziałać i zyskać.
Czy politycy PO nie cieszą się tak naprawdę z własnej słabości? Okazuje się, że przez 5 lat opozycja nie była w stanie zagrozić Prawu i Sprawiedliwości, chce co najwyżej skorzystać z wewnętrznego kryzysu.
Opozycja jest biernym obserwatorem sceny politycznej w Polsce. Jedyne, co wygenerowała w ciągu ostatnich pięciu lat, to była „ulica i zagranica”, czyli tak naprawdę skarżenie do Brukseli i próba stworzenia jakiegoś buntu ludowego na ulicach, w postaci KOD-u. To nie wyszło, bo okazało się, że jeden z liderów miał problemy z korupcją czy z przyjmowaniem pieniędzy, co doprowadziło KOD do autokompromitacji. Opozycja sama jest zaskoczona tym obrotem sprawy i jest bierna. Nie widać opozycji, która już by coś zaproponowała. Poza tym słabość opozycji widać też w sondażach. Pokazują one jednak 36-40 proc. i przewagę PiS-u. W zależności od tego, która opcja by się ziściła, może dać nawet 229 czy ponad 230 posłów i samodzielną większość. Nie wiadomo właściwie, czy opozycja chciałaby wyborów. Oczywiście chciałby Szymon Hołownia, ale inni nie wiadomo. Wiele osób mogłoby stracić swoje mandaty, a jakościowej różnicy by nie było, bo dalej PiS miałby samodzielną większość, bądź brakowałoby mu tylko kilku mandatów. Paradoksalnie jest jeszcze jeden element, który wydaje się, że też może odegrać rolę. Ten kryzys może wzmocnić Zjednoczoną Prawicę czy może bardziej Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ może się trochę oczyścić. Chociażby z tego powodu, że pozbędzie się niewygodnego koalicjanta, który już kilka razy sprawiał pewne problemy, wychodząc przed szereg. W pewnym sensie może być to swoiste katharsis. Sytuacja dojrzała do tego, że można w jakiś sposób wzmocnić obóz rządzący bez Solidarnej Polski, czy przynajmniej bez ministra Ziobro, bo nie wiadomo jaka będzie lojalność polityków Solidarnej Polski i czy np. nie będą chcieli pozostać z Prawem i Sprawiedliwością.
Donald Tusk przestrzega opozycję przed rządem „wszyscy przeciw PiS” i optuje za przyspieszonymi wyborami. Czy sugestie byłego premiera mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie, nawet w samej Platformie?
To są kompletnie nic nieznaczące komentarze. Ma to tylko walor komentowania i nośnego nazwiska. Dobrze sprzedaje się w telewizji, bo Tuska wszyscy znają. Natomiast walor użytkowy, utylitarny jest zerowy. Nikt nie słucha Tuska, bo nie potrzeba konkurencji, w Platformie jest wielu chętnych, którzy chcą bez niego przewodzić partii. Poza tym są to często komentarze kompletnie nietrafione – tak jak w tym przypadku. Przecież nowe wybory nie wezmą się z powietrza. Można je organizować na podstawie sondaży, które mniej więcej się sprawdzają. Skoro Platforma ma dwadzieścia kilka procent i nic nie drgnęło, poza Konfederacją i poparciem dla Hołowni, nie widać wzrostu, w przypadku Lewicy jest nawet spadek, a PSL-Kukiz jest nawet poniżej progu, to tak naprawdę wcześniejsze wybory dla opozycji są bez sensu. Wiele osób, które są w tej chwili w parlamencie, z tylnych ław, może stracić swój mandat. Po co organizować nowe wybory, które mogą dać samodzielną większość PiS-owi bez koalicjantów. Słowa premiera Tuska są dla mnie niezrozumiałe, ale one są przykładem politykierstwa i manipulacji w polityce. Tusk nie mówi chociażby o tym, że opozycja powinna przestawić jakiś super projekt na Polskę i że on jest już gotowy albo że on sam ma coś takiego w szufladzie. Tylko to znowu jest mówienie o wyborach i nie wiadomo po co one miałyby się odbyć, skoro opozycja i tak znowu nie przedstawi nic ciekawego. Natomiast jest też pewne ryzyko dla obozu Prawa i Sprawiedliwości. Organizowanie wyborów może nie jest dobrym momentem, kiedy PiS zraził sobie trochę wyborcę ze wsi. Na wsi pojawiła się krytyka ustawy o ochronie zwierząt, z uwagi na ograniczenie uboju rytualnego, a właściwie produkcji mięsa. 40 proc. dochodów z eksportu mięsa jest właśnie z mięsa pochodzącego z uboju rytualnego. W tym roku to jest 20 mld zł. A zatem pojawia się problem, że wyborcy ze wsi mogliby się odwrócić od PiS-u i poprzeć PSL, Hołownię – w przypadku umiarkowanych wyborców – czy Konfederację, która twierdzi, że nieważny jest dobrostan zwierząt, tylko interes ekonomiczny firm produkujących to mięso.
Not. kb
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518545-wywiad-wroblewski-opozycja-jest-biernym-obserwatorem