Niezłą czkawką odbiło się nam wszystkim powtarzane do znudzenia hasło o „ponad trzech latach spokoju”. Gdy spodziewaliśmy się długiego okresu nudy lub co najwyżej sporów o konkretne reformy, mamy niemalże wojnę domową w Zjednoczonej Prawicy. Wojnę w jakiejś mierze zrozumiałą, bo związaną z koniecznością wyważenia układu sił na bardzo długo, ale jednocześnie wojnę, która może uruchomić taką dynamikę konfliktu, której nie da się już zatrzymać, i która rzeczywiście może doprowadzić albo do wcześniejszych wyborów, albo do przejęcia władzy przez opozycję.
Dzwoni do mnie wiele zaniepokojonych osób, czasem aktywnych publicznie, a czasem nie. Polacy wspierający Dobrą Zmianę w czasie całej serii wyborów naprawdę się martwią. I nie bardzo mogą uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Że wszystko może się rozpaść właśnie teraz, gdy przed Polską tak wielka szansa - w każdej niemal płaszczyźnie.
O co chodzi? - pytają. Sytuacja jest w zasadzie jasna. Jarosław Kaczyński powiedział przecież swoim posłom (choć to cytat z drugiej ręki), że „ogon nie będzie merdał psem”. A zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel dodaje:
Koalicja nie może funkcjonować, jeżeli jej członkowie mają jakieś odrębne programy albo próbują „boksować powyżej swojej wagi politycznej”.
Z perspektywy PiS jest to więc próba przywrócenia takich relacji i takiej hierarchii w Zjednoczonej Prawicy, którą uważa za właściwą. Z perspektywy Solidarnej Polski to - paradoksalnie - walka o to samo. Strony różnią się w ocenie tego, co jest właściwie. Oczywiście, jak to w polityce bywa, stawką mogą być także cele dalekosiężne, i z jednej, i z drugiej strony.
Rzecz charakterystyczna, że konfliktem w Zjednoczonej Prawicy najbardziej ekscytują się media lewicowo-liberalne, media III RP. Ach, jak wnikają w każdy szczegół, jak celebrują każdą zapowiedź eskalacji, jak cieszą się wizją ran nie do zagojenia, z perspektywy upadku konstrukcji politycznej zbudowanej i kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Trudno się dziwić: po serii czterech przegranych wyborów mogą z niczego dostać szansę na rewanż, z dużymi szansami powodzenia. Media prawicowe, konserwatywne, nie mają czego celebrować; zderzenie czołowe niczego dobrego nie przyniesie, nawet jeśli niektórym uczestnikom tej gry tak się wydaje. To wielkie złudzenie.
Nie jest przypadkiem, że Zjednoczona Prawica wygrywa. Wygrywa, bo ma dobre przywództwo i jest konstrukcją trafiającą do różnych grup wyborców. Jest konstrukcją wyrastającą z bazy patriotyzmu, chrześcijaństwa, chęci zmiany III RP, ale umiejącą przekuć te postawy czy hasła w konkretny program, skutecznie realizowany. Nowa propozycja może, ale naprawdę nie musiałaby zagrać. To byłaby jednak nowa epoka.
Jak dotąd nie wydarzyło się nic, co uniemożliwiałoby powrót do rozmów i znalezienie porozumienia akceptowalnego dla wszystkich. Dlatego należy apelować o wzajemny szacunek, rozsądek, pokorę. Bo nie tylko wyborcy nie wybaczą politykom prawicy upadku - samobójstwa? - tej władzy; nie wybaczy tego również historia. Bo gdy III RP wróci do steru, to drugi raz szybko z rąk go nie wypuści. Cena, którą zapłaci Polska, będzie bardzo wysoka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518462-nie-tylko-wyborcy-nie-wybacza-liderom-upadku-tej-wladzy