A niech będą nawet przyspieszone wybory – dziarsko przypomniał o swoim istnieniu przewodniczący Platformy Obywatelskiej Borys Budka. Dziarskość to zresztą chyba jedyna cecha Budki, tym bardziej że nie wiąże się z jakąkolwiek myślą strategiczną (o ile z jakąkolwiek myślą w ogóle).
Oczekiwanie posiadania strategii po stronie szefa PO to zresztą duża przesada. Bo przecież nie można nazwać strategią jego dziarskiej gotowości do przeprowadzenia konstruktywnego wotum nieufności, czyli uzyskania w Sejmie większości pozwalającej powołać własnego premiera. Równie dobrze Borys Budka mógłby w polskim Sejmie próbować powołać nowego papieża.
Co bardziej spanikowani zwolennicy zjednoczonej prawicy zaczęli mieć wizje, w których przewija się Borys Budka jako ktoś, kto w niczym szefa PO nie przypomina. I w tych wizjach PO oraz Budka są zwycięzcami zarówno w scenariuszu z wcześniejszymi wyborami, jak i bez tego. To, że sam Budka dziarsko zgłasza gotowość przejęcia władzy, nawet w roli premiera, może się jednak okazać niewystarczające. PO pod jego kierownictwem (o ile ono w ogóle funkcjonuje) jest mniej więcej tak sprawne i zorganizowane, jak Rafał Trzaskowski w Warszawie. Poza tym założenie, iż nikt nie panuje nad tym, co się dzieje w obozie zjednoczonej prawicy, więc władza właściwie leży na ulicy, wynika raczej z politycznego analfabetyzmu, a nie z realnej oceny rzeczywistości.
Nie ma najmniejszych przesłanek do tego, żeby twierdzić, iż Jarosław Kaczyński nie panuje nad wydarzeniami, chyba że się go kompletnie nie zna albo nic nie rozumie z polityki polegającej na czymś więcej niż banalne pozory. To, że Borys Budka może więcej nie rozumieć nie znaczy, iż inni są równie metapolitycznie i strategicznie zaawansowani jak on. W tym względzie Budka wyjątkowo pociesznie wygląda na tle swego poprzednika Grzegorza Schetyny, który jednak politycznym przedszkolakiem nigdy nie był. A Budka jest, a w dodatku nawet nie takim z grupy starszaków.
Można dziarsko aspirować nawet do funkcji premiera, tylko najpierw trzeba rozumieć, co się dzieje, a potem umieć przygotować realne scenariusze wydarzeń. Wiara w to, że gdyby pojawiła się szansa przeprowadzenia przedterminowych wyborów, PO (KO) je wygra, zakłada, iż to ugrupowanie jest poukładane, a nie w rozsypce i że ma ono jakąś ofertę dla Polaków. Pomijając już realne możliwości, tylko ktoś taki jak Borys Budka mógłby chcieć rządzić w czasie ewidentnego kryzysu, przy deficycie przekraczającym 109 mld zł i z tyloma niewiadomymi co do przyszłości, że sam przewodniczący PO musiałby się nad tym głowić jakieś 732 mln lat.
Gdyby Jarosławowi Kaczyńskiemu nie zależało na przyszłości Polski i Polaków, a tylko myślał o władzy, powinien doprowadzić do jej oddania Borysowi Budce. Po roku nie byłoby czego zbierać, biorąc pod uwagę wszystkie trudności i zewnętrzne uwarunkowania. Gdyby można antycypować rok rządów Borysa Budki jako premiera (np. kalendarzowo rok 2021), byłoby przedstawienie, o jakim się fizjologom nie śniło (gdyby wybrać wersję Ferdka Kiepskiego, a nie oryginał Szekspira). Ale przecież nie można gubić Polski tylko dlatego, żeby obejrzeć sobie widowisko bijące wszystkie inne.
Z punktu widzenia opozycji, a szczególnie PO, przejmowanie władzy jesienią 2020 r. to prosta droga do politycznego samobójstwa, nawet pomijając zdolność do przejęcia władzy. A ta zdolność jest taka jak komplikacja prostego, a wręcz banalnego wyboru nowego szefa klubu parlamentarnego KO. Tu nie wystarczy dziarskość Borysa Budki (równie zabawna, a prezentowana przede wszystkim na sejmowej mównicy, jest dziarskość Roberta Winnickiego). Można zresztą odnieść wrażenie, że opozycja kompletnie nie potrafi połączyć własnej katastroficznej wizji przyszłości z sobą w roli sprawujących władzę. A przecież wtedy czynnik katastroficzny trzeba by podnieść o jakieś dwa rzędy wielkości. Sny o władzy mogą być miłe, ale każde przebudzenie byłoby koszmarem. W dodatku byłby to dzień świstaka.
Owszem, zjednoczona prawica ma problem, ale to nie znaczy, że nikt tego nie kontroluje i nie wiadomo, do czego to wszystko ma doprowadzić. A ma doprowadzić do przywrócenia funkcjonalności i sterowności, wyboru modelu sprawowania władzy (a więc także priorytetów) na najbliższe lata i dekady oraz wyboru, tych, którzy ten nowy model będą realizować. Zresztą o te priorytety i podział ról najbardziej chodzi, a nie o ustawę o ochronie zwierząt, jak wielkich emocji by ona nie wywoływała. Prawdziwy przedmiot sporu to strategia na przyszłość i przywództwo w przyszłości mające tę nową strategię realizować.
Borys Budka nie musi rozumieć, o co chodzi w dorosłej polityce, ale ktoś w obozie opozycji powinien, gdyż opozycyjne ugrupowania stoją przed podobnymi problemami i wyzwaniami jak zjednoczona prawica. Polityczna przyszłość to nie jest kwestia takich czy innych nawalanek, lecz strategia dla Polski w perspektywie dekady, dwóch, a nawet trzech, do czego opozycja też musi być przygotowana, jeśli chce ponad nawalanki wyjść i jeśli poważnie myśli o władzy. Z takiej perspektywy 42-letni Budka jest politycznym starcem, w dodatku wyjątkowo niedołężnym. Podobnie jest zresztą z 48-letnim Rafałem Trzaskowskim. W tym względzie mogliby buty czyścić 71-letniemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, od kilku lat wysyłanemu przez nich na emeryturę.
Z wyzwań przyszłości nie zdaje sobie sprawy także część polityków zjednoczonej prawicy, stąd traktowanie tematów zastępczych bądź spraw incydentalnych jak rzeczy o fundamentalnym znaczeniu. Gdyby jednak badać stan świadomości polskich polityków, to zjednoczona prawica i tak jest daleko w przedzie. Tylko nie można się zadowalać tym, że opozycja jest gorsza, a przywódcy na poziomie Borysa Budki. Wyzwania i problemy są obiektywne i niezależne od poziomu liderów opozycji. I z tym trzeba się mierzyć, a nie z Borysem Budką.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518396-opozycja-z-borysem-budka-na-czele-jest-w-mylnym-bledzie