Rzecz jest bardziej za zasłoną. Przeciągające rozmowy koalicyjne budzą frustrację PiS-u, różne spory, co do chociażby ustawy covidowej, potęgują tę frustrację i jest próba zdestabilizowania układu, który jak stwierdzono, nie obowiązuje. Po stworzeniu pewnego wrażenia chaosu, czy też realnego chaosu, ma nastąpić poskładanie tego na nowo już na warunkach partii głównej, czyli PiS-u
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk.
Po sejmowym głosowaniu nad ustawą o ochronie zwierząt wrze w Zjednoczonej Prawicy. Niektórzy politycy PiS mówią wprost, że koalicji już nie ma. Jak pan patrzy na ten konflikt?
Trudno jest wierzyć, że powodem są kwestie związane z ustawą o ochronie zwierząt i argumenty moralne, które są przytaczane. Proszę zwrócić uwagę, że gdybyśmy poszli tym tokiem rozumowania, które reprezentował pan Marek Suski, że ci, którzy są np. za ubojem rytualnym, to są okrutnicy, to w taki sposób musielibyśmy potraktować całą społeczność żydowską i muzułmańską, które w taki sposób praktykują spożywanie mięsa. To jest rozumowanie, które nie wytrzymuje krytyki w żaden sposób.
To o co w takim razie pana zdaniem chodzi?
Rzecz jest bardziej za zasłoną. Przeciągające rozmowy koalicyjne budzą frustrację PiS-u, różne spory, co do chociażby ustawy covidowej, potęgują tę frustrację i jest próba zdestabilizowania układu, który jak stwierdzono, nie obowiązuje. Po stworzeniu pewnego wrażenia czy też realnego chaosu, ma nastąpić poskładanie tego na nowo już na warunkach partii głównej, czyli PiS-u. Oczywiście tutaj też będzie próba poskładania PiS-u na nowo – wiemy, że stosuje się jakieś kary w stosunku do posłów, którzy nie zagłosowali za ustawą o ochronie zwierząt, która jest z agendy lewicowej, zatem nie ma co się im dziwić. Moim zdaniem to się odbędzie ze stratami w elektoracie, i to sporymi.
Z pana wypowiedzi wynika, że to trochę taki teatr polityczny, poprzez który PiS chce „ustawić” swoich koalicjantów. Ale czy to się nie może wymknąć spod kontroli i faktycznie skończyć się przyspieszonymi wyborami?
Może to się tak skończyć, łącznie z perspektywą oddania władzy opozycji. Jednak słabsze partie w koalicji, SP i Porozumienie, mają więcej do stracenia, bo nie mają pewności w ogóle wejścia do Sejmu startując samodzielnie w wyborach, w związku z czym na pewno jest potężna presja do tego, żeby się poskładać na nowo i dogadać ustępując głównemu graczowi. Jak sądzę, taka jest logika działań PiS-u. Natomiast jeżeli ktoś myśli, że trudno jest żyć w tej koalicji, to po nowych wyborach 1000 razy trudniej będzie żyć w opozycji.
Pana zdaniem zdaniem przyspieszone wybory skończyłyby się porażką PiS-u?
Tak, po pierwsze dlatego, że Polacy nie lubią kłótni. Po drugie dlatego, że Polacy mają dość tych nieustających wyborów. Po trzecie, to by uzasadniło narrację opozycji, że PiS to jakaś partia wodzowska i tak dalej. Po czwarte, wprost ogłoszony pretekst do tych wyborów jest w elektoracie prawicy niezrozumiały. Jak można zarządzić nowe wybory w sporze o ustawę, którą popiera Sylwia Spurek, Agnieszka Holland, Olga Tokarczuk i wszystkie możliwe lewicowe organizacje? To ustawa notabene budzi ogromny niepokój w środowiskach rolniczych, nie tylko tych, którzy nastawieni są na hodowle norek i ubój rytualny, ale w ogóle wszystkich. Idąc pod takim sztandarem do wyborów, to trudno jakkolwiek elektorat macierzysty zmobilizować. Jeśli patrzymy na prostą logikę, to oczekiwanie w takiej sytuacji na zwycięstwo jest moim zdaniem oczekiwaniem płonnym.
Gdzie pana zdaniem w takiej sytuacji przeszłaby część elektoratu, która nie zagłosowałaby ponownie na PiS?
Spora część do nikogo w proteście, że skoro ciągle robi się wybory i nawet podwójnie zwycięskie wybory nie dają spokoju, to po co w ogóle iść do kolejnych? Część myślę, że przeszłaby do PSL-u i PSL spokojnie odbudowałby się na wsi. No i oczywiście zyskałaby Konfederacja.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518330-prof-ryba-slabsze-partie-w-zp-maja-wiecej-do-stracenia