Z czego wynika rozpędzająca się na naszych oczach zawierucha w Zjednoczonej Prawicy? Czy rzeczywiście może doprowadzić do przyspieszonych wyborów?
Sprawa jest wielowarstwowa. Na pierwszym planie jest Piątka dla Zwierząt. Z jednej strony ma ona tak duże poparcie w Sejmie, że Prawo i Sprawiedliwość nie potrzebuje w tej sprawie głosów Solidarnej Polski czy Porozumienia. Z drugiej, brak jedności w szeregach Zjednoczonej Prawicy w tej sprawie jest dla PiS niewygodny, a nawet niebezpieczny, ponieważ tworzy wrażenie, że koalicjanci zbierają karty tożsamościowej odrębności, które mogą chcieć skapitalizować w przyszłości. Buduje politycznie groźną różnicę, odrębność.
Ale w tle są i rozmowy o rekonstrukcji rządu, i postępująca emancypacja obu mniejszych partii. Mniejsze partie w zasadzie godzą się na redukcję stanu posiedzenia do jednego ministerstwa, ale domagają się rekompensaty na innych polach. Uznają, że oferuje im się zbyt mało, i bez gwarancji, że nie stracą tego w przyszłości. PiS z kolei ma poczucie, że choć to on jest główną siłą polityczną kraju, to musi płacić swoim partnerom nieproporcjonalnie wysoką cenę. Nieproporcjonalność odnosi się nie tyle do liczby posłów, co do poparcia w społeczeństwie; PiS uważa bowiem, że Solidarna Polska i Porozumienie wprowadziły zbyt wielu posłów w stosunku do swojej realnej pozycji politycznej. I próbuje to skorygować.
No i wreszcie wspomniana emancypacja SP i Porozumienia, która tak naprawdę zaczęła się w maju, od pamiętnego buntu Jarosława Gowina. To przyniosło, na zasadzie pewnego echa, także wyraźniejsze akcentowanie samodzielnej pozycji przez ugrupowanie Zbigniewa Ziobry. PiS sądzi, że koalicjanci zaczynają prowadzić samodzielną politykę niemal w każdej sferze, zabierając głos przy każdej okazji, podważając jego status „siły kierowniczej”, i że w dłuższej perspektywie grozi to dekompozycją obozu.
Do tego dochodzą naturalne po tylu latach wspólnej drogi urazy i pretensje, wzmacniane przez wzajemnej ataki w karmionych newsami i „newsami” mediach III RP, w tym wypadku zawsze chętnych do niesienia „pomocy” tej czy innej grupie. To prawdziwa zaraza, która nic dobrego nie przyniesie. Różne ruchy poszczególnych ogniw Zjednoczonej Prawicy są również odczytywane jako mierzone w partnera. Np. obalenie ustawy covidowej (znoszącej odpowiedzialność za pewne działania) w oczach niektórych urzędników państwowych z nominacji PiS odczytywane jest jako niechęć do prawnego osłonięcia ludzi, którzy - SŁUSZNIE! - próbowali zorganizować wybory korespondencyjne w czasach pandemii. Ale ostentacyjne poszukiwanie nowego koalicjanta w Sejmie też nie buduje dobrej atmosfery.
Czy nowe wybory są rzeczywiście możliwe? Nie, nie w warunkach podstawowej racjonalności politycznej. Dziś niemal na pewno przyniosłyby one radykalną zmianę układanki politycznej. PiS mogłoby utrzymać władzę tylko ramach normalnej koalicji czy to z Konfederacją, czy z PSL-em, czy też z nowymi siłami. A to z kolei oznaczałoby znacznie większą cenę niż ta płacona w ramach Zjednoczonej Prawicy. Z kolei koalicjanci ryzykują konieczność walki o przekroczenie progu, i to z pozycji ludzi wyrzuconych z rządu. Musieliby budować nowe konstrukcje, z nowymi partnerami (wcale nie łatwiejszymi!), zawsze ryzykowne, bez żadnej gwarancji powodzenia.
PiS, SP i Porozumienie są więc w istocie skazane na siebie, a to, co się dzieje, można czytać jako element ponownego wyważana wzajemnych relacji i hierarchii. Coś jak spotkanie klasy szkolnej po wakacjach, zawsze nieco nerwowe. Tym ważniejsze, że decydujące o najbliższych ponad trzech latach, i także o pozycjach wyjściowych przed wyborami 2023 roku. Ale to wciąż nie jest ostateczne rozstanie. I nie zmienią tego nawet bardzo gwałtowne, spektakularne zwroty akcji w najbliższych dniach czy tygodniach.
Co oczywiście nie oznacza, że raz uruchomiona dynamika otwartej gry nie przyniesie rozwiązań, których dziś nikt sobie nie życzy. Tak bywa w polityce. Nierozważne słowa mogą wiele zmienić. Więc lepiej, żeby każdy polityk ZP przemyślał to, co zamierza powiedzieć.
Można tylko - i należy - apelować do wszystkich o rozwagę i poskromienie przesadnych emocji. Bo innej Zjednoczonej Prawicy nie będzie. To konstrukcja, dobrze ułożona przez Jarosława Kaczyńskiego. Konstrukcja, która już wielokrotnie zdała wyborczy egzamin. Każda nowa układanka będzie dla wszystkich znacznie bardziej ryzykowna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518148-co-sie-dzieje-w-zjednoczonej-prawicy-czy-to-koniec-epoki