„Stracili dobrą okazję do milczenia” oświadczył ówczesny prezydent Francji Jacques Chirac, atakując przyszłych członków UE, w tym Polskę, na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli w lutym 2003 roku. Powodem było poparcie stanowiska USA wobec Iraku w styczniu 2003 roku. Pod listem podpisali się przywódcy pięciu krajów UE i trzech kandydujących (Polska, Czechy i Węgry).
W marcu rozpoczęła się tzw. II wojna w Zatoce Perskiej. Francuska minister d. s. europejskich, Noelle Lenoir wręcz zagroziła krajom ubiegającym się o przyjęcie do Unii Europejskiej, iż takie stanowisko może „ podkopać zaufanie” francuskiej opinii publicznej do kandydatów i zaszkodzić ratyfikacji Traktatu Akcesyjnego. Chirac, pytany o to dlaczego stosuje inną miarę wobec kandydatów i wobec obecnych państw członkowskich, które podpisały tzw. list ośmiu, stwierdził, że:
kiedy się jest w rodzinie, ma się więcej praw, niż kiedy się prosi o wejście do niej.
Ta sytuacja sprzed kilkunastu lat przypomniała mi się, kiedy spotkałam się z opinią, iż polskie samorządy, które przyjęły uchwały w sprawie „stref wolnych od ideologii LGBT” lub Samorządową Kartę Rodziny, dały okazję do ich wykorzystywania na forum międzynarodowym i podkopywania pozycji Polski, a gminy, Polska i „tradycyjne wartości” nic na tym nie zyskały. No cóż, straciły „dobrą okazję do milczenia”, a gdyby, wzorem Warszawy, przyjęły Kartę LGBT+, na pewno i one, i „tradycyjne wartości”, by na tym zyskały, nie mówiąc o protekcjonalnym poklepywaniu Polaków w Parlamencie i pochwałach za propagowanie przede wszystkim „europejskich wartości”.
Czy w tej „rodzinie” mamy takie same prawa?
Nie porównuje wagi obu wydarzeń, bo wojna w Iraku i udział w niej polskiego kontyngentu ma zupełnie inny, dramatyczny wymiar, ale ów stosunek do Polski, ów mentorski ton, połajanki i pouczanie na każdym kroku ze strony zarówno instytucji i unijnych urzędników jak widać ma długą tradycję i to, że w tej „rodzinie” jesteśmy już od szesnastu lat, niewiele zmieniło. Ostatnio doszły do tego groźby pozbawienia Polski części należnych jej z budżetu UE środków, jeśli nie podporządkuje się zasadom „praworządności”, które większość unijna chce według własnych, ideologicznych priorytetów zdefiniować i pozatraktatowo nam narzucić. Argumenty, że w UE budżet można łączyć jedynie z wielkością populacji kraju i poziomem PKB i tylko według tych dwóch kryteriów może być on rozdysponowany przegrywają z ideologicznym zacietrzewieniem.
Kolejna rezolucja przeciw Polsce
Rezolucja, przygotowana na podstawie raportu sporządzonego przez szefa Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych PE (LIBE), eurodeputowanego Socjalistów i Demokratów, Juana Fernando Lopeza Aguilar, została przegłosowana przez większość w PE i w skrócie stwierdza, że w Polsce dochodzi do ciągłego pogarszania się stanu demokracji, rządów prawa i praw podstawowych. Jak ocenia europosłanka Jadwiga Wiśniewska warta jest tyle, ile papier, na którym została wydrukowana. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich, w których również angażowano się sprawy wewnętrzne państw członkowskich, co stoi w całkowitej sprzeczności z prawem traktatowym UE i w których nagminnie zarzucano Polsce łamanie tzw. praworządności, tym razem może się stać narzędziem wykorzystanym przy konstrukcji budżetu Unii na lata 2021-2027.
O ile wcześniej główne zarzuty dotyczyły reform sądownictwa w Polsce (a jest to dziedzina wewnętrznej polityki państwa, traktatowo wyłączona spod jurysdykcji UE), tym razem kwestia praw kobiet, mniejszości seksualnych i tzw. edukacji równościowej, pod którą ukrywa się program seksualizacji dzieci według wytycznych WHO stała się podstawą owej rezolucji, a kłamstwa zostały potraktowane jako fakty, jak choćby kwestia tzw. stref wolnych od LGBT czy rzekomo dyskryminującego charakteru Samorządowej Karty Praw Rodziny. I to nie uchwały polskich samorządów, w których m. in. możemy przeczytać ( tak jak na przykład Rady Miasta Tuchów, która przez jej podjęcie została pozbawiona środków z jednego z unijnych programów), iż „ samorząd, który reprezentujemy, zgodnie z naszą wielowiekową kulturą życia społecznego nie będzie ingerować w prywatną sferę życia Polek i Polaków” (…będziemy strzegli prawa do wychowywania dzieci zgodnego z przekonaniami rodziców (…) nie pozwolimy wywierać administracyjnej presji na rzecz stosowania poprawności politycznej”, ale rozwieszane przez aktywistę LGBT tabliczki z napisem w trzech językach pod znakami drogowymi z nazwami miejscowości, które takie uchwały przyjęły, zdejmowane po zrobieniu zdjęcia i wysłania go w przestrzeń medialną stały się podstawą do oskarżenia Polski, że takie strefy wprowadza.
Czego żąda Parlament Europejski od Polski?
100 poprawek, które zgłosili do rezolucji eurodeputowani Zjednoczonej Prawicy, zostało odrzuconych i tak oto mamy rezolucje, która żąda od Polski między innymi:
• legalizacji środków wczesnoporonnych;
• likwidacji klauzuli sumienia
• wprowadzenia edukacji seksualnej wg standardów WHO, której celem ma być pozytywna zmiana „szkodliwych norm dotyczących płci i postaw wobec przemocy uwarunkowanej płcią”( wezwanie to pojawia się, mimo że to właśnie Polska jest państwem o najniższym w skali całej Europy odsetku przemocy wobec kobiet, przy jednoczesnym bardzo wysokim wskaźniku jej zgłaszalności)
• promocji „zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego” (de facto – aborcji bez ograniczeń)
• zapewnienia ludziom prowadzącym homoseksualny styl życia specjalnej ochrony prawnej
W rezolucji krytykuje się także plany wypowiedzenia Konwencji stambulskiej i stanowiska samorządów, które przyjęły Samorządową Kartę Praw Rodzin lub deklaracje sprzeciwu wobec ideologii LGBT. W większości postulaty w niej zawarte ( dotyczące upowszechniania w Polsce aborcji, edukacji seksualnej, likwidacji klauzuli sumienia czy promowania ideologii LGBT) stoją w sprzeczności z polskim porządkiem konstytucyjnym, nie bez kozery zatem zawarto w rezolucji żądanie „poszanowania nadrzędności prawa Unii”. co jest całkowicie sprzeczne z dwoma wyrokami polskiego Trybunału Konstytucyjnego, między innymi z tym z 2010 roku, w którym stwierdzono:
Konstytucja pozostaje zatem – z racji swej szczególnej mocy – «prawem najwyższym Rzeczypospolitej Polskiej» w stosunku do wszystkich wiążących Rzeczpospolitą Polską umów międzynarodowych. Dotyczy to także ratyfikowanych umów międzynarodowych o przekazaniu kompetencji «w niektórych sprawach». Z racji wynikającej z art. 8 ust. 1 Konstytucji nadrzędności mocy prawnej Konstytucja korzysta na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z pierwszeństwa obowiązywania i stosowania.
Antypolskie show
Poniedziałkową dyskusję w Parlamencie Europejskim nad zawartymi w projekcie rezolucji opiniami ( bo trudno mówić o faktach, skoro europosłanka Spurek mówi tam o ograniczaniu praw kobiet, dyskryminacji osób LGBT i brutalności wobec nich policji, jeden z jej kolegów, spoza naszego kraju, widać odpowiednio „poinformowany”, oburza się na masowe aresztowania w Polsce osób o mniejszościowej orientacji seksualnej, natomiast Andrzej Halicki informuje PE o ograniczaniu wolności mediów w Polsce) były minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski określił mianem „antypolskiego show opartego na steku kłamstw”, oburzając się, że :
Nie można kłamać na temat Polski po to tylko, żeby politycznie zaistnieć, bo szkodzi się krajowi, szkodzi się społeczeństwu, szkodzi się naszym interesom dotyczącym bezpieczeństwa, rozwoju gospodarczego…
Największym sukcesem marketingowym aktywistów LGBT+ jest jednak to, że w opowieść o „strefach wolnych od LGBT” w naszym kraju uwierzyła nie tylko komisarz Vera Yourowa, choć z rozbrajającą szczerością przyznała w PE, iż Komisja do tej pory nie otrzymała jeszcze żadnej konkretnej skargi dotyczącej pogwałcenia praw osoby w świetle takich oświadczeń (uchwał samorządów – p. A.J.), ale na razie „pilnie analizuje sytuację” , ale kłamstwo Barta Staszewskiego (tego od przypinania, fotografowania i wysyłania donosów na ten temat) przyjęła za dobrą monetę najważniejsza osoba w UE – przewodnicząca KE, Ursula von der Leyen:
Bycie sobą to nie jest ideologia. To jest tożsamość i nikt nikomu nie może tego odebrać, Strefy wolne od LGBT to strefy wolne od ludzkości. Nie ma dla nich miejsca w naszej Unii
i oświadczyła, że przedstawi wkrótce strategie wzmocnienia praw osób należących do mniejszości seksualnych, a także „żeby w całej Unii uznano pary jednopłciowe za rodziców dzieci”.
Rewolucja zamiast praworządności?
I tak oto wespół zespół chce się realizować to, co Juan Fernando Lopez Aguilar, będąc ministrem sprawiedliwości w Hiszpanii, zapowiedział tuż po objęciu tego urzędu (2004), stwierdzając że wcale nie przychodzi ulepszać prawa ani praworządności, ale przeprowadzić rewolucję:
Rewolucja w prawie ustanowi nowy porządek społeczny, którego prawica nigdy już nie zdoła cofnąć. Rządy przychodzą i odchodzą, ale transformacja społeczna, która dokona się z pomocą tych praw, zostanie na zawsze. Nikt nie odwróci faktów dokonanych, nikt nie zdoła cofnąć zmian w świadomości, nie można zatrzymać rewolucji.
Aguilar, uważany przez większość Hiszpanów za najgorszego ministra sprawiedliwości w dziejach tego kraju, był promotorem prawa zezwalającego na małżeństwa homoseksualne, prawa „ekspresowych” rozwodów, nowej ustawy o nieletnich i wreszcie autorem najbardziej kontrowersyjnej ustawy „przeciw przemocy seksistowskiej”, w której mężczyznę dyskryminuje się ze względu na płeć – prawo czyni go domniemanym przestępcą. Jak napisała red. Małgorzata Wołczyk w majowym numerze „Do Rzeczy”:
człowiek, który zdemolował praworządność w Hiszpanii, wziął się do naprawy naszej demokracji. Na prośbę naszych europosłów.
Zapewne wspomagać Aguilera w jego czynieniu Polski bardziej demokratyczną (choć w swoim przemówieniu w poniedziałek w PE Andrzej Halicki z PO stwierdził, że będzie to możliwe dopiero wtedy, kiedy polskie społeczeństwo „dobrze wybierze władzę” ) będzie, Ursula von der Leyen, która wczoraj, w dorocznym orędziu przewodniczącego KE zapowiedziała, że chce żeby w sprawach praw człowieka i nakładania sankcji głosowano większością kwalifikowaną, czyli bez zasady veta jednego z państwa, co pod znakiem zapytania stawia zapewnienia polskiego rządu, że bez zgody Polski budżet UE, niekorzystny dla naszego kraju, (bo w nim ewentualnie owe sankcję maja znaleźć miejsce) nie zostanie przyjęty.
I w tym miejscu należy zadać pytanie – czy polski rząd w jakiś sposób odniesie się do tego, co w tym tygodniu dzieje się w Brukseli? Jak na razie widzimy tylko europosłów Zjednoczonej Prawicy, którzy toczą z góry skazana na przegraną wojnę z wiatrakami bez wsparcia dyplomatycznego i rządowego. Ministrowie d.s. europejskich Francji i Niemiec wykorzystują każdą okazję, by nas pouczać, a my zastanawiamy się, gdzie są nasi, odpowiedzialni za politykę zagraniczną i stosunki z Unią Europejską. Dlaczego i poprzednie, i najnowsza rezolucja nie spotkały się z odpowiedzią, prostującą wszystkie kłamstwa i niepotwierdzone faktami opinie w niej zawarte? I czy przekonanie, że na Radzie Europejskiej się wszystko załatwi, nie jest złudne? Można wymieniać uśmiechy i uściski dłoni, ale jak twierdzi Jacek Saryusz- Wolski (co można rozumieć jako swoistą metaforę) „na szczytach Macron się uśmiecha, a jego ludzie pod stołem w PE i KE nas kopią”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518085-unia-uruchomila-ideologiczny-walec