Tęczowy Władysław Kosiniak - Kamysz, klaszczący swemu czasu Leszkowi Jażdżewskiemu sugerującemu iż księża to świnie, teraz niepokoi się, że zaproponowana przez Prawo i Sprawiedliwość „Piątka dla zwierząt” oznacza koniec schabowego. Nie - ona oznacza koniec miejsc, które w odróżnieniu od hodowli świń, nie służą wyżywieniu czy ubraniu człowieka, ale wyłącznie już przyjemności fundowanej na niepotrzebnym cierpieniu.
Nie chwaląc się: znam wieś chyba lepiej niż pan nasz bardzo miejski lider PSL, i na pewno lepiej niż elegancki zawsze Krzysztof Bosak. Mogę więc obu panom powiedzieć, że równanie wielkich ferm futerkowych z wsią jest nieuprawnione. Jedno z drugim ma zwykle niewiele wspólnego, a fermy są często niechcianym gościem na wsiach, prowadzonym przez przybyły z zewnątrz kapitał.
Duży kapitał, bo lista osób będących na pasku wypłat branży, a nawet całe przedsięwzięcia medialne przez te grupy utrzymywane, robi wrażenie. Patrząc na to jak bardzo uzależnione są niektóre formacje polityczne od futerkowców, można też postawić tezę iż także w przypadku niektórych polityków możemy mówić o utrzymywaniu. Być może przypadkiem, dotykamy tutaj jakichś nieciekawych powiązań.
Nie oznacza to, że o sprawie nie należy rozmawiać. Argumenty hodowców związane z eksportem na rynki muzułmańskie i żydowskie uważam za istotne. Tu warto rozważyć jakiś kompromis. Ale w przypadku hodowli zwierząt na futra trudno mówić o rozmowie, bo są to po prostu próby wywołania histerii. Dokładnie takiej samej, jaką środowiska wokół Konfederacji próbowały wywołać wokół amerykańskiej ustawy 447. Gdyby wtedy wygłaszane groźby miały być prawdziwe, jeśli gromy rzucane na PiS miałyby uzasadnienie, to Polska już powinna płacić za tzw. mienie bezspadkowe. Tak zwane, bo to pojęcie w systemie prawnym nie istnieje. Jak wiemy, nie płaci. I to PiS miał rację, tonując nastroje.
Histeria towarzyszyła też wszystkim inicjatywom obozu Jarosława Kaczyńskiego, które tak zasadniczo zmieniły życie milionów Polaków - od 500 Plus, przez pozostałe programy prorodzinne po przekop Mierzei Wiślanej. Wszystko miało nieść klęskę, kary, katastrofę - nic takiego się nie stało.
Warto też pamiętać, że nasz stosunek do zwierząt ewoluuje. Kiedyś psy na łańcuchu - przez całe życie - były normą. Dziś to nieakceptowalne. Rolnictwo też się zmienia.** Kiedyś na przykład masowo karmiono świnie odpadkami i wielu drobnych rolników z tego żyło. Ale w 2009 roku weszły w życie przepisy mówiące o zakazie:
„zabronione jest stosowanie produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego i produktów pochodnych m.in. w przypadku skarmiania zwierząt gospodarskich innych niż zwierzęta futerkowe odpadami gastronomicznymi lub materiałem paszowym zawierającym odpady gastronomiczne lub z nich otrzymanym”.
Głośne były przypadki rolników, którzy musieli wybijać stada, bo nie dostosowali się do zakazu.
Wieści Rolnicze informowały w 2017 roku:
Historią Jerzego Jaworskiego ze Strzeżenic w powiecie koszalińskim (woj. zachodniopomorskie) żyje cała Polska. Rolnik będzie musiał uśpić świnie, zapłacić za to ze swojej kieszeni i nie otrzyma żadnej rekompensaty. Dlaczego? Skarmiał je resztkami żywności przywożonymi z okolicznych ośrodków wypoczynkowych. Jerzy Jaworski przyznaje, że nie wiedział, iż jest to zabronione. - Przez wiele lat jeździłem kilkadziesiąt kilometrów do Koszalina po zlewki do różnych restauracji i to czego nie zjedli ludzie, podawałem swoich zwierzętom. Moje świnie były zdrowe i nikt, nigdy wcześniej mi nie mówił, że jest to niedozwolone. Kiedyś świnie jadły resztki po ludziach i było dobrze - wyjaśnia Jerzy Jaworski.
Cóż, przepisy pozostały - ci rolnicy nie mieli milionów, by kupić sobie polityczne i medialne wpływy.
Świat się zmienia. Surowsze normy ochrony zwierząt to standard na Zachodzie i nie ma powodu byśmy to akurat odrzucali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518083-opozycja-znow-probuje-wywolac-atak-histerii-jak-przy-500