Albo coś szwankuje z selekcją politycznych liderów, albo pokoleń 30- i 40-latków na nic więcej nie stać.
Gdy Szymon Hołownia płacze przed kamerą podczas czytania konstytucji, opowiada o „turystyce religijnej” prezydenta Andrzeja Dudy w związku z jego wizytą w Rzymie i Watykanie czy nieustannie zachęca do robienia stałych przelewów na rzecz swojej działalności, można popaść w zwątpienie, czy nowi liderzy w polityce są lepsi od starych. I dlaczego to nowe jest takie słabe, pretensjonalne, aktorskie, a wręcz parodystyczne. Dlaczego 44-letni mężczyzna, niedawny kandydat na prezydenta, wydaje się niedorosłym bohaterem jakiegoś smartfonowo-telewizyjnego cyrku?
Mieli albo mają zmienić polską politykę, ale nie wygląda na to, żeby którykolwiek z nich zrobił w niej wielką karierę. Trzech jest przed czterdziestką (Adam Szłapka ma 35 lat, Krzysztof Bosak - 38, Władysław Kosiniak-Kamysz – 39), pięciu po czterdziestce (Borys Budka ma 42 lata, Szymon Hołownia i Robert Biedroń - 44, Ryszard Petru i Rafał Trzaskowski po 48 lat). Wśród nadziei polskiej polityki, z realnymi szansami na spektakularny sukces, nie ma żadnej kobiety, choć w wielu ugrupowaniach od opowieści o stawianiu na kobiety aż mdli. Tak się na nie stawia, że nie daje się im żadnych szans na odegranie roli Sanny Marin (34-letniej premier Finlandii) czy Zuzany Čaputovej (47-letniej prezydent Słowacji).
Owszem, Władysław Kosiniak-Kamysz został ministrem (pracy i polityki społecznej) w wielu 30 lat, ale jako „młokos” został dość bezwzględnie i cynicznie wykorzystany przez Donalda Tuska do podniesienia wieku emerytalnego i „zajumania” pieniędzy z OFE. Owszem, Borys Budka, został na kilka miesięcy ministrem sprawiedliwości w wieku 37 lat, ale to była tylko jedna z wielu przypadkowych decyzji kadrowych Ewy Kopacz (przypadkowej premier). Obaj zresztą mogą nie mieć więcej okazji do zajmowania ministerialnych stanowisk. Te zajmowane nijak się zresztą mają np. do rangi kanclerza Austrii, 34-letniego obecnie Sebastiana Kurza (szefem rządu został jako 31-latek) czy również 34-letniego szefa włoskiego MSZ Luigiego di Maio (2 lata wcześniej wicepremiera).
Adam Szłapka jako szef praktycznie nieistniejącej partii Nowoczesna to właściwie żart, skoro ani nie widać, żeby cokolwiek robił, ani nic z tego robienia (o ile jest faktem) nie wynika. Ryszard Petru został ograny jak dziecko przez swój własny fraucymer (potem te rewolucjonistki same się wykończyły) i właściwie zmuszony do rejterady z polityki. Robert Biedroń walczył o coś, dopóki nie miał zagwarantowanych dochodów pozwalających wygodnie i beztrosko żyć. Gdy sobie to zapewnił dzięki mandatowi w europarlamencie, zaczął się męczyć rolą lidera i jego obowiązkami. Wybrał więc słodki hedonizm. Przerywany jakimiś ekstrawagancjami (jak porównanie sytuacji LGBT do Żydów tuż przed wojną), żeby ten hedonistyczny wybór nie rzucał się tak w oczy.
Rafał Trzaskowski, zwany dziesięciomilionowcem (w rozumieniu, że to potężny balast, a nie atut), dzielnie stara się zastąpić Ryszarda Petru, ale (co zaskakujące) nie ma za grosz jego uroku, spontaniczności i talentu w tworzeniu bon motów oraz wywoływaniu zabawnych sytuacji. Petru wiedział, kiedy odejść, Trzaskowski tego nie wie i łudzi się, że prezydentem Polski kiedyś jednak zostanie, choć dla niego lepsze jutro było wczoraj.
Borys Budka ma nieposkromione ambicje, żeby być kimś ważnym, tylko nie zdaje sobie sprawy, że tego nie osiąga się będąc nieznośnym, klasowym prymusem skarżypytą. Taki zawsze ma rękę w górze i w każdej sprawie chce coś powiedzieć, nigdy nie pójdzie na wagary, a wręcz „zakapuje” wagarowiczów, i nawet ulubiona nauczycielka ma już dość jego merdania ogonkiem i stawania na tylnych łapkach. Rączki zawsze umyte, chusteczka złożona i zaprasowana, nigdy się nie zgarbi, czyli okropieństwo do za…a.
Władysław Kosiniak-Kamysz to tzw. młody stary, czyli ktoś, kto sprawia wrażenie, że nigdy nie miał dzieciństwa i chyba urodził się w garniturze oraz pod krawatem, żeby być gotowym do zajmowania ważnych stanowisk. Nawet jego wyluzowanie jest wysilone i zagrane (pamiętna rola „tygrysa” w przedstawieniu jego własnej żony), a przecież to wciąż młody człowiek. Budka (szczególnie) i Kosiniak-Kamysz są męczący już od samego patrzenia na nich. A współpraca z nimi to musi być Fredro, Bałucki i Zapolska w jednym, z dodatkiem akademii szkolnej ku czci jakiegoś szlachetnego patrona.
Krzysztof Bosak wypada dobrze i wiarygodnie pod warunkiem, że nie zaczyna grać męża stanu, bo jakimś trafem przypomina wtedy Edwarda Gierka (wizytowanie fermy norek). W ogóle Bosak nie powinien przyjmować żadnych póz i odgrywać podpowiadanych mu ról, bo wtedy bardziej przypomina Budkę niż siebie samego. A po co? To jednak pikuś, przy ograniczeniu, jakim jest usytuowanie w tym miejscu sceny politycznej, w jakim jest i nie do końca jest to wypośrodkowana Konfederacja. A to miejsce sprawia, że samemu się raczej władzy nie zdobędzie, zaś zdolność koalicyjna jest właściwie żadna.
Szymon Hołownia jest cały jak wycięty z korporacyjnego żurnala. Korpoludki wszystko mu zaplanują, przeprowadzą i natchną urzędowym optymizmem, tylko nie ma w tym ducha. Albo jest upiór zamiast ducha. A skoro nie ma ducha, tylko korpoprodukt, sam Hołownia musi dawać temu jakiś emocjonalny wyraz. Ale nie wiedzieć czemu wybiera wersję z tzw. dokudramy (nawet nie z show, w których występował), czyli kompletną tandetę emocjonalną i estetyczny kicz. I w tej formule pastwi się nad sobą oraz tymi, którzy mają nieszczęście to widzieć. To nie jest droga na polityczny szczyt, tylko do reklam proszków do prania tudzież do prowadzenia telezakupów.
Kiedy się przyjrzeć bliżej kandydatom na mężów stanu, słabo to wszystko wygląda. Albo zatem coś szwankuje z selekcją, albo pokoleń 30- i 40-latków na nic więcej nie stać. Być może więc grupa kandydatów na mężów stanu jest odzwierciedleniem stanu faktycznego, przynajmniej gdy chodzi o skłonnych do działania w polityce. Ale przynajmniej kilku ma duży potencjał komediowy, więc może się odnajdą w tym gatunku. Albo w jeszcze większym stopniu połączą to z rolami polityków. Lepiej nie będzie, ale śmieszniej na pewno.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/518058-potencjal-komediowy-kandydatow-na-liderow-polskiej-polityki