Co można zreformować w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym?
Może wymiar sądownictwa?
A może rynek medialny?
A może patologiczną „samorządność”, która w wielu miejscach rzuca otwarte wyzwanie naszej państwowości?
A może da się zatrzymać ofensywę zmutowanego bolszewizmu pod tęczowym sztandarem?
Nie? To może w koalicji z ludowcami da się prowadzić asertywną politykę zagraniczną? I na wschodzie, i na zachodzie?
Tak, też trudno wyobrażalne. Nawet przy deklaratywnej zgodzie, to wciąż będzie granat uwieszony u pasa. Niby bezpiecznik na swoim miejscu, ale czy na pewno siedzi stabilnie? W końcu ktoś podpisał kontrakt gazowy, w którym Polska zaakceptowała ceny WYŻSZE niż de facto chcieli Rosjanie.
To, co można zrobić wspólne z Władysławem Kosiniakiem, Jarosławem Kalinowskim, Januszem Piechocińskim czy Janem Burym to podzielić się wpływami w kraju, przyjmując nienaruszalne założenie: nie naruszamy żadnych istotnych interesów. Ani krajowych, ani zagranicznych. Niczego nie dotykamy. Ba, nie sprawiamy nawet wrażenia, że o tym myślimy.
Zjednoczona Prawica dlatego wygrywa, że jest Zjednoczoną Prawicą. Jej sukcesy nie są przypadkiem, ale wynikają z takiej a nie innej konstrukcji tej formacji. Z takiego a nie innego ułożenia całości pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego. Nie da się bez poważnych konsekwencji odrąbać jednego skrzydła i przykleić innego. To mogłoby skutkować tworem, który nie wzbije się w powietrze.
Dlatego tak fatalnym ruchem był majowy bunt Jarosława Gowina, który omal nie wysadził tej konstrukcji w powietrze. Czy miał rację, czy też nie, to sprawa drugorzędna. Ważne, że przekroczył czerwoną linię gry przeciwko własnej formacji. Dobrze, że zawrócił. Dobrze, że liderzy ZP uznali, że warto spróbować jeszcze raz.
Tu dochodzimy być może do sedna. Bo rzeczywiście, w ramach Zjednoczonej Prawicy nie brakuje sporów i konfliktów; rzecz zrozumiała, to wielki obóz polityczny. I są tacy, którzy chcieliby pozbyć się Solidarnej Polski. Ale opinia publiczna nie docenia chyba faktu, że na tle majowej batalii zagrożenie dla większości stwarza przede wszystkim flanka centrowa, reprezentowana przez Jarosława Gowina. Myśląc zdroworozsądkowo, to zabezpieczenie się przed skutkami ponownej rebelii - której wykluczyć przecież nie można - jest (powinno być) najważniejszym priorytetem przywództwa.
Za takim myśleniem przemawiają także liczby. W chwili próby, czołowego zderzenia, Jarosław Gowin miał za sobą pięciu, sześciu posłów. Do większości brakowało dwóch, trzech głosów. I tyle szabel trzeba znaleźć, by być pewnym, że maj się powtórzy. Tyle może przyprowadzić Kukiz, mniej więcej tyle mogą dać Zjednoczonej Prawicy narodowcy. W przypadku zastąpienia Solidarnej Polski sprawa jest trudniejsza; tu wchodzi w grę tylko koalicja z PSL, jak powiedzieliśmy na wstępie, oznaczająca rezygnację z jakichkolwiek ambitniejszych prób reformowania państwa. Oznaczająca życie w cieniu stałej presji medialnej ze strony mediów III RP.
W sumie, w polityce tak, jak w życiu: warto dbać o to, co działa. I każdy mający wpływ na bieg spraw musi to robić. Gruszki na wierzbach nie rosną, o czym przekonał się już Leszek Miller.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/517346-co-pis-mogloby-zreformowac-w-koalicji-z-psl-tak-prawie-nic