Z planami ruchu społecznego prezydenta Warszawy wyszło to, co z lądowaniem Jose Arcadio Moralesa w filmie „Kiler-ów 2-óch”.
Gdy się słucha tych wszystkich urojeń wyższościowych na temat Platformy Obywatelskiej i jej elektoratu oraz pogardy wobec ciemniactwa PiS i jego wyborców, głoszonych przez profesorów, aktorów, reżyserów czy celebrytów, pusty śmiech ogarnia. Nie dlatego, że tak mówią m.in. Marcin Król, Zbigniew Mikołejko, Andrzej Rychard, Jan Hartman, Ireneusz Krzemiński, Janusz Gajos, Krystyna Janda, Maria Nurowska, Krzysztof Kowalewski, Jan Peszek, Andrzej Stasiuk, Marian Opania, Wilhelm Sasnal, Zbigniew Hołdys czy niejaka Viola Kołakowska. Najlepiej absurd urojeń wyższościowych widać na przykładzie ostatniego projektu najmądrzejszych w całej wsi, czyli ruchu Nowa Solidarność.
Ruch Nowa Solidarność ma firmować, bo raczej nie organizować prezydent Warszawy, przegrany finalista wyborów prezydenta Polski – Rafał Trzaskowski. I robi to tak, że łatwiej zrozumieć dwie awarie w odstępie roku infrastruktury przesyłowej do oczyszczalni Czajka oraz inne plagi, które za rządów Trzaskowskiego spadły na Warszawę. Nowa Solidarność tworzy się dokładnie tak, jak Trzaskowski zarządza stolicą. Nic tu nie dzieje się tak jak powinno, żeby odnieść choć namiastkę sukcesu. Dzieje się natomiast wszystko, żeby to koncertowo „spieprzyć” (jak śpiewał Wojciech Młynarski).
Ruchy społeczne tworzą się na emocji i mobilizacji, czyli powstają oddolnie. Potem tylko ktoś bardziej lub mniej łebski staje na ich czele. W rozpływającej się we mgle Nowej Solidarności nie ma nic takiego. Owszem, była emocja (głównie antypisowska) przed i w dniu drugiej tury wyborów, ale nie była na tyle silna i spontaniczna, żeby wyłonił się z tego ruch. Do dzieła przystąpili więc inżynierowie amatorzy z PO, którzy postanowili ruch społeczny skonstruować. Co oznaczało ukatrupienie emocji, bo żmudne konstruowanie nie ma z nią nic wspólnego. Było to widać już kilka dni po wyborach (17 lipca 2020 r.), podczas wiecu w Gdyni. Już wtedy emocja leżała na plecach i ledwie przebierała nóżkami.
Swoim zwyczajem Rafał Trzaskowski, namaszczony na lidera ruchu i sam się chętnie namaszczający, zrobił wielką łaskę, że się w Gdyni pojawił. Ale zaraz zniknął – wybrał się na wakacje. I spontaniczność oraz emocja zaczęły się mocno czochrać, czyli mówiąc brutalnie – zdechły. Bo ile można czekać, aż lider wypocznie i weźmie się do jakiejś roboty. Zresztą, gdy wypoczął, też do żadnej roboty się nie wziął, tylko zaczął wysyłać komunikaty o kolejnych przesunięciach terminu formalnego zainicjowania ruchu. A kiedy już się zdecydował na 5 września 2020 r., gdy spontan oraz emocje leżały i nie miały nawet odrobiny energii, żeby kwiczeć, okazało się, że dogoniła go Czajka i z planami wyszło to, co z lądowaniem Jose Arcadio Moralesa w filmie „Kiler-ów 2-óch”.
Trzeba być naprawdę wybitnie pokiereszowanym umysłem, żeby do martwicy tego, co nastąpiło do początku września 2005 r. (czyli przez prawie dwa miesiące od wyborów) dołożyć katastrofę instalacji przesyłowej ścieków. Ona się niejako sama dołożyła, ale przecież pracuje na wielkiego lidera wielkiego ruchu. Pracuje tak, że robi mu opinię skrajnego nieudacznika. W dodatku wygodnego, skoro miał czas na wakacje, lektury i rozmyślania, a nie miał na zajęcie się ruchem, póki ten jeszcze w ogóle dyszał, choć w istocie już trzeba było to wspomagać. Ale nikt nie miał do tego głowy.
Stan obecny ruchu Nowa Solidarność jest taki, że to inwestycja w budowie, a właściwie w rozbiórce przed budową i z inżynierem projektu, który jest dopiero na pierwszym roku studiów budowlanych. Czyli mamy po prostu groteskę. W ludziach nie ma już nawet nanocząstki emocji, które zwykle towarzyszą początkom ruchów społecznych. Ten projekt leży martwym bykiem, a jego lider babrze się akurat w tym, w czym się babrze i przynajmniej ma konkretne zajęcie. Kiedy nie działa na niego żaden przymus, nie robi po prostu nic.
Zakładanie ruchu społecznego kilka miesięcy po tym, jak powinien być założony, a właściwie sam się powinien założyć, w stanie wychłodzenia emocji w pobliżu zera bezwzględnego, jest najbardziej kuriozalnym przedsięwzięciem w historii Polski po 1989 r. Powinno być przedmiotem studiów i analiz jako przykład hardkorowego wręcz nieudacznictwa. I to wszystko robią ludzie uważający się za najmądrzejszych w całej wsi. Z liderem kreowanym na połączenie Einsteina z matką Teresą, Cyceronem, Barackiem Obamą i Marią Skłodowską-Curie, który w istocie jest chłopcem zagubionym we mgle (albo w tym gęstszym). To się tak nadaje na urojenia wyższościowe jak Borys Budka na Jamesa Bonda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/517192-projekt-nowej-solidarnosci-lezy-martwym-bykiem