„Spod jednej gwiazdy jest ta i tamta władza. Mentalność mają kropka w kropkę jak ci z PRL, wiem, bo się na tamtych i na tych napatrzyłem. Kurski to jest człowiek mentalnie rodem z Radiokomitetu. Morawiecki to byłby idealny dyrektor zjednoczenia” - mówił w wywiadzie dla „Polityki” aktor Krzysztof Kowalewski. Aktor, który gwiazdą został w PRL-u teraz ogłasza, że czasy mamy coraz gorsze, w Polsce jest duszno, a ludzie sprzedali się za 14.emeryturę i inne bonusy od władzy.

Nagonka na TVP

Kowalewski narzeka, że ludzie są mało aktywni, a TVP i TVN pokazują inną rzeczywistość. Fatalnie wg niego wypada oczywiście TVP.

[…] Ta propaganda sukcesu, te ordynarne kłamstwa: „W tym roku specjalnie nie zrealizowaliśmy planu, żeby w przyszłym móc zrealizować od razu dwa”. No przecież to jest ten język. Te same tanie chwyty

—powiedział.

Prezydenta Andrzeja Dudę nazywa „aparatczykiem”, a politykę rządu Mateusza Morawieckiego określa jako prymitywną.

Tej narodowej telewizji nie oglądam, bo ja mam za slaby żołądek na takie emocje. A w tym moim telewizorze to wyłączam dźwięk, jak się pojawia premier albo prezydent. Pomijam co mówią, ale razi mnie samo to, jak mówią

—powiedział aktor.

Dodał, że bardzo ucieszył się, że premier Szydło straciła swoje stanowisko, bo nie znosił jej tembru głosu.

W PRL-u był łatwiej

Kowalewski stwierdził, że w czasach komuny łatwiej było ocenić rzeczywistość. Polacy bronili się żartem , a teraz nie ma nawet tego.

Dzisiaj czasy są duszne. Nie tyle idziemy ku katastrofie, co pełzniemy. Ubabrani w tym błocie, którym nas oblepiają. Niby nic się nie dzieje, a jednak czuć, że toniemy w bagnie. W PRL było łatwiej, bo wróg był jasno określony. Z jednej strony oni, z drugiej my. Czerwony kontra reszta świata. […] Przehandlowaliśmy i wolność. Jedni za 14. emeryturę, drudzy za parę stówek. Tanio, ale też towar dla niektórych nie był tak wartościowy, jak myśleliśmy w 1989 r.

—stwierdził aktor.

Ogłosił, że przyjdzie w końcu czas, że ludziom zacznie brakować wolności.

Na własne oczy widziałem, jak gniło i rozsypywało się ZSRR. Każda władza wbrew ludziom musi upaść

—powiedział Kowalewski.

Czyżby nie zauważył, że władze w Polsce zostały wybrane w demokratycznych wyborach większością głosów? Aktor ciągle przeżywa, że władzę sprawują ludzie, którzy mu się nie podobają i wg niego się do tego nie nadają. Stwierdził, że „władza nadyma się, żeby dodać sobie splendoru, żeby być elitą”.

Ale im bardziej się starają, tym mniej im się udaje. To zresztą jest naturalne, bo tam intelektualnie to jest bardzo cieniutko. Jak pierwszy raz rządzili, to jeszcze robili jakieś umizgi i podejścia pod inteligencję. Ale jak się nie udało, to teraz okazuje się, że Janusz Gajos to prostak

—powiedział.

Szkoda, że sam uważający się za „elitę” Kowalewski nie widzi sprzeczności w swoich słowach. Uważa, że jemu i jego środowisku wolno obrażać, ośmieszać tych, których nie szanują.

Im chodzi o to, żeby ludzie do nich równali, wtedy ta ich bylejakość nie będzie aż tak kłuła w oczy.

Krytyka Kościoła

Aktor nie szczędził też krytycznych słów pod adresem Kościoła. Dobry był tylko Kościół, który wspierał Michnika.

Jak widziałem polski Kościół w niezłej formie. Kościół, który bronił Michnika, bo Jezus mówił, żeby chronić prześladowanych. […] Dzisiaj, jak widzę wystąpienia episkopatu, to mam wrażenie, że to jakaś grupa rekonstrukcyjna. Zblatowani z władzą, intelektualnie mający niewiele do zaproponowania starsi panowie

—zaznaczył.

Kawalewski sam najwyraźniej zapomniał, że też jest starszym panem. Stwierdza, że Kościół nie może być już dla nikogo autorytetem. Jest nim za to np. Władysław Bartoszewski. Aktor chwali też Adam Bodnara i stwierdza, że w Polsce obecnie mamy prymitywna politykę.

Wydawać, by się mogło, że po tylu wojennych i powojennych przejściach Kowalewskiego będzie stać na bardziej obiektywną ocenę rzeczywistości. Nic z tego…

aes/”Polityka”