Ktoś uznał, że byłoby dobrze, gdyby organizacje pozarządowe raportowały, czy dostają pieniądze – i ile – z zagranicy. Natychmiast odezwało się wycie, że to skandal. Choć intencje wyjców najpewniej nie są najczystsze, to ich argumenty bywają chwytliwe. No bo skoro fundacjom wspieranym przez kapitał zagraniczny każą się specjalnie rejestrować Putin i Orbán, to wiadomo, że u wielu obywateli musi to wzbudzić wątpliwości.
Jestem wielbicielem organizacji pozarządowych, ale pod jednym warunkiem: że nie będą one pobierać funduszy na swoją działalność z urzędów i firm państwowych. Niech będą „pozarządowe” na poważnie – aby mogły prowadzić działalność od władzy niezależną, a czasem wręcz z jej interesami sprzeczną.
Proponuję jednak też, aby zastosować wobec NGO-sów (niezależnie, skąd biorą pieniądze) inną zasadę. Otóż podzielić je na dwa rodzaje: jeden to byłyby fundacje instytucjonalne, utrzymywane tylko przez jeden podmiot, np. duże firmy energetyczne czy medialne. Ale też przez inne – również zagraniczne – fundacje. Takie organizacje musiałyby mieć w nazwie swojego fundatora, np. Fundacja Dobrego Serca – Galicyjskiego Banku Krajowego albo Fundacja Henryka Walezego – Fundacji Społeczeństwa Otwartego, albo Fundacja Małej Muszki – Funduszu Frankensteina. Od razu byłoby wiadomo, kogo sobą reprezentuje i na czyją rzecz działa.
Drugi rodzaj to organizacje czysto obywatelskie. Takie, które od jednego darczyńcy nie mogłyby przyjmować – np. w ciągu roku – wpłaty wyższej niż 0,1 proc. ogółu wpłat z roku poprzedniego. W ten sposób pozostawałyby realnie niezależne i niesterowalne. Oczywiście można sobie wyobrazić, że amerykański Fundusz Frankensteina zebrałby tysiąc „zaprzyjaźnionych” darczyńców, którzy wpłacą po jednej dziesiątej procenta na Fundację Muszki, ale taka procedura byłaby znacznie trudniejsza.
We współczesnym świecie mamy wiele instytucji i podmiotów, które ograniczają naszą narodową suwerenność. Mamy Unię Europejską, globalizację i robiącą karczemne awantury o interesy każdej amerykańskiej korporacji Georgette Mosbacher. W tej mętnej wodzie pływają wielkie pieniądze wpłacane przez ludzi, których celem tak naprawdę nie jest wcale zakup inkubatorów dla niemowląt. Państwo ma coraz mniej możliwości ich kontrolowania. Ale niech chociaż się stara.
Felieton opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 36/2020
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/516359-kto-kogo-reprezentuje