Urban brał udział w obradach okrągłostołowych i zasiadał przy stoliku medialnym. Widać, że się świetnie z tego zadania wywiązał, te publikacje, które pojawiają się w „Wyborczej” czy „Newsweeku”, odbieram jako rodzaj zapłaty za to, czego dokonał dla tych, którzy przyszli po nim, żeby układać nową pieśń Polakom w głowach
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr hab. Hanna Karp, medioznawca.
wPolityce.pl: „Gazeta Wyborcza” postanowiła przeprowadził długi wywiad z rzecznikiem stanu wojennego, Jerzym Urbanem. O czym Pani zdaniem to świadczy?
Bardzo ważny jest moment, w którym „Gazeta Wyborcza” przedstawia tę rozmowę. To czas historyczny – obchody 81. rocznicy wybuchu II wojny światowej, a także stulecia Bitwy Warszawskiej. Kogo ten dziennik w tym momencie stawia nam na barykadzie? Człowieka, z historycznego śmietnika, bez oblicza za to twarz stanu wojennego, nie przypadkiem nazywanego „Goebbelsem stanu wojennego”. Kogoś, którego żywiołem była komunistyczna propaganda, ale także napaści na różnego rodzaju środowiska, które walczyły o prawdę, o Polskę. Pamiętamy chociażby o napaści Urbana pod pseudonimem Jan Rem na ks. Jerzego Popiełuszkę. Zanim służby zamordowały tego świętego kapłana, wcześniej zrobił to Urban swoim piórem, publikując różnego rodzaju paszkwile na jego temat. Jako rzecznik stanu wojennego miał swoje co wtorkowe konferencje prasowe, podczas których kłamał całemu światu nt. reżimu, który reprezentuje. Do dziś pozostał czołowym obrońcą Wojciecha Jaruzelskiego. To był jego żywioł – budowanie piramidalnych konstrukcji, które miały na celu – najdelikatniej mówiąc – zagmatwanie prawdy. Człowiek do szpiku kości cyniczny, zakłamany, później, w latach 90-tych, dalej prowadził swoją napaść na nową Polskę, która ma być budowana, ale już zza węgła. Pojawia się zatem pytanie, w jakim kręgu piekła znajduje się obecnie „Gazeta Wyborcza”, że takiego historycznego upiora podsuwa Polakom przed oczy.
Obecnie Jerzy Urban wciąż jest obecny w życiu publicznym, chociażby poprzez swój tygodnik „NIE”. Jego sprzedaż spada, ale wciąż utrzymuje się na rynku.
W latach 90-tych był taki moment, że jego gazeta miała nawet pół miliona nakładu. Nawet wtedy dziennikarze, którzy tam pracowali, nie dawali swoich nazwisk. Wielu pisało pod pseudonimami. Znałam dziennikarkę, która zdecydowała się podać swoje nazwisko w „NIE”, ale zrobiła to za dużą opłatą.
Tymczasem w ostatnim czasie, wywiad z Jerzym Urbanem ukazał się nie tylko w „Gazecie Wyborczej”, ale także w „Newsweeku”.
Okazuje się, że postać Urban pojawia się na setkach tysięcy egzemplarzy „Gazety Wyborczej”, a wcześniej jeden z opiniotwórczych tygodników kapitału szwajcarsko-niemieckiego także dał na swoją okładkę tę twarz. Widać, że to jest bohater opowieści tego kapitału medialnego, który w tej chwili w Polsce na dobre się rozgościł. A to człowiek, który powinien zamilknąć. Człowiek odchodzący, który nie ma Polakom nic do powiedzenia. Poza jednym słowem: PRZEPRASZAM. Jednak jeżeli zatrzymalibyśmy się przy tym wywiadzie to tylko z tego powodu, żeby zdać sobie sprawę jak luksusowe czerwone dywany III RP wyścieliła dla ludzi reżimu PRL.
Dlaczego pani zdaniem Jerzy Urban wciąż jest promowany w niektórych dużych mediach działających w Polsce?
Urban brał udział w obradach okrągłostołowych i zasiadał przy stoliku medialnym. Widać, że się świetnie z tego zadania wywiązał, te publikacje, które pojawiają się w „Wyborczej” czy „Newsweeku”, odbieram jako rodzaj zapłaty za to, czego dokonał dla tych, którzy przyszli po nim, żeby układać nową pieśń Polakom w głowach.
not. tkwl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/516325-dr-karp-wywiad-gw-z-urbanem-odbieram-jako-rodzaj-zaplaty
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.