Goście „Salonu Dziennikarskiego” rozmawiali o sytuacji wokół nowego ambasadora Niemiec w Polsce, którego dziadek służył podczas wojny m.in. w bunkrze Adolfa Hitlera.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Pierwszy dzień w Polsce. Nowy ambasador Niemiec zwiedził Muzeum Powstania Warszawskiego. „Był głęboko poruszony”
Ambasador Niemiec zaakceptowany
Goście „Salonu Dziennikarskiego” zastanawiali się, co oznacza akceptacja dla kandydatury Arndta Freytaga von Loringhovena jako ambasadora Niemiec w Polsce.
Dość długo czekaliśmy na agrément, czyli na ten czas potrzebny do akceptacji ambasadora. Był pewien problem z ambasadorem, bowiem pochodził on ze starej arystokratycznej rodziny niemieckiej. Jego ojciec był dowódcą batalionu czołgów, był adiutantem Heinza Guderiana, potem szefa sztabu wojsk lądowych, a na końcu był oficerem od wywiadu, który przygotowywał raporty w bunkrze Hitlera prawie do ostatniego dnia. (…) Ambasador jest specem od wywiadu, wywiad wyssał z mlekiem matki. Jego funkcja pierwszego niemieckiego zastępcy sekretarza NATO ds. wywiadu o tym dobitnie świadczy
— mówił Andrzej Rafał Potocki, publicysta tygodnika „Sieci”.
Ciekawostka jest taka, że najbliższy kuzyn ojca ambasadora to był ten, który montował bombę, którą później podłożył pod stół, przy którym stał Hitler
— dodał.
Potocki pytany o to, kto ostatecznie wygrał w tym sporze dyplomatycznym, nie odpowiedział jednoznacznie.
Można by dyskutować. Z polskiego punktu widzenia ta przeszłość historyczna była bardzo kontrowersyjna i należało pokazać rządowi niemieckiemu, że choć z ich punktu widzenia nie ma lepszego ambasadora, bo to jest waga ciężka światowej dyplomacji, to jednak z racji tych zaszłości rodzinnych i przeszłości ojca, wypadało zasygnalizować, że na tym punkcie jesteśmy bardzo wrażliwi. Widać to poskutkowało, bo pierwsze kroki ambasador skierował do Muzeum Pileckiego, do Muzeum Powstania Warszawskiego
— stwierdzić.
Niemiecka dyplomacja wygrała?
Wątpliwości nie miała Elżbieta Królikowska-Avis, która przyznała, że zwycięsko z tego sporu wyszła niemiecka dyplomacja
Moim zdaniem wygrały Niemcy, niestety. Od początku była to sprawa szalenie kontrowersyjna dla Polaków. Po pierwsze, nominacja została ogłoszona 1 września. Po drugie, wiadomo jak Polacy są wrażliwi na hasło Niemcy, na hasło II wojna światowa i te konotacje rodzinne były dosyć nieszczęśliwe. Dla mnie zabrzmiało to trochę jak prowokacja. Trzecia sprawa, przecież wiadomo, że sprawy praw Polaków w Niemczech nie zostały jeszcze załatwione, sprawa reparacji itd. To jest dla nas jakiś nieszczęśliwy zbieg okoliczności i bez względu na to, jak często nowy ambasador będzie odwiedzał Muzeum Powstania Warszawskiego, pewien dystans do tej postaci pozostanie
— mówiła specjalistka ds. międzynarodowych.
W kontekście rocznicy wybuchu II wojny światowej Królikowska-Avis zwróciła uwagę na ciekawy aspekt.
Mówi się Wieluń – miasto męczennik, symbol terroru, bestialstwa niemieckiego i porównuje się z Guernicą. Kilka razy w prasie zagranicznej dostrzegłam to porównanie, co jest bezsensowne. W Wieluniu po pierwsze zginęli wyłącznie cywile, nie było tam żadnych koszar wojskowych, żadnych fabryk broni itd. Natomiast Guernica od początku opowiedziała się za Frontem Ludowym, czyli republikanami, czyli za komunistami. Były tam koszary na 2 tys. żołnierzy. To porównanie jest bez sensu. Wieluń zachował się potem bardzo dzielnie, bo ruch oporu działał tam do 1953 r.
— mówiła
Chciałabym zwrócić uwagę na komentarz Witolda Waszczykowskiego, to jest świetny dyplomata, zawsze będą broniła jego zdolności dyplomatycznych. Pamiętamy jaką gębę w latach 2016-2018 media liberalno-lewicowe zrobiły panu ministrowi Waszczykowskiemu. Jego komentarz jest niezwykle trafny. Powinniśmy się upierać jak długo to możliwe, wskazując na te wyjątkowo niefortunne konotacje rodzinne, poza tym – co tu dużo mówić – to były szef wywiadu niemieckiego. My nie jesteśmy równymi partnerami z Niemcami, jeśli chodzi o wszystko. Moim zdaniem Niemcy nie powinni w ogóle wystawiać tej kandydatury
— podkreśliła Królikowska-Avis.
Polska zaznaczyła swoje stanowisko
Z kolei Piotr Semka z tygodnia „Do Rzeczy” wskazywał, że polska dyplomacja zaznaczyła swoje stanowisko, a teraz należy przyglądać się działalności ambasadora
Problem nie polegał na tym, że nowy ambasador jest potomkiem typowej prusackiej, bardzo wiernej Hitlerowi kasty, tylko to, że to jest drugi taki przypadek w bardzo krótkim czasie. Wcześniej był pan, którego chyba wuj zginął w 1939 r. pod Warszawą jako generał Wehrmachtu. Można było znaleźć kogoś innego. Polska dyplomacja zrobiła w tej sytuacji to, co można było. Bardzo wyraźnie podkreśliła, że to jest temat delikatny, bardzo wyraźnie przypomniała, że w kwestii odpowiedzialności za II wojnę światową stosunki polsko-niemieckie nie są standardowe. To nie jest taki sam kraj jak Islandia czy Wenezuela, w stosunku do których Niemcy nie mają żadnych historycznych rachunków. I to zostało bardzo wyraźnie podkreślone i w jakimś sensie pomogło. Jeśli słyszymy, że pierwsze tygodnie pana ambasadora będą przyspieszonym kursem historii, to myślę, że o to chodziło. A teraz możemy już patrzeć jak on sam będzie się wypowiadał, w jakim stylu i to będzie budować jego wizerunek w Polsce
— mówił.
Jeszcze dobrze by było, żeby wyciągała z tego wnioski. Na przykład w formacie normandzkim przy sprawie Ukrainy nie byliśmy reprezentowani. Przyjeżdża nowy ambasador, wykonuje kilka gestów, które mogą być jego demonstracją, że traktuje kwestie pamięci i win niemieckich serio. Można się z tego cieszyć
— odpowiedział na sugestię red. Michała Karnowskiego, że być może wysłanie wysokiej klasy dyplomaty przez Niemców do Polski, świadczy o rosnącym znaczeniu naszego kraju.
xyz/TVP Info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/516302-nowy-ambasador-niemiec-potocki-dosc-dlugo-czekalismy