„Sądy przychylają się do stanowiska ukaranych”, ponieważ „wmanewrowano nas w bubel prawny”,podsumowuje „Dziennik Gazeta Prawna”. O co chodzi? O mandaty za „wejście do parku lub lasu, za przemieszczanie się bez konkretnego celu, za złamanie zasad kwarantanny, za brak maseczki, za gromadzenie się i inne łamanie przepisów porządkowych”. Odwołania w tych sprawach spływają ponoć „lawinowo”. Zbiorczych danych nie ma, ale dość powiedzieć, że w oparciu o koronawirusowe rozporządzenia tylko „od 16 kwietnia do 30 maja policja wystawiła ponad 13 tys. mandatów i skierowała niemal 4,5 tys. wniosków o ukaranie do sądu”. Dziś pandemiczne mandaty są umarzane, a kosztami postępowań obarczany jest oskarżyciel, czyli policja, czyli Skarb Państwa, czyli my, wszyscy, podatnicy…
Oczywiście można tłumaczyć, że rząd działał w stanie tzw. wyższej konieczności, ale prawnych purystów-legalistów to nie interesuje, prawo to prawo, a - ich zdaniem - rozporządzenia je złamały. Jest powód do krytykowania rządu? - jest! Na kogo spadają gromy za ów „bubel” z finansowymi konsekwencjami, nie mówiąc już o zaangażowaniu sądów przeciążonych innymi sprawami? Na Radę Ministrów. Po prawdzie nie miałoby to większego znaczenia i dałoby się jakoś usprawiedliwić, ale nie w sytuacji, gdy z kamyków rzucanych pod adresem rządu powoli urasta góra, pod którą - jak tak dalej pójdzie - PiS samo się pogrzebie. A powody będą dwa: z jednej strony podejmowane naprędce, nieprzemyślane postanowienia, z drugiej grzech zaniechania decyzji niezbędnych - sprzężenie, które w niesprzyjającej atmosferze, prędzej czy później, zdyskredytuje każdy, nawet najlepszy gabinet.
Co znaczy niesprzyjająca atmosfera? Pandemiczny „bubel prawny” rozlicza gazeta polskiej spółki Infor Biznes/Infor PL, „króla księgowych” Ryszarda Pieńkowskiego. I słusznie, jeśli są podstawy do krytyki. Problem w tym, że nawet ta uzasadniona miesza się z ewidentną, obcą ingerencją w polskie sprawy - antyrządową propagandą z bardzo konkretnym celem. Ad rem:
„Szokująca sytuacja! Rocznica wybuchu wojny stała się pretekstem do… wybuchu politycznej wojny!”,
huknął tuż przed 1 września polskojęzyczny „Fakt”. A w tekście, że od ponad dwudziestu lat uroczystości na Westerplatte organizowały władze Gdańska, które „zawsze dbały o godne upamiętnienie”, a ostatnio przejęło je Ministerstwo Obrony Narodowej. Jak dbały? To wiadomo na podstawie śmieciowiska w miejscu heroicznej walki polskich bohaterów, planach prezydent miasta, która chciała poprzednią, 80 rocznicę napaści Niemiec na Polskę świętować wraz z Niemcami radosnym pochodem, tańcem i piosenką, a jej wice rozprawiał, że powodem wybuchu wojny było „złe słowo było Polaka przeciwko innemu narodowi, Niemca przeciwko innemu narodowi”…
Jak upamiętnił rocznicę napaści na Polskę i wybuchu drugiej wojny światowej niemiecki tabloid, „zszokowany” przejęciem przez MON organizacji uroczystości na Westerplatte? Kolejnym tekstem, pt. „Z płonącej Polski zmykali jak szczury! Już o tym zapomnieliśmy?”, z wywodem wyjętym żywcem z komunistycznej propagandy z czasów PRL-u, że „klęska kampanii wrześniowej to w dużej mierze wina naczelnego wodza (Edwarda Rydza-Śmigłego - dopisek mój) oraz jego klakierów”. Po fali oburzenia „Fakt” usunął ów tekst ze swego portalu. Ten polskojęzyczny tabloid nie przepuści żadnej okazji, a jeśli takiej nie ma, to ją sobie stworzy, by uderzyć w polski patriotyzm, w obóz konserwatywno-narodowy, czytaj: w rząd PiS.
Przykładami można sypać jak z rękawa - antyrządowa kampania mediów należących w zdecydowanej większości do zagranicznych właścicieli, zarówno ogólnopolskich jak i lokalnych trwa, od chwili wyborczego zwycięstwa PiS. Gwoli ścisłości, nie chodzi tylko o gazety regionalne, należące do (poza „Kurierem Szczecińskim” ze średnią sprzedaży zaledwie kilku tysięcy egzemplarzy - w Szczecinie i całym Zachodniopomorskiem dominuje polskojęzyczny „Głos”) niemieckiego koncernu Verlagsgruppe Passau, w naszym kraju pod zwodniczą nazwą Polska Press - lecz także o masowo wydawane, darmowe periodyki pn. „Nasze miasto”, a konkretnie w: Białymstoku, Gorzowie Wielkopolskim, Katowicach, Kielcach, Koszalinie, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Opolu, Poznaniu, Radomiu, Rzeszowie, Słupsku, Szczecinie, Toruniu, w Trójmieście, Warszawie, Wrocławiu i w Zielonej Górze. Ale i to jest informacja niepełna, gdyż internetowy serwis naszemiasto.pl (Verlagsgruppe Passau) obejmuje ponad pięćset miast i miasteczek.
„Jesteśmy wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Nie tylko dostarczamy informacji, ale także interweniujemy w Waszych sprawach”,
reklamuje się portal „Naszego Miasta”/Pomorze; tylko ta redakcja ma po kilku przedstawicieli w: Gdańsku, Gdyni, Pucku, Malborku, Kwidzynie, Sztumie, Kartuzach, Pruszczu Gdańskim, Lęborku, Tczewie, Starogardzie Gdańskim, Kościerzynie, Nowym Dworze Gdańskim, Wejherowie, Bytowie, Człuchowie i Sławnie - wszyscy z mailowymi adresami Verlagsgruppe…, pardon, …Polska Press. Propagandowa maszynka działa perfekcyjnie i precyzyjnie. Jak dla przykładu portal „Naszego Miasta” w Gdyni uczcił rocznicę 1 września? Wspominkowym, obszernym tekstem pt.: „Andrzej Duda wygwizdany podczas wizyty w gdyńskim liceum. Pierwsza dama pociąga prezydenta za rękaw marynarki”.
A w nim, że „prezydent RP Andrzej Duda dokładnie dwa lata temu postanowił wraz z małżonką zaszczycić obecnością rozpoczęcie roku szkolnego w III Liceum Ogólnokształcącym w Gdyni”, że „część gości buczało i skandowało >>Konstytucja<<”, że „w ruch poszły gwizdki i syreny alarmowe”, że „jak też doskonale pamiętają uczestnicy uroczystości, Andrzej Duda miał ochotę wdać się przynajmniej z częścią osób wyrażających dezaprobatę w dalszą polemikę. Prezydenta powstrzymała jednak małżonka”, że - uwaga - „Co ciekawe, pamiętnego dnia w okolicach III Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni pojawili się nie tylko przeciwnicy, ale także sympatycy Andrzeja Dudy”…
Majstersztyk! Woda drąży kamień częstym padaniem, kropla po kropli, każdego dnia, od Tatr do Bałtyku. Uzasadniona krytyka miesza się z bezprzykładną kampanią, której celem jest - mówiąc bez ogródek - odsunięcie od władzy rządu PiS. Tego rządu, który nie złożył „hołdu berlińskiego”, jak Radosław Sikorski, były minister spraw zagranicznych w gabinecie PO-PSL premiera Donalda Tuska. A propos MSZ, nowy szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau zaczął urzędowanie od zatwierdzenia kandydatury na ambasadora RFN syna hitlerowskiego adiutanta Arndta Freytaga von Loringhovena. Konia z rzędem temu, kto wie, dlaczego zatem rząd zwlekał bez mała trzy miesiące z udzieleniem mu zgody na podjęcie misji (agrément), co notabene wywołało ostrą krytykę ze strony niemieckich oraz niemieckich-polskojęzycznych mediów, drukowanych, radiowych i elektronicznych. Pisałem o tym w komentarzu pt.: „Niemcy wymuszają na Polsce przyjęcie kontrowersyjnego wysłannika Berlina” - jak widać, polityczny i medialny nacisk z obu stron Odry okazał się skuteczny.
„Liczyłem, że jeżeli po 2-3 miesiącach nie ma odpowiedzi, a polski rząd nie musi odpowiadać, (…) zatem albo Niemcy się zreflektują i nie będą drążyć, albo sam ambasador uzna honorowo, że jeśli jest niechciany (…) zrezygnuje z urzędu. Tak się nie stało. Spodziewam się, że tam doszło do poważnego szantażu wobec Polski (…) Bardzo niefortunny jest też czas, kiedy dochodzi do zatwierdzenia”,
— skwitował były szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. Rząd Niemiec miał innych kandydatów, dlaczego nie uwzględnił uzasadnionej historycznie wrażliwości nas, Polaków? - to odrębna kwestia. Jak natomiast przyjęli ostateczną decyzję nowego ministra wyborcy PiS? - wystarczy poczytać komentarze pod informacjami na ten temat. I po co była ta cała zawierucha?
Kamyk do kamyka… Najpierw szumne zapowiedzi, potem wycofywanie się rakiem - to coraz częściej wysuwany zarzut elektoratu PiS wobec rządu i partii Jarosława Kaczyńskiego. I znów, przykłady długo by wymieniać. Ja pozostanę przy tym jednym, najważniejszym, fundamentalnym, głoszonym od kilku lat zamiarze repolonizacji mediów, zwanej ostatnio dekoncentracją. Pierwsza kadencja minęła, druga trwa już rok… Jeśli nie teraz, to kiedy? Nie ma czasu na niezdecydowanie. Uzasadniona krytyka pod adresem władz jest niezbędna, jednak zmieszana z antyrządową batalią w wydaniu wszechobecnych, obcych mediów, ich ustawiczną, krytykancką kampanią, której celem jest takie ukształtowanie opinii publicznej, aby rękami wyborców odsunąć od steru partię godzącą w obce interesy, jest zabójcze. Kto tego nie rozumie, ten już przegrał. Chyba, że jego cel brzmi: oby tylko do końca kadencji…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/516101-kto-nie-ogarnia-koniecznosci-repolonizacji-ten-juz-przegral
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.