Po awarii w sierpniu 2019 r. Rafał Trzaskowski powinien natychmiast zacząć budować alternatywną infrastrukturę przesyłową.
Kto przyszedł z odsieczą Rafałowie Trzaskowskiemu w związku z awarią rur i wylewaniem się g… do Wisły? Oczywiście Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ona też znalazła winnych bajzlu związanego z funkcjonowaniem rur przesyłowych pod Wisłą. Znalazła przed 2 grudnia 2006 r. Wtedy to przestał pełnić funkcję prezydenta miasta stołecznego Kazimierz Marcinkiewicz. A od 9 lutego do 20 lipca 2006 r. pełniącym obowiązki gospodarza stolicy był Mirosław Kochalski. Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy od 18 listopada 2002 r. do 22 grudnia 2005 r.
29 października 2003 r. Rada Warszawy zdecydowała, żeby MPWiK przygotowało i zrealizowało rozbudowę Czajki. W czerwcu 2005 r. powstało studium wykonalności przedsięwzięcia. I okazało się, że niemożliwa jest budowa nowej oczyszczalni po lewej stronie Wisły, gdyż trzeba by wyciąć 40-letni las, a sam proponowany teren był za blisko osiedla mieszkaniowego. Upadł też pomysł zbudowania nowej oczyszczalni na terenie Huty Lucchini – z powodu bliskiego sąsiedztwa osiedla Młociny.
8 lipca 2005 r. Rada Miasta zdecydowała o złożeniu wniosku do Komisji Europejskiej o dofinansowanie projektu i 5 sierpnia taki wniosek wystosowano. A 9 grudnia 2005 r. Komisja ten wniosek zaakceptowała. Nie było biadolenia w sprawie przesyłania ścieków rurami pod Wisłą, bo to było proste zadanie inżynieryjne (metro w Londynie uruchomiono 10 stycznia 1863 r.). Dlatego 16 lutego 2006 r. podpisano umowę na opracowanie projektu układu przesyłowego ścieków pod Wisłą. Potem już tylko rozważano warianty budowy tzw. syfonu pod dnem rzeki. I uznano, że najlepiej będzie, jeśli tunel, w którym ułożone zostaną rury przesyłowe będzie miał wewnątrz 4,4 m średnicy.
Nic z tego, co się zdarzyło przed 2 grudnia 2006 r., kiedy prezydentem Warszawy została Hanna Gronkiewicz-Waltz, nie krępowało jej rąk. Przecież dopiero 17 września 2009 r. gotowy był projekt infrastruktury przesyłowej (wraz z syfonem) pod Wisłą. Przez poprzedzające ten fakt 3,5 roku zmienić można było dosłownie wszystko. Ale nie zmieniono, bo przedsięwzięcie nie było na miarę lotu załogowego na Marsa, tylko całkiem łatwym zadaniem inżynieryjnym.
Minął prawie rok, nim 22 lipca 2010 r. podpisano umowę na roboty budowlane infrastruktury przesyłowej pod Wisłą. Tunel wydrążono i obudowano, więc w styczniu i lutym 2012 r. ułożono rury na jego dnie. I tu się zaczyna właściwa opowieść. Liczący ok. 1300 m tunel ma po lewej stronie Wisły komorę wejściową (taką wielką studnię), a na prawym brzegu komorę wyjściową. Od komory wejściowej do tunelu biegną rury stalowe, ale już pod Wisłą są to rury CC-GRP, czyli z termoutwardzalnej żywicy (polimerowej, epoksydowej lub winyloestrowej) i włókna szklanego. Takie rury mają być bardzo odporne zarówno na ściskanie, jak i rozciąganie. I są dość lekkie. Są stosowane od lat 50. XX wieku. Jedną rurą mogło przepływać do 4,25 m sześc. ścieków na sekundę.
Pierwszy problem z rurami CC-GRP to łączenie poszczególnych odcinków tzw. kołnierzami, dość płytkimi. Ale to pół biedy. Cała bieda rozpoczyna się od połączenia rury stalowej z tą z tworzywa sztucznego. A jeszcze większa bieda polega na sposobie ich układania. Na zdrowy inżynierski rozum powinny być jakoś zakotwiczone w betonowym tunelu. Ale nie były. Same były za lekkie i podatne na przemieszczenia, więc po prostu zalano je pianobetonem. Już w tym czasie zapewne się poprzesuwały i powstały nieplanowane naprężenia, a może nawet mikrorozszczelnienia. Pianobeton przykryto żelbetowymi płytami i po nich biegły szyny dla pojazdów technicznych mających tunel monitorować. Tylko co można było zobaczyć pod warstwą betonu i dodatkowo żelbetowych płyt?
Rozwiązanie z rurami CC-GRP (pod Wisłą o średnicy 1,6 m, na innych odcinkach o średnicy 2,6 m) w takiej konfiguracji miało być szczytem innowacyjności na skalę światową, o czym pisali m.in. profesorowie Cezary Madryas i Adam Wysokowski oraz inżynierowie Marek Gaertig i Lech Skomorowski. Ten ostatni był dyrektorem firmy produkującej rury CC-GRP, a ten pierwszy wielkim ich zwolennikiem. Spotkali się później na Politechnice Wrocławskiej, gdzie Madryas był rektorem, a Skomorowski zastępcą kanclerza ds. technicznych i inwestycji.
Gdy 27 sierpnia 2019 r. doszło do pierwszej awarii, okazało się, że pękła rura z tworzywa i to w pobliżu łączenia ze stalową. Pianobeton wchłaniał wodę i się rozprężał, wywołując pęknięcia drugiej rury. Najpierw zapewne małe, ale gdy zaczęto nią przesyłać dużą ilość ścieków, już katastrofalne. Pęcznienie pianobetonu zdemolowało ułożone na górze płyty żelbetowe i powstała imponująca ruina. Co gorsze, to wszystko zwiastowało podobne kłopoty w przyszłości, bo podczas naprawy zakotwiczono tylko ok. 100 m wymienionych i odkutych z betonu rur.
Sam pomysł zalania pianobetonem i nakrycia żelbetowymi płytami rur z tworzywa sztucznego (i to na odcinku 1300 m) okazał się nie innowacyjny, tylko katastrofalny. Żaden monitoring nie był w stanie szybko wykryć awarii, a pęknięcie jednej rury wiązało się wręcz automatycznie z pęknięciem drugiej. Co oznacza, że w takim kształcie infrastruktura przesyłowa jest do bani. I taki wniosek powinien być wyciągnięty już w kwietniu i maju 2013 r., gdy pianobetonem zalewano rury i dociążano płytami, zanim popłynęły ścieki. Już wtedy coś mocno nie grało i inwestycja nie powinna być odebrana, a tym bardziej uruchomiona. I ile warte są ekspertyzy, skoro takich oczywistości nie odkryły?
Całe zło z infrastrukturą przesyłową pod Wisłą stało się w kwietniu i maju 2013 r., bo wtedy już było widać, że coś tu bardzo nie gra. Ale wtedy zapewne wszystko zachachmęcono. I cud, że wywaliło dopiero 27 sierpnia 2019 r. A jak już wywaliło, to będzie wywalać, jeśli będą tylko sztukowane kawałki rur, a nie wymienione na całym odcinku pod Wisłą. Za wszystko to odpowiada Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz szefowie firm budujący syfon i eksperci uznający go za świetne i funkcjonalne rozwiązanie. Nie jest świetne, a beznadziejne.
Rafał Trzaskowski ma w tym wszystkim taki udział, że po awarii pod koniec sierpnia 2019 r. powinien wymóc prawdziwy raport o przyczynach, bo ten zamówiony za grube pieniądze na Politechnice Warszawskiej nie jest nic wart. A gdy odkuto beton, wszystko powinno być jasne i było. Jeśli zostało ukryte, to przez kogo i dlaczego? Trzaskowski nie tylko nie powinien na to pozwolić, ale też natychmiast przystąpić do budowy alternatywnej infrastruktury przesyłowej. A wspierająca go Hanna Gronkiewicz-Waltz po prostu rozpaczliwie się broni, bo wie, co w g… piszczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/516093-katastrofa-infrastruktury-dot-czajki-grozila-od-2013-r