Nie rozumiem, jak Trzaskowski może się tak ociągać z powołaniem Ruchu Obywatelskiego. Zaczynam się martwić. Jeśli tak będzie odwlekał, nie wiadomo, czy w ogóle uda mu się z tej wytworzonej w ostatnich wyborach prezydenckich energii społecznej. stworzyć coś nowego, wspaniałego. Jak często powtarza - „Nową Solidarność”.
Nie zdążył jeszcze zrobić pierwszego kroku, a już mogło mu ubyć wielu chętnych. Co, on nie wie, że jakieś fatum ciąży nad jego głową? I choćby z tego powodu powinien się spieszyć. Potrzebna akurat teraz była mu ta „Czajka”, jak staroście dziura w moście. Już nie tylko zmęczeni długim oczekiwaniem na powrót swego idola z urlopu w Chorwacji zrezygnowali być może z przystąpienia do Ruchu w momencie, kiedy rozsadzała ich jeszcze „wytworzona energia”. Teraz mogą nabrać jeszcze większego dystansu do swojej „politycznej gwiazdy” nawet ci, którzy głosowali na niego w czasie wyborów na prezydenta Warszawy. Zastanawiają się: - Zeszłoroczną awarię „Czajki”, można jakoś zrozumieć, że to nie jego wina. Ani nasza, że na niego głosowaliśmy. Nie wiedzieliśmy, o jego pechu i słabościach. Choć ludzkie było to, że przez kilkanaście godzin bał się Warszawiakom o tym powiedzieć. W końcu nie wszyscy są odważni. Nie ma wszak ludzi bez wad. Obecną katastrofę jednak trudno usprawiedliwić. Obciążanie śp. Lecha Kaczyńskiego, chyba trochę na siłę. Mało wiarygodne. Nieładnie też przypisywać coś brzydkiego nie żyjącemu, który nie może się bronić.
Czy po takich refleksjach będą mieli w sobie jeszcze dość entuzjazmu, żeby za jakiś czas – Trzaskowski zapowiada, że rozpocznie zaraz po usunięciu awarii – włączyć się aktywnie do Ruchu?
Co z „Nową Solidarnością”?
Coraz czarniej też widzę masowy akces do „Nowej Solidarności” mieszkańców miast położonych nad Wisłą w jej nurcie powyżej Warszawy, m.in. Płocka i Torunia. Obawiam się, że mogą mniej chętnym okiem patrzeć na chęć spożytkowania przez Rafała Trzaskowskiego „marzenia, które w czasie wyborów zostało na nowo zbudowane”, widząc, jak niektóre marzenia prezydenta Warszawy zamieniały się w niefortunne przedsięwzięcia, a niekiedy w klęskę. Czasami ich ofiarami stawali się ludzie, jak np. w legendarnej już „strefie relaksu” na Placu Bankowym, która miała być mekką i oazą mieszkańców stolicy, a stała się jej pośmiewiskiem. Innym razem niewinne, słynące z łagodności i pożytku zwierzęta. Trzaskowski uruchomił ekologiczny projekt, który miał zaowocować zwiększeniem populacji nadwiślańskich ptaków. Miało temu sprzyjać wynajęcie od hodowcy z Dagestanu stada 60 kóz, które umieszczone na wiślanej wysepce miały zjadać trawę, ułatwiając ptakom zakładanie gniazd. Kozami opiekował się wynajęty przez Ratusz bezdomny. Człowiek dobrego serca, ale raczej nie gastrolog. Dokarmiał kozy śmieciami z okolicznych osiedli. Połowa z nich padła, a ich nie żywe ciała wrzucał do Wisły lub zakopywał do ziemi.
Nie tylko Warszawiacy znają historię Trzaskowskiego, jako znanego „ekologa”. Jest dość prawdopodobne, że w obecnych okolicznościach, kiedy znowu Polacy coś niedobrego doświadczają z Wisłą, zaczyna ubywać zwolenników „zagospodarowania energii” przez Trzaskowskiego, która miałaby w przyszłości doholować go do stanowiska prezydenta Polski. Patrząc na kilka innych przypadków nieudolności zarządzania przez Trzaskowskiego, jak np. dopuszczenie do niewiarygodnych opóźnienia w wypłatach należności przedsiębiorcom w ramach „Tarczy antykryzysowej”, na sporo ważnych dla życia Warszawiaków, a niedotrzymanych obietnic, coraz liczniejsza może się stawać grupa lodowato przyjmująca jego polityczne inicjatywy.
Jak Trzaskowski tak dalej będzie odkładał rozpoczęcie zbudowania „Nowej Solidarności”, to z kim, z jakąś garstką niedobitków, która zostanie z 10 milionowej armii wyborców, będzie „pracować nad zszyciem Polski”?
Co on sobie wyobraża?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515936-co-z-tym-trzaskowskim-jak-nie-urok-to-przemarsz-wojsk