Niemal dotknął nieba, niemal wygrał wybory prezydenckie. Półtora miesiąca później Rafał Trzaskowski to już inny człowiek. Obolały, cierpiący, ciężko doświadczony przez życie. Zamiast debat o przyszłości Europy w europarlamencie, zamiast sprawowania najwyższej funkcji w państwie i łajania Prawa i Sprawiedliwości - szambo lejące się do Wisły, kompromitacja, pokorne proszenie rządu o pomoc. I świadomość, że to się będzie wlokło, to się będzie lało.
Na drugim biegunie pan „Margot”, w pewnym sensie „dziecko” Trzaskowskiego. Wyrastające ze środowisk, które pielęgnował, finansował, wspierał, wynosił na piedestał. Też ma swoje pięć minut. Wywiad za wywiadem, coraz mocniejsze słowa. W sumie zapowiedź zniszczenia naszego świata, aż do fundamentów, włącznie z rodziną, kobiecością i męskością. Słowa mają już nic nie znaczyć, królować mają nienawiść, samotność, faktyczny totalitaryzm. I bezkarność dla tych, którzy stoją na czele rewolucji.
Kto umie czytać znaki, ten powinien to dostrzec. To szambo, które leje się z Warszawy Trzaskowskiego, które zatruwa Polskę, leje się nie tylko do Wisły. Ono - nie chodzi o ludzi, ale o antywartości - leje się także w przestrzeń publiczną, w serca młodych ludzi, którym zaszczepia się niepokój, zwątpienie w siebie, rozchwianie, traumy, których skazuje się na wieczną neurozę, na zmarnowanie życia.
Czy Trzaskowski też dostrzeże, że to znak? Czy te cierpienia, przez które przechodzi, zmagając się z materią, której nienawidzi, która jest dla niego katorgą, skłonią go do refleksji?
Jak się temu przeciwstawić? Jak uratować Polskę, same podstawy naszego społeczeństwa? To być może najważniejsze zadanie naszego pokolenia. Równie poważne jak to z lata 1920 roku. Bo w sumie to to samo. Skutki będą takie same.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515852-z-warszawy-trzaskowskiego-toksyny-plyna-nie-tylko-do-wisly