W latach 30. XX wieku gdańszczanki i gdańszczanie niespecjalnie byli przywiązani do Polski, a flag z hackenkreuzem było tu więcej niż w Berlinie.
Napisała Aleksandra Dulkiewicz, że „Gdańskowi nie można odebrać Westerplatte”. W „Gazecie Wyborczej” napisała, bo gdzieżby indziej. Odebrano „na siłę, bez dialogu, w trybie rozkazującym”, ale nie można odebrać, bo gdańszczanki i gdańszczanie „tęsknią za uczuciem ciągłości dziejów i wspólnoty w bólu”. W tym kuriozalnym tekście ani razu nie padają dwa kluczowe słowa: Polska (jako państwo) i Niemcy (jako naród). Coś polskiego pojawia się w nazwach „Wojsko Polskie” i „Poczta Polska”. A Polacy jako „torturowani i zamęczeni w pierwszych dniach II wojny światowej” oraz „pocztowcy”.
W jednym miejscu tekstu prezydent Gdańska pojawia się „terror hitlerowski” i to tylko w nazwie własnej cmentarza. Jest wojna i nie ma Niemców. A Polacy są jedynie w przeszłości, zaś współcześnie tylko „gdańszczanki i gdańszczanie”. I potem Aleksandra Dulkiewicz się dziwi, że państwo polskie zajęło się Westerplatte (zbuduje muzeum, wyrzuci śmieci i nada temu terenowi godny wygląd) oraz organizacją rocznic napaści Niemiec na Polskę. Nie kogoś tam na Westerplatte (w domyśle – na Gdańsk), tylko Niemców na Polskę. I to jest w pierwszej kolejności sprawa Polaków, a dopiero potem gdańszczanek i gdańszczan.
Gdyby trzymać się historycznych faktów, to zdecydowana większość gdańszczanek i gdańszczan aż do 1945 r. była zadowolona z ataku na Westerplatte i nawet dumna z napaści Niemiec na Polskę. Mówienie o gdańskości Westerplatte jest więc w historycznym kontekście lekko niestosowne. Tym bardziej, gdy się czci i podkreśla (jak robi to Aleksandra Dulkiewicz i jak robił Paweł Adamowicz) tradycje wolnego miasta Gdańska, czyli swego rodzaju eksterytorialności. Przecież historycznie i formalnie status wolnego miasta miał Gdańsk tylko w latach 1807-1814 oraz 1920-1939, czyli przez zaledwie 26 lat. A pamięta się ten drugi okres, gdy gdańszczanki i gdańszczanie niespecjalnie byli przywiązani do Polski, a flag z hackenkreuzem było tu w latach 30. XX wieku nawet więcej niż w Berlinie.
Gdy się mówi tylko o gdańszczankach i gdańszczanach, znika Polska. A przecież w ponadtysiącletniej swej historii Gdańsk był polski przez 645 lat, zaś niemiecki przez 338 lat, z czego 117 lat przypada na zabory (poczynając od drugiego rozbioru Rzeczpospolitej), które objęły także Gdańsk. Nie ma powodu, by ukrywać niemiecką przeszłość Gdańska, ale nie ma też żadnego powodu, by ją nadzwyczajnie eksponować. A już próby robienia z współczesnego Gdańska „wolnego miasta” są po prostu aberracją. To jest polskie miasto także dlatego, że pod jego bokiem i dzięki jego osłonie 1 września 1939 r. rozpoczął się najbardziej dramatyczny, wyniszczający i mający dalekosiężne skutki rozdział historii polskiego narodu.
Gdańsk jest najpierw polski, a później należy do współczesnych gdańszczanek i gdańszczan, którzy (lub ich dziadkowie) znaleźli się tu w ogromnej większości już po wojnie za sprawą polskiego państwa, choć są też rodziny zakorzenione, jak choćby Tuskowie czy Dawidowscy. Przynajmniej ci, którzy nie uciekali z Gdańska pod koniec stycznia 1945 r. na statku „MS Wilhelm Gustloff”, zatopionym przez sowiecką łódź podwodną.
Pod koniec maja 2019 r. Aleksandra Dulkiewicz jeszcze taktycznie grała polskością. Mówiła: „Westerplatte jest jednym z najbardziej wymownych symboli walki o polskość. (…) Polscy żołnierze niemal do ostatniej kropli krwi bronili polskości tej ziemi. Dzisiaj PiS dla partykularnych i partyjnych celów chce Gdańskowi odebrać ten najbardziej symboliczny znak polskości tej ziemi. To niezwykle groźny projekt, który jest próbą zredukowania polskiego charakteru Gdańska, a ja na to nie pozwolę”. Chodziło o realną i godną opiekę polskiego państwa nad Westerplatte, czego Gdańsk najzwyczajniej nie zapewniał. I wtedy polskie państwo miało odrywać to miejsce od Polski, pozbawiać je polskości, co brzmiało kompletnie bezsensowne, ahistoryczne i nielogiczne.
Gdańsk jest i będzie polski, a jego polskość nie jest niczym wstydliwym. Wręcz przeciwnie. Wstydliwe, żenujące i szkodliwe dla polskich interesów jest infantylne doczepianie do wszystkiego europejskości (jak w wypadku Europejskiego Centrum Solidarności) i gdańskości. A już 1 września wypadałoby chociaż wspomnieć o napaści na Polskę (nie na Gdańsk) i o tym, że zrobili to Niemcy. A jeśli Aleksandra Dulkiewicz nadal nie rozumie, dlaczego polskie państwo zajęło się Westerplatte i obchodami rocznic napaści Niemiec na Polskę, niech przeczyta to, co napisała (albo co jej napisano) 1 września 2020 r. w „Gazecie Wyborczej”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515732-dulkiewicz-nie-pisze-ze-to-niemcy-napadli-na-polske
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.