„Okazuje się, że Wałęsa jednak zatonął w swojej podłości, w swoim kłamstwie, w swojej służbie” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Krzysztof Wyszkowski, działacz opozycji antykomunistycznej, komentując słowa byłego prezydenta o św. Janie Pawle II i jego roli w przemianach.
wPolityce.pl: Lech Wałęsa podczas rocznicowego wystąpienia umniejszał rolę papieża w „przewróceniu komunizmu”. O czym to świadczy?
Krzysztof Wyszkowski: Mówi głupstwa, trudno. Przez całe lata go broniłem, mając nadzieję, że człowiek może wydobyć się z bardzo różnych rzeczy – z agentury pewnie również. Znam zresztą byłych agentów, nawet funkcjonariuszy – ludzi z działalności antykomunistycznej, którzy przeszli do Służby Bezpieczeństwa i mimo to potrafili po latach się podnieść i z tego wyjść. Jest publicznie znany chociażby przykład Hodysza. Okazuje się, że Wałęsa jednak zatonął w swojej podłości, w swoim kłamstwie, w swojej służbie. Jeżeli on przysięgał na krzyż, że będzie wierny Służbie Bezpieczeństwa, będzie wiernym donosicielem, to okazało się, że to go zobowiązuje bardziej niż wszystko inne – niż poczucie zobowiązania w stosunku do Polaków, do ludzi, którzy przez jakiś czas go uwielbiali, którzy mu wierzy, którzy mu zaufali. Bardzo to smutne, również po ludzku – upadek człowieka z bardzo dużej wysokości do rynsztoka. To niezmiernie smutne.
Innego zdania musi być Władysław Frasyniuk, który stwierdził, że Wałęsa jest „najwybitniejszym przywódcą w Europie”.
Frasyniuk też był kiedyś młodym, obiecującym działaczem „Solidarności”. Okazuje się, że to zwykły chuligan, bezczelny łotr, który potrafi wypowiadać się niezwykle brutalnie, działać z jakimiś esbekami. To zupełnie straszne rzeczy. Jest więcej takich ludzi upadłych. Może to nic dziwnego, może zawsze te wielkie wydarzenia ściągają różnego typu ludzi, którzy – uwiedzeni przez pewien czas wystąpieniami masowymi, duchem, który emanuje – z czasem wracają do swoich korzeni, do swojej właściwej miary, czyli to podłości. Frasyniuk jako klakier Wałęsy – to jest ta marność, w której pogrążają się ci ludzie. Razem z resztą tych Obywateli RP, totalnych, wszelkiego rodzaju KOD-ziarzy, czy teraz najmodniejszego zdaje się środowiska, skupionego wokół sześciobarwnej flagi.
W dzisiejszych wystąpieniach nie zabrakło ataku na Jarosława Kaczyńskiego – Frasyniuk mówił, że to „nienawistny pan, który nie lubi ludzi”. Jak pan to ocenia?
Znam wszystkich tych ludzi – Michnika, Frasyniuka, Wałęsę – współpracowałem z nimi, przyjaźniliśmy się z niektórymi przez wiele lat, ale znam również Jarosława Kaczyńskiego. Muszę powiedzieć o pewnej zasadniczej wyższości Jarosława Kaczyńskiego nad tymi ludźmi – mianowicie on ma duże – powiedziałbym nawet, że wielkie – poczucie humoru. Pochwalę się tym, że nawet tak wielkie, że podczas strajku w 1988 r. w stoczni, kiedy opowiadałem różne historie, w pewnym momencie udało mi się rozśmieszyć Jarosława do tego stopnia, że przewrócił się na most zwodzony, który łączy stocznię z tą częścią, która jest na wyspie. Bałem się, że wpadnie do wody. Jarosław ma naprawdę wielkie poczucie humoru, które go ratuje. Te smutasy, ci ponuracy, ci ludzie, którzy brodzą gdzieś w rynsztokach, w wulgarności, w kłamstwach, w obrażaniu papieża, wszystkich świętości, „Solidarności”, Polski, niepodległości, wolności, demokracji – mają bardzo smutne życie, są pełni jakiejś frustracji. Przegrali, może przegrywają swoje życie, pewnie przegrywają wielkie pieniądze – Wałęsa jawnie się na to skarży. Są przegrani. W związku z tym plują, miotają się w jakichś szaleńczych drgawkach. Można im po części współczuć, ale myślę, że nie warto.
Not. kb
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515560-nasz-wywiad-wyszkowski-walesa-utonal-w-swojej-podlosci