„To nie USA bronią TVN-u jak niepodległości. To pani ambasador tworzy takie wrażenie. Zbyt intensywnie, bo to już brzmi fałszywie”, napisał Jacek Karnowski o „wtrącaniu się” Georgetty Mosbacher w polskie sprawy (polecam uwadze), a konkretnie jej aktywności w odniesieniu do planów (sic!) dekoncentracji mediów w naszym kraju, które w przytłaczającej większości należą do zagranicy:
„Czas przebić ten balon. To nie Stany Zjednoczone mówią nam, że TVN jest pod ścisłą ochroną amerykańską. To pani ambasador Mosbacher próbuje wytworzyć takie wrażenie”.
Problem jest jednak znacznie głębszy i poważniejszy. Ale po kolei. Dać łatwo, zabrać trudno. Zacznę od cofnięcia się w lata szalonej wyprzedaży, po upadku komunizmu. Nigdy nie powinno dojść do oddania mediów w obce ręce. Jest to bowiem branża o znaczeniu strategicznym, fundamentalnym dla funkcjonowania państwa, niezależnej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Żaden cywilizowany kraj świata nie pozwoli sobie na kształtowanie u siebie opinii publicznej przez zagranicę, w naszym, niestety, to już się stało. Poglądy Polek i Polaków urabia zagranica, która ma własne interesy, zazwyczaj sprzeczne z polskimi. A jeśli ktoś jej stoi na przeszkodzie, tego trzeba wyeliminować – jak mawiają Niemcy - „kto ma media, ten ma władzę”. Przykład? Wystarczy tylko ten jeden przykład: budowa niemiecko-rosyjskiego gazociągu Nord Stream1 i Nord Stream2:
„Rurociąg pod wieloma względami pozostaje w wyraźnej sprzeczności z interesem polskim: Polska straci na znaczeniu jako kraj tranzytowy rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej. Gazociąg Nord Stream udaremni realizację alternatywnych projektów”,
oceniał Stephan Raabe, szef Fundacji Konrada Adenauera, który podkreślał też, że inwestycja ta nie pozostanie bez wpływu na bezpieczeństwo Polski. Bardziej dosadnie określił projekt bałtyckiej okrężnicy Nord Stream 1 Radosław Sikorski, wtedy, w latach 2005-2007 minister obrony w rządzie PiS, jako „nowy pakt Ribbentropa-Mołotowa”. Co było później? Bezprzykładna, antypisowska kampania i przejęcie władzy przez PO i milcząca akceptacja gabinetu Donalda Tuska dla tej inwestycji. Sam Sikorski przeszedł do jego obozu, za co dostał tekę ministra spraw zagranicznych, po czym złożył hołd berliński i wezwał Niemcy do przywództwa w Europie… Dziś mamy powtórkę z historii: rząd PiS, który sprzeciwia się budowie Nord Stream2, i przyklejanie mu przez niemieckie media, w tym polskojęzyczne, w druku, eterze i internecie krzywej gęby na każdym kroku i w każdej sprawie.
Media to współczesny „Panzerfaust” („pięść pancerna”, niezwykle skuteczna broń z okresu II wojny). Po prawdzie trudno dziwić się Niemcom, że chcą mieć taki rząd w Warszawie, który nie będzie bruździł w ich interesach. Można się natomiast dziwić, że PiS nie wyciągnęło nauki z lat 2005-2007 i nie przeprowadziło repolonizacji mediów po ponownym objęciu władzy w 2015 roku - jeśli utrzyma się obecny stan rzeczy, prędzej czy później za ten grzech zaniechania partia Jarosława Kaczyńskiego zapłaci utratą władzy. Operacja jest trudna, lecz niezbędna. Z góry wiadomo, że każda próba porządkowania rynku medialnego w Polsce spotka się z ogromnym sprzeciwem obcych mediów i ich interwencjami, z wykorzystaniem wszelkich sił i środków, gdzie tylko i u kogo się da, aby do żadnych zmian nie doszło - to jest właśnie walka o wpływy. Jednak, w zrealizowaniu ich repolonizacji powinna pomóc świadomość, że choćby politycy PiS i sam prezes stawali na rzęsach, nie będą dobrej prasy w Niemczech, dopóty, dopóki istnieje możliwość odsunięcia ich od steru. Medialna maszynka kształtowania opinii publicznej funkcjonuje precyzyjnie: z jednej strony wcale nie skrywane wspieranie opozycji, z drugiej socjotechnika: niemiecki „Die Welt” napisze, Deutsche Welle poda dalej po polsku, polskojęzyczne „Fakt”, „Newsweek” czy portal Onet i inne, mają gotowce do rozpowszechniania, jak jest źle, a będzie jeszcze gorzej… Co gorsza, mają też wsparcie polityków opozycji i jej medialnych kauzyperdów, na czele z „Gazetą Wyborczą” oraz powstałym z inicjatywy jej dziennikarzy portalem oko.press.
„Większość obozu rządzącego nie ma jednak o tym pojęcia i dyszy żądzą zemsty wobec niemieckiego kapitału, chcąc pognębić „Fakt”,
— huknęła „GW” w obronie nie tylko tego tabloidu, o którym sami Niemcy piszą: „gazeta Springera”. Redakcja z ul. Czerskiej ma świadomość, że w razie repolonizacji mediów jej zespół straci tak znaczące oparcie zagranicy w walce ze znienawidzonym przezeń rządem. Tzw. dekoncentracja na rynku medialnym oznacza „awanturę z zarówno z Unią Europejską, jak i Stanami Zjednoczonymi”, ostrzega „GW”, bo pani ambasador Georgette Mosbacher napisała na… Twitterze.:
„Pluralizm w polskich mediach już istnieje. Przymusowe rozdrobnienie mediów ograniczy wolność słowa, ponieważ przetrwają tylko państwowe i małe media. Polskie społeczeństwo nie skorzystałoby na mniejszej liczbie różnorodnych głosów”,
Tak oto była właścicielka firmy kosmetycznej występuje w roli medioznawczyni… Pominę argument Jej Ekscelencji, jakoby obce media w naszym kraju stanowiły gwarancję „pluralizmu” - daleki jestem od kpin w tak poważnej sprawie, ale jest to tak kuriozalne, jak zapewnienia, że przypięcie nart i uczestnictwo Mosbacher w lotach narciarskich w Bad Mitterndorf zagwarantuje wysoki poziom tych zawodów. Ale pani Mosbacher wie, co robi i dlaczego wtrąca się do planów porządkowania polskiego rynku medialnego już w fazie wstępnej. Nie chodzi bynajmniej tylko o kanał telewizyjny TVN i pochodne, należące do amerykańskiej grupy Discovery. Pani Mosbacher szyje grubym ściegiem:
„Zmuszanie firm medialnych do sprzedaży akcji zmusi inwestorów do szukania innych rynków. To nie jest dobry klimat inwestycyjny - to cenzura”,
— zaatakowała na Twitterze. Co ma wspólnego restrukturyzacja z cenzurą? Czyżby ambasador Mosbacher nie starczało wyobraźni, jak np. zareagowałby Biały Dom, obojętnie, kto byłby jego gospodarzem, gdyby większość mediów w USA należało - w duchu „dobrego klimatu inwestycyjnego” i gwarancji pluralizmu - do Niemców lub Rosjan, czemu nie? Idźmy dalej: jak odebrałaby lobbing na terenie USA anglojęzycznych, niemieckich czy rosyjskich mediów, np. na rzecz niemiecko-rosyjskiej pępowiny gazowej? Albo w kwestii obsady stanowiska ambasadora w Waszyngtonie…? A propos: gdyby Niemcy były nastawione przyjaźnie wobec Polski, znając ich Gründlichkeit/dokładność, co sami podkreślają, nigdy nie zaproponowaliby osoby, która może wywołać takie kontrowersje. Tymczasem nie tylko oczekują akceptacji dla kandydata Arndta Freytaga von Loringhovena, lecz uruchomili własne media po obu stronach Odry, aby wymusić udzielenia mu tzw. agrément’u. Nawiasem mówiąc, gdyby baron Loringhoven miał honor, sam by zrezygnował. Cóż, polityka… To może jeszcze jeden przykład:
„Szokująca sytuacja! Rocznica wybuchu wojny stała się pretekstem do… wybuchu politycznej wojny!”,
zagrzmiał w tytule polskojęzyczny „Fakt”, w sprawie braku zgody rządu dla wygłoszenia przemówienia przez prezydent Gdańska Aleksandrę Dulkiewicz na organizowanych centralnie obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej. Tej pani prezydent, która rok temu chciała wraz z niemieckimi przyjaciółmi obchodzić na Westerplatte 80 rocznicę napaści Niemiec na Polskę… radosnym pochodem i tańcami, a za której urzędowania (i poprzednika) miejsca walk i tragedii polskich obrońców zamieniły się w śmieciowisko… Co to ma wspólnego z panią Mosbacher? Ma i to wiele.
„Fakt”, i nie tylko, należy niby do spółki Ringier Axel Springer. Niby, ponieważ od tego roku posiadaczem większościowego pakietu w koncernie Springera jest amerykańska spółka akcyjna KKR & Co. Inc. (od nazwisk jej założycieli, którymi byli: Jerome Kohlberg, Henry Kravis i George Roberts), z siedzibą w Nowym Jorku. Za Odrą do tej grupy kapitałowej należą m.in. bulwarowy „Bild”, „Die Welt”, telewizyjny kanał informacyjny N24 (obecnie „Welt”) i inne.
W tym miejscu rodzi się pytania: w co grają Amerykanie, w co gra ambasador Mosbacher? Przed rządem PiS stoi poważne i trudne zadanie. Biorąc pod uwagę interesy polityczne Waszyngtonu, ukrócenie obcych, głównie niemieckich wpływów w naszym kraju leży w interesie Amerykanów, niezależnie od tego, kto zasiada w Oval Office. Jeśli rząd RP, obojętnie jakiej maści, chce prowadzić niezależną, polską politykę i utrzymać się u władzy, musi przeforsować reformę strukturalną na naszym rynku medialnym. Nie może być to działanie pozoranckie. Prócz „Kuriera Szczecińskiego” z kilkutysięcznym nakładem, który ulega polskojęzycznemu „Głosowi Szczecińskiemu” - Verlagsgruppe Passau, do tegoż koncernu należą wszystkie gazety regionalne, jak Polska długa i szeroka. Wojna na słowa trwa, a dla PiS – zegar tyka… Ustępstwo w tej fundamentalnej kwestii, to porażka nas wszystkich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515358-przekluwanie-balonu-w-co-gra-ambasador-mosbacher
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.