Uważam, że szkoda, iż tak się stało, albo takie są medialne przekazy. Być może coś w tym jest, a być może jest to tylko „bicie piany”. Trudno mi powiedzieć. I teraz niemieckie media to robią. Trudno mi ocenić, ponieważ nie znam przyczyn, dla których do dzisiaj nie ma tego agrément. Być może polski rząd ma jakieś informacje, których ja nie mam - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Bogdan Musiał, historyk, członek Rady przy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Kandydat na ambasadora Niemiec w Polsce Arndt Freytag von Loringhoven nie otrzymał agrément, ponieważ jego ojciec był jednym z adiutantów w sztabie generalnym Wermachtu za czasów Hitlera. Na ile w Pana ocenie wybór takiej osoby do kierowania placówką dyplomatyczną w Polsce był niemiecką prowokacją a na ile wynikało z braków kadrowych, czy tego, że wiele wysoko postawionych osób w Niemczech ma tego typu konotacje rodzinne?
Prof. Bogdan Musiał: Pana Loringhovena znam osobiście. I syna i ojca, który zmarł kilka lat temu. Syna, desygnowanego na stanowisko ambasadora w Polsce, poznałem w Moskwie, kiedy był kierownikiem jednego z wydziałów niemieckiej ambasady. Dwukrotnie miałem okazję z nim dłużej rozmawiać i zarówno on, jak i jego ojciec wywarli na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie jest on dyplomatą zaślepionym, filoputinowskim. Rozmawialiśmy prywatnie. To nie były oficjalne rozmowy, a wywiad, który przeprowadziłem z jego ojcem, był w moim przekonaniu świetny. Był bardzo uczciwy jeśli chodzi o to, w czym brał udział. Jeżeli sobie dobrze przypominam to jego ojciec był w Armii Pancernej Guderiana w 1941 roku.
Uważam, że szkoda, iż tak się stało, albo takie są medialne przekazy. Być może coś w tym jest, a być może jest to tylko „bicie piany”. Trudno mi powiedzieć. I teraz niemieckie media to robią. Trudno mi ocenić, ponieważ nie znam przyczyn, dla których do dzisiaj nie ma tego agrément. Być może polski rząd ma jakieś informacje, których ja nie mam.
A że pan Loringhoven był w wywiadzie, pełniąc funkcję zastępcy szefa BND, to nie jest wyjątkiem. Wcześniej też już były takie przypadki. Takie rzeczy się zdarzają. Czy to jest tradycja niemiecka? Trudno mi ocenić. Nie znam innych krajów na tyle, żeby móc to ocenić.
Być może jest to bardziej medialny konflikt, niż rzeczywisty…
Jak wiele osób ze świecznika niemieckiej polityki czy dyplomacji ma podobne rodzinne powiązania?
Mówiąc szczerze w Niemczech pani nie znajdzie dyplomaty, który nie miałby rodzinnych uwikłań w narodowy socjalizm. Ponad 10 mln Niemców było członkami NSDAP. Podejrzewam, że nie ma w Niemczech żadnej rodziny, gdzie by ktoś w jakichś ówczesnych formacjach nie służył. Pytanie, czy to było ochotniczo, jak na przykład SS, czy inne formacje, czy w jakichś obozach koncentracyjnych, i czy się z tego rozliczyli? A z tego, co wiem, to ojciec pana Loringhovena był oficerem Wermachtu, a do Wermachtu na ogół nie idzie się na ochotnika, tylko z poboru. Ja też służyłem w Komunistycznej Armii Ludowej i kazano mi przysięgać na Armię Czerwoną. To nie znaczy, że chciałem to wykonywać. Zostałem do tego po prostu zmuszony. To jest ta różnica.
Pytanie, czy jego ojciec był odpowiedzialny za jakieś zbrodnie. Trudno mi powiedzieć.
Osobiście bardziej patrzyłbym na jego postawę jako dyplomaty, a ja osobiście mam dobre wrażenie. Tak się złożyło, że znam też jego żonę. Jest ona bardzo krytycznie nastawiona do putinowskiej Rosji. W moim przekonaniu szkoda, że zrobiło się takie zamieszanie.
Jaki jest jego stosunek do Polski i Polaków?
Trudno mi ocenić, ponieważ bardziej zwracałem uwagę na to, co jest bardziej istotne z naszego punktu widzenia, a mianowicie jaki jest jego stosunek do dzisiejszej Rosji. Na putinowską Rosję patrzył krytycznie, trzeźwo oceniając sytuację. To nie jest taki filoputinowiec jak na przykład prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Nie miałem wrażenia, żeby była to osoba mająca jakieś uprzedzenia do Polaków. Ja tego nie odczułem kompletnie. Wręcz przeciwnie.
Jeżeli ktoś pracuje w ambasadzie niemieckiej w Moskwie na kierowniczym stanowisku, to automatycznie musi znać polską historię i bieżące sprawy. To jest klucz. Pamiętam, że był dosyć dobrze zorientowany.
Dlaczego Niemcy tak często rekrutują dyplomatów spośród wysokich funkcjonariuszy BND?
Trudno mi ocenić. Z tego, co wiem on zaczynał karierę jako dyplomata. To nie jest ktoś, kto wywodzi się ze służb, tylko był w dyplomacji i poszedł do BND. Taka funkcja jest często czysto polityczna. To nie jest człowiek wyszkolony dla celów BND. Wiem dobrze o tym, że to nie jest żaden wyjątek.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515225-musial-w-niemczech-nie-ma-dyplomaty-bez-rodzinnych-uwiklan