Jest coś przygnębiającego w pyszałkowatej odpowiedzi Szczepana Twardocha na okładkowy tekst tygodnika „Do Rzeczy”. Krzysztof Masłoń omówił w nim dorobek popularnego pisarza i jego literacko-światopoglądową drogę, od pisarza „postrzeganego jako sympatyka prawicy” po jego wejście w mainstream, po porzuceniu wartości, które wcześniej opisywał. Artykuł wybitnego krytyka literackiego, a tak niewiele ich w Polsce mamy, nie jest zresztą ani dosadny, ani prześmiewczy, przedstawia czytelnikowi sylwetkę i twórczość Twardocha, która w środowisku wielu badaczy literatury i tak jest znana i podzielana. Dodatkowo - rzecz od stuleci najnormalniejsza w świecie - krytycy literaccy przyglądają się literaturze, a inni badacze, albo i sami pisarze, odpowiadają na nią, polemizują, ścierają się - niechby taka formuła trwała kolejne wieki!
Jednak III RP, pyszałkowatość jej elit i samopoczucie przebijające stratosferę, potrafią zrujnować i tę regułę - dyskusji nad literaturą. Szczepan Twardoch odpowiedział bowiem na jednym z portali społecznościowych, krótką, notką, której druga połowa naszpikowana jest drwiną, szyderstwem i pogardą wobec Masłonia.
polemicznej reakcji tekst Masłonia z mojej strony się nie doczeka, bo nie warto strzelać do okrętu, który zatonął, nie opuściwszy nawet portu. Starszy pan wychodzi na obsesyjnego stalkera, tropiącego wypowiedzi moje i na mój temat z zapałem nastoletniej psychofanki i jest to przecież samo z siebie tak zabawne, że po co psuć efekt polemiką? Zwłaszcza, że mam wakacje, żegluję w Chorwacji, fajnie wieje, z satysfakcją obserwuję, jak mój trzynastoletni syn sprawnie poczyna sobie z prowadzeniem piętnastometrowego jachtu, drugi łowi ryby, zimne wino popijam z wodą gazowaną, żadnych potrzeb, żadnej adrenaliny, z nikim nie walczę, pozdrawiam serdecznie.
Najlepszy ten, kto się sprzedaje
Nazywanie krytyka literackiego obsesyjnym stalkerem to już poziom poniżej piwnicy, a dalej jest przecież jeszcze gorzej. Niefrasobliwa pogarda, formułowanie kontekstu jakoby polemika z badaczem była poniżej jego godności, kilka inwektyw (obsesyjny stalker, nastoletnia psychofanka, zatopiony okręt), a następnie wzmianka o chorwackich wakacjach na piętnastometrowym jachcie, przypomina TVNowskie szoł, pt. „gentlemani i wieśniacy”, w którym „ci lepsi”, z Warszawy oczywiście, pokazują brudnym biedakom jak się powinno żyć.
Koszmar tej arogancji się jednak nie kończy. Rechot fanów Twardocha widać i w komentarzach i w innych mediach społecznościowych. Również na słowo krytyki od Wojciecha Wencla czytelnicy autora „Morfiny” zbiegają się z okrzykami, że lepszy jest ten który się więcej sprzedaje i jest bardziej znany.
Doprawdy? Sprzedawalność jako podstawowa miara literatury? Rozpoznawalność? Zatem autorzy pornografii powinni trafić do kanonu lektur uniwersyteckich.
A można przecież się pięknie różnić, zaś w przypadku elit literackich to pięknie różnić się trzeba. Można z przekąsem, złośliwością i dosadnością, ale wyzwiska są lepsze dla bulwarówek, gadzinówek, nie pisarzy, elit, ludzi - nomen omen - kultury!
Bywały szpilki, ale z klasą
Przypomnieć można ostry spór Józefa Czapskiego z Wacławem Zbyszewskim, dwóch autorów emigracyjnych, w tematach rosyjskich. Zbyszewski Rosji nienawidził, Czapski uważał ją za natchnioną - na tym tle nieustannie wbijali sobie szpilki. Gdy Zbyszewski pisał, że „Bóg stworzył Rosję (…) olbrzymim łagrem” Czapski ironicznie komentował: „Cóż za poufałość z Panem Bogiem”. Gdy Czapski wymieniał wybitnych, jego zdaniem, pisarzy i filozofów rosyjskich, chwalił przedbolszewickie elity, Zbyszewski odpowiadał, że takie zachwyty są przypadłością ludzi wychowanych w rzadkich enklawach rosyjskiej kultury jak Sankt Petersburg. Czapski ganił Zbyszewskiego, że o Rosji wszystko upraszcza i przywoływał Norwida, Zbyszewski odpowiadał, że wziął parę wyjątków z rosyjskiej kultury i rozciągnął na całą Rosję.
Tak się nie zgadzali, a było na jakim tle, bo Polska wówczas była w łapskach rosyjskich, a obaj panowie pamiętali i rosyjski, i sowiecki zabór, ale to Wacław Zbyszewski pisał artykuł na urodziny Czapskiego, a ten potrafił o nim pisać, że jest „publicystą ze świetną inteligencją”. A tutaj ta drwina, rzucona z piętnastometrowego jachtu (serio na kimś to robi wrażenie?), wyzwiska, głęboki mamtowd*pizm.
I w tle tego sporu unosi się tytuł nowej książki Twardocha. „Pokora”. Książkę sobie można nazwać dowolnie, nawet i „Pokora”, ale tej prawdziwej pokory to chyba mamy poważny deficyt.
ZOBACZ TAKŻE ROZMOWĘ O TYM JAKA JEST NAPRAWDĘ POLSKA LITERATURA:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515093-czy-odpowiedz-twardocha-na-krytyke-zazenuje-czytelnikow