My mamy swojego ambasadora w Niemczech i kanał kontaktów dyplomatycznych jest utrzymany przez naszego ambasadora. Także powinno zależeć stronie niemieckiej, aby mieć osobę o nieposzlakowanej opinii, niepołączoną jakimikolwiek rodzinnymi uwikłaniami - mówi portalowi wPolityce.pl były szef polskiej dyplomacji, a obecnie eurodeputowany Witold Waszczykowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Niemcy nadal nie mają ambasadora w Polsce. Okazało się bowiem, że ojciec desygnowanego na tą placówkę dyplomatyczną Arndta Freytaga von Loringhovena był jednym z adiutantów w sztabie generalnym Wermachtu w czasie Hitlera. To dość niefortunna kandydatura z polskiego punktu widzenia. O czym to świadczy? Jak Pan, jako dyplomata, to ocenia?
Witold Waszczykowski: Rzeczywiście sprawa jest delikatna, bo jest ta przeszłość rodziny i ojca, chociaż jak twierdzą historycy nie była to przeszłość kompromitująca, bo on był tylko adiutantem, zresztą bardzo mocno krytycznym wobec Hitlera. Uciekł w ostatniej fazie z kwatery głównej. Ale jest to połączenie ze straszną II wojną światową, z którą w Polsce wszystko się kojarzy bardzo źle.
Można mówić, że dzieci nie odpowiadają za rodziców, ale z drugiej strony ze względu na naszą historię, naszą tragedię, którą przeżyliśmy w II wojnie światowej, to rzeczywiście można by było oczekiwać od Niemców, że tu funkcje przedstawicieli niemieckich będą pełnili ludzie o nieskazitelnej historii zarówno swojej, jak i rodzinnej właśnie po to, żeby nie było jakichś wątpliwości, dylematów itd. Ale Niemcy są znani z ich topornego poczucia humoru, w związku z tym mają „pasztet” po prostu, bo z jednej strony trudno im się będzie wycofywać. My też mamy problem, bo chcielibyśmy mieć jednak osobę o – jak powiedziałem – nieskazitelnej historii zarówno osobistej, jak i rodzinnej, żeby nie czuć, że gdzieś są jakieś uwikłania, stare zależności, jakieś dwuznaczności, bo w relacjach polsko-niemieckich, szczególnie w historii my musimy mieć jednoznaczną wykładnię, jednoznaczną opinię. Nie może być tu żadnych eufemizmów, żadnych kompromisów historycznych, bo była to oczywista zbrodnia na polskim narodzie, na polskim państwie, byliśmy ofiarą okrutnej przemocy i sprawa tu powinna być absolutnie jasna.
Z czego wynika ten brak wrażliwości strony niemieckiej? Czy tylko i wyłącznie z tych ciągle podejmowanych prób rewizjonizmu historycznego?
Tak. Relatywizowania. Już dawno temu Niemcom udało się odseparować termin „niemiecki” od „nazizmu” i lansują taką tezę, że za wszystko, co się działo przed wojną czy w czasie wojny odpowiedzialni byli naziści bez łączenia z terminem „niemieccy”. To spowodowało, że na świecie wina niemiecka została zrelatywizowana, zmniejszona. Co więcej, sami Niemcy nawet twierdzą, że to oni byli jako naród pierwsi ofiarą nazizmu, bo to naziści podbili społeczeństwo niemieckie, zaszantażowali i zmusili do tego, co robiono. Ten brak wrażliwości wynika z tego relatywizowania historii i polityki historycznej.
Niemcy wielokrotnie pokazują się jako ofiara II wojny światowej. Z jednej strony jako ofiara nazizmu, a z drugiej strony podkreślają, że stracili część terytoriów, ludzi. Jest kwestia wypędzonych, rzekomo niewinnych itd. Starają się zrelatywizować przebieg, skutki tej wojny i czasem umyka im ta wrażliwość innych państw, szczególnie takich ofiar jak Polska.
Ten stan braku agrément dla niemieckiego ambasadora trwa już kilka miesięcy. Czyli to świadczy o tym, że po stronie niemieckiej nie ma refleksji nad brakiem zgody na przyjazd dyplomaty.
Tak. Procedura jest taka, że chcąc zainstalować ambasadora w danym kraju, wysyła się jego życiorys z prośbą o agrément, o zgodę. Zwyczajowo państwo udziela taką zgodę w ciągu 4-6 tygodni, zależnie od procedur w danym kraju. Natomiast nie ma odpowiedzi negatywnych. Odpowiedzią negatywną jest brak tej zgody. Czyli nie odsyła się pisma, w którym się nie wyraża zgody, tylko po prostu nie odpowiada. Wtedy jeśli po dwóch, trzech miesiącach nie ma odpowiedzi pozytywnej, to kraj wysyłający ma – co jest jasne – sygnał, że nie ma zgody i powinien po trzech, czterech miesiącach przedstawić nową kandydaturę.
Nie podejmuje się debaty, bo kraj nie ma obowiązku, żeby tłumaczyć dlaczego. Tu nie ma procedury domagania się wyjaśnienia. Po prostu kraj przyjmujący ma prawo odmówić i nie ma obowiązku podawania żadnych powodów. Oczywiście jakimiś kanałami nieformalnymi, dyplomatycznymi można się czasem wywiedzieć.
O czym w tym momencie świadczy brak reakcji strony niemieckiej?
Może są po prostu zakłopotani tą sytuacją. Myśleli, że przełkniemy gładko zawodowego dyplomatę, który rzeczywiście ma sukcesy, był w krajach naszego regionu. Nie dopatrzyli się tej naszej wrażliwości, że możemy mieć wątpliwości. Być może czekają, że taka kampania prasowa, medialna nacisku na polski rząd – bo są przecież artykuły i są wydziwiania, dlaczego „rząd Polski znowu idzie na wojnę z Niemcami” itd. - wywrze presję na władzę i Polska ulegnie. Ja już nawet słyszałem komentarze w mediach, że odejście Czaputowicza zostało spowodowane tym, że Czaputowicz się nie zgadzał z taką polityką nieakceptowania tej kandydatury niemieckiej. Oczywiście to bzdura i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Ale widać, że zamiast przedstawić nową kandydaturę, to przez sympatyzujące z Niemcami media próbuje się wywrzeć na Polskę presję, zawstydzić, oskarżyć, że prowadzimy jakąś wojnę z Niemcami itd. Wydaje mi się, że to będzie mało skuteczne.
Niektórzy twierdzą, że przeciągając zgodę na przyjazd ambasadora Prawo i Sprawiedliwość samo ograniczyło sobie pole manewru. Czy rzeczywiście? Przecież ktoś w niemieckiej ambasadzie w Polsce wykonuje obowiązki przynależne ambasadorowi.
To jest absolutnie nieprawdziwa opinia. Niczego sobie nie ograniczamy. Ambasada jest olbrzymia. Jest tam kilkudziesięciu zawodowych dyplomatów i te kontakty są. Wiem, że ostatnio w różnych uroczystościach w Polsce uczestniczył chargé d’affaires czyli zastępca ambasadora, więc tu nie ma żadnych ograniczeń. To jest odpowiedzialność strony niemieckiej, aby przedstawić kandydata, który nie będzie budził żadnych wątpliwości i będzie zaakceptowany, a nie strony polskiej. Przecież kraj przyjmujący nie wybiera sobie kandydatów na ambasadora. To jest odpowiedzialność kraju wysyłającego, aby przedstawić właściwą kandydaturę, która nie budzi zastrzeżeń i która da rękojmię na rozwój przyjaznych relacji bilateralnych.
I jest to też w interesie tego kraju, który wysyła ambasadora, żeby tego ambasadora wysłać.
Oczywiście. My mamy swojego ambasadora w Niemczech i kanał kontaktów dyplomatycznych jest utrzymany przez naszego ambasadora. Także powinno zależeć stronie niemieckiej, aby mieć osobę o nieposzlakowanej opinii, niepołączoną jakimikolwiek rodzinnymi uwikłaniami.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/515056-waszczykowski-niemcy-probuja-wywrzec-presje-przez-media