Pakt Ribbentrop-Mołotow, a właściwie porozumienia Hitlera i Stalina jest dziś nie tylko broniony przez prominentnych rosyjskich polityków, ale także pozostawił naszej części Europy niezaleczone blizny. Dość wspomnieć, że ponad 30 proc. ustalonych wtedy granic… biegnie dziś właśnie według mapy z 1939 roku.
Nieprzypadkowo Aleksandr Łukaszenka straszy Białorusinów polskimi apetytami na Grodno - Stalin tak poszatkował narody Europy Wschodniej, by podpalenie roszczeń terytorialnych było w zasięgu wpływów Kremla.
CZYTAJ TAKŻE:
Jak ambasador Rosji w Polsce broni paktru Ribbentrop-Mołotow
Przesuwanie tych granic jest sprzeczne z polską racją stanu - jedno roszczeniątko, choćby takie jakie sobie frywolnie rzuca Konfederacki publicysta Tomasz Sommer i mamy bałkanizację naszego regionu, spadek wiarygodności na arenie międzynarodowej i gotowe pole do moskiewskich popisów, rozgrywających to co oni potrafią najbardziej - nienawiści, żali i resentymentów.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Tomasz Sommer jak z instrukcji Putina: o zabraniu Białorusi Grodna
Jest jeszcze inna strona medalu - narody i ich dorobek kulturowy został podzielony wedle ahistorycznych granic - najpierw 23 sierpnia, a 28 września przeprowadzono korektę ustaleń, z których południowa granica roku 2020 roku pokrywa się z tamtym paktem. Dzisiaj granica rumuńsko-ukraińska, ale przede wszystkim: rumuńsko-mołdawska, przebiega wedle tajnego aneksu do paktu z 1939 roku. Po obu stronach Prutu mieszkają ludzie, często uznający się za ten sam naród - rumuński, a jednak żyjący w oddzielnych państwach - jak w czasach podziału Niemiec na RFN i NRD.
Granica ukraińsko-węgierska i ukraińsko-słowacka także została narysowana na podstawie stalinowskich postulatów. Władimir Putin nazwał te tereny, należące do Ukrainy, „podarunkami od narodu rosyjskiego”, a że w przeszłości prasa rosyjska podkreślała „nieukraińskość” niektórych zachodnich ziem tego państwa, to znaczy, że judzenie i tworzenie staro-nowych antagonizmów wciąż jest otwartym scenariuszem Kremla.
SPRAWDŹ:
Putin sugeruje, że trzeba zmienić granice Ukrainy
Ale nie tylko państwowe granice należałoby wziąć pod lupę jako pokłosie stalinowsko-hitlerowskich negocjacji. Niemalże przy każdym większym kryzysie politycznym w Europie Środkowowschodniej Niemcy i Rosja uznają swoje strefy wpływów - zwłaszcza na odcinku czarnomorskim, ale nie tylko. Oto trzy wyraźne przykłady:
-
W 2012 roku dzięki serwisowi wikileaks wyciekł plan (podobno podpisany w Meseberg w 2010 r.), bazujący na ustaleniach Angeli Merkel i Władimira Putina, w którym Mołdawia miała być poddana pseudoreformom zgodnym z koncepcją Dmitrija Kozaka, „eksperta” i polityka zajmującego się z ramienia Kremla tym małym krajem. Berlin i Moskwa ustalają co ma się dziać w ich strefach wpływów - skąd my to znamy?
-
Kilka lat później na spotkaniu z rumuńską młodzieżą niemiecki ambasador Werner Lauk został zapytany o analogie pomiędzy Mołdawią i Rumunią a podziałem Niemiec. W domyśle chodziło o perspektywę zjednoczenia Rumunii i Mołdawii, tak jak miało to miejsce po zburzeniu muru berlińskiego. Dyplomata stanowczo sprzeciwił się takiemu porównaniu i stwierdził, że zjednoczenie obu krajów nie powinno mieć miejsca. O ile zmiany granic nie są dobrze widziane w kruchej Europie Wschodniej, o tyle gdy niemiecki polityk stwierdza słuszność granic ponad samymi zainteresowanymi, musi to budzić niemiłe skojarzenia.
-
Nie inaczej było w czerwcu 2019 roku, gdy ambasady niemiecka i rosyjska (niestety także z udziałem amerykańskiej) wymusiły specyficzną koalicję rządową, która najpierw pozbawiła władzy skorumpowanego oligarchę Vlada Plahotniuca (dobrze), a w późniejszym rozrachunku oddała kraj Rosji na podobieństwo średniowiecznego lenna (włącznie z upokarzającymi wizytami prezydenta i posłów mołdawskich w Moskwie).
Być może wielu czytelnikom nie trzeba udowadniać, że zbliżenie niemiecko-rosyjskie to nie obawy na wyrost. Ale jednak wielu komentatorom i politykom tę oczywistość trzeba nadal tłumaczyć, nie tylko na Zachodzie. Nie możemy się na te sztuczki o zmiany granic, o pozbawianie narodów między Rosją a Niemcami suwerenności, o zgodę na dominację silniejszych sąsiadów, zgodzić.
Rzecz bowiem nie w granicach, ale w podmiotowości państw Europy Środkowowschodniej - czy mogą urządzać się po swojemu? Czy mają prawo drogą pokojową zmieniać władzę, jednoczyć się, zawierać sojusze? Dla regionalnych mocarstw ta sprawa nadal nie jest jednoznaczna, jakby pakt sprzed 81 lat podrasował im apetyty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/514565-pakt-ribbentrop-molotow-to-historiaczy-cos-zostalo-do-dzis