„Dla mnie bardziej istotnym, niedostrzeganym dziś przez opinię publiczną, jest w istocie pojedynek o to, czy otoczenie Trzaskowskiego będzie w Polsce kreować politykę opozycyjną, czy jakiś inny ośrodek” - tak w rozmowie z portalem wPolityce.pl wicemarszałek Senatu Michał Kamiński komentuje walkę Grzegorza Schetyny z Borysem Budką o władzę w Platformie Obywatelskiej.
wPolityce.pl: Kto wygra wewnętrzną batalię w Platformie – Borys Budka czy Grzegorz Schetyna?
Michał Kamiński: Nie sądzę, żeby mógł ją wygrać Schetyna. Dla mnie bardziej istotnym, niedostrzeganym dziś przez opinię publiczną, jest w istocie pojedynek o to, czy otoczenie Trzaskowskiego będzie w Polsce kreować politykę opozycyjną, czy jakiś inny ośrodek. Ważny jest fakt, że dla liderów opinii opozycyjnej, to zachowanie Donalda Tuska zaraz po tej aferze – nazwijmy ją aferą – z podwyżkami, było werdyktem nad dotychczasowym przywódcą Platformy, czyli Budką. To ono tak naprawdę dało wszystkim możliwość zbuntowania się przeciwko Budce. Dopiero zachowanie Tuska to umożliwiło.
Mamy do czynienia z powrotem tandemu Tusk – Schetyna i taktycznym sojuszem tych polityków?
Bym się zdziwił. On może być tylko na tej zasadzie taktyczny, że dzisiaj wszyscy, myślę, zdają sobie sprawę, że opozycja tak funkcjonująca, jak do tej pory, nie spełnia zasadniczego zadania opozycji, czyli nie daje perspektyw na przejęcie władzy. Co, niezależnie od wszystkiego, działa źle także na obóz władzy. Obóz władzy ze świadomością, że nie ma z kim przegrać może popełniać więcej pomyłek. Nigdy nie jest dobrze dla kraju, jeśli ludzie, którzy mają ogromną władzę czują, że są niezagrożeni.
To już koniec Budki jako szefa Platformy, czy obroni swoją pozycję?
Nie mam pojęcia. Tak naprawdę bardzo dużo zależy teraz od tego, w jaki sposób Rafał Trzaskowski wymyśli swoją przyszłość. Na końcu zadecyduje aparat Platformy, którym dzisiaj są posłowie i aparat samorządowy. To jest dość poważna, jak na polską politykę, armia ludzi. Ale żeby zrozumieć, w którą stronę pójdzie Platforma, trzeba zrozumieć, jaka baza zadecyduje o politycznym wyborze, który to będzie warunkować. Jeżeli nie będzie jakiejś gigantycznej presji społecznej, ale naprawdę gigantycznej, to ta baza zachowa się w ten sposób, że stanie po stronie tego, kto gwarantuje zabezpieczenie jej bezpośrednich interesów.
A kto im to gwarantuje?
Zawsze urzędujący szef partii. Na tym etapie to jest gra psychologiczna, ale żeby dobrze zrozumieć, ona nie jest paradoksalnie skierowana na wyborców, tylko na tych, którzy decydują. A dzisiaj, i tak jest we wszystkich polskich partiach, to nie wyborcy mają wpływ na swoją partię, tak jak w Ameryce przez prawybory, tylko wpływ na nią ma szeroki aparat. Tym szerokim aparatem PO są posłowie i samorządowcy. Jeśli oni będą widzieli więcej perspektyw i mniej niebezpieczeństw w przywództwie Budki, to nawet jak nastrój społeczny – pod warunkiem, że nie będzie bardzo silny – będzie po stronie Trzaskowskiego, to oni zadecydują tak, jak będzie im dyktował ich interes polityczny. A ten interes będzie im raczej dyktował pozostanie przy tym, który gwarantuje miejsce w następnym układzie.
Mówi pan o Trzaskowskim, ale jak na razie prezydent Warszawy nie zadeklarował publicznie, że chciałby przejąć władzę w partii. Dlaczego nie wszedł do tej gry?
Po co Trzaskowski, który szykuje się na lidera, ma robić rzeczy kontrowersyjne, z punktu widzenia jego elektoratu? Elektorat Platformy może być wściekły na różne rzeczy, ale na pewno nie lubi bitew wewnątrz własnego obozu, prawda? Żaden elektorat tego nie lubi. Elektorat PiS-u tez nie lubi jak np. Ziobro pokłóci się z Gowinem – mówiąc umownie. Trzaskowski zachowuje się więc racjonalnie – czeka, póki inni rozgrywają za niego grę. Nie wiem, czy to jest dobre dla niego, czy to jest dobre dla opozycji, staram się teraz panu to opisać, bo o to mnie pan prosił, a nie o ocenę, to daję panu opis jako obserwator sceny politycznej.
A ocena?
Ocena, na którą mogę sobie pozwolić, jest taka, że nie sposób nie zauważyć, że opozycja w Polsce – w tym kształcie, w którym funkcjonuje – jest dysfunkcjonalna. Mówię również z punktu widzenia racjonalnych zwolenników obozu władzy. Racjonalny zwolennik obecnego obozu władzy powinien wiedzieć, że żadnej władzy, na dłuższą metę, brak opozycji nie służy. I dlatego coś trzeba w polskiej opozycji zmienić – trzeba zmienić bardzo dużo. Problem polega na tym, kto to zrozumie i jakie wnioski z tego wyciągnie.
Ewentualne wejście przez Trzaskowskiego do gry o szefowanie PO mogłoby chyba być niezrozumiałe dla elektoratu opozycji. Przecież w trakcie kampanii wyborczej i zaraz po wyborach próbował dystansować się od partii, przynajmniej w publicznych wypowiedziach.
Proszę zwrócić uwagę, że przed nami jest jeszcze jedna nierozstrzygnięta kwestia. Być może Trzaskowski będzie musiał lada moment podejmować dużo ważniejsze decyzje, jeśli PiS przeprowadzi reformę województwa mazowieckiego.
Wtedy mógłby stanąć na czele opozycji z hasłem walki o samorządy?
Właśnie nie, wtedy takie rozwiązanie jest dla Trzaskowskiego tragiczne. Wtedy musi się zdecydować, czy kandydować na prezydenta Warszawy, a to będzie mu bardzo utrudniało bycie jednocześnie liderem opozycji. Jeżeli będą szybko wybory, stanie przed takim dylematem. Byłoby mu bardzo trudno podjąć inną decyzję, niż kandydowanie na prezydenta Warszawy. Jeśli PiS zdecydowałby się na wybór nowego prezydenta Warszawy przez Sejmik – PiS nie wygrywa wtedy wyborów w Warszawie, ale również Platforma ich samodzielnie nie wygrywa – to oznacza, że żeby kontynuować pracę jako przyszły prezydent-marszałek Warszawy, bo tak miałoby to wyglądać po tej reformie PiS-u, Trzaskowski musiałby dogadać się z innymi partiami opozycyjnymi. Nie mówiąc o tym, że musiałby kandydować na radnego, co też jest bardzo trudne – być liderem opozycji i kandydować na radnego, a później jako radny ubiegać się o dość skomplikowaną koalicję, która miałaby go wybrać na marszałka-prezydenta Warszawy. Oczywiste jest, że jednym z warunków poparcia byłaby jego rezygnacja z bycia liderem opozycji.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/514515-wywiad-wojna-w-pokaminski-nie-sadze-zeby-schetyna-wygral