Nigdy nie widziałam, żeby „Fakt”, „Gazeta Wyborcza” czy któryś z innych tytułów tak zaciekle walczących z tą ideą, żeby prezydent i premier i ministrowie zarabiali godnie, zauważyły te nadzwyczajne przywileje „nadzwyczajnej kasty”, które są bardzo charakterystyczne dla systemu III RP i co do których jest zmowa milczenia - mówi portalowi wPolityce.pl Joanna Lichocka, poseł PiS.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Opozycja nie dopuściła do podwyższenia wynagrodzeń osobom pełniącym funkcje państwowe, w tym również posłom. Czy jest Pani tym rozczarowana? Jak Pani ocenia całą tą sytuację?
Joanna Lichocka: Inicjatywa podwyższenia pensji dla polityków i najwyższych urzędników państwowych wyszła ze strony opozycji. Tak jak mówił pan marszałek Ryszard Terlecki, była to propozycja jednoznacznie akceptowana zarówno przez Platformę Obywatelską, PSL i Lewicę. Jeżeli dyskutować o potrzebie podwyższenia płac dla najwyższych urzędników państwowych i dla polityków, to w mojej ocenie można to robić tylko w ramach konsensusu ponadpartyjnego. Do momentu, w którym cała klasa polityczna nie znajdzie w tej sprawie porozumienia i nie przedyskutuje też tego ze swoimi wyborcami, nie ma sensu brnąć w jakiekolwiek działania w tej sprawie. Dlatego jak opozycja zmieniła zdanie, a zmieniła zdanie nie dlatego, że jej wyborcy skrytykowali polityków opozycji, że chcą sobie podwyższyć pensje, tylko dlatego, że zostali skrytykowani przez Donalda Tuska i różnych akolitów, jak Roman Giertych, tego ugrupowania. Ci ostatni oburzyli się, jak można podwyższać pensje politykom Prawa i Sprawiedliwości czyli panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie czy panu premierowi i dopiero wtedy opozycja zmieniła zdanie. Z tej nienawiści do urzędników wywodzących się z Prawa i Sprawiedliwości opozycja wycofała się z tego projektu. Jest to zachowanie dziecinne, niedojrzałe, natomiast wynika ono z tego, że totalna opozycja kieruje się przede wszystkim negatywnymi emocjami do Prawa i Sprawiedliwości i to przysłania im jakiekolwiek racjonalne działanie. Najpierw zgadzają się z tym i sami wychodzą z inicjatywą, że pełniący ważne funkcje publiczne, którzy pracują dla kraju powinni być lepiej wynagradzani, argumentują również wskazując na samorządowców, którzy powinni być lepiej wynagradzani, a potem okazuje się, że zmieniają zdanie dlatego, że jest oburzenie, że podwyższają politykom, którzy są z obozu Prawa i Sprawiedliwości. To jest działanie bazujące wyłącznie na emocjach. Opozycja, zwłaszcza PO, bo oni najgłośniej o tym mówili, okazała się po prostu ugrupowaniem osób kierujących się nienawiścią i kierujących się bardzo małym rozumkiem.
Wcale się nie dziwię, że w tej chwili wyborcy Platformy Obywatelskiej są oburzeni na swoich polityków, bo oni pokazali się jako ludzie, którzy nie są w stanie racjonalnie prowadzić polityki.
Powiedziała Pani, że politycy opozycji kierowali się nienawiścią. Czym w Pani ocenie kierowali się dziennikarze, czy media, którzy również ten projekt skrytykowali?
Nie chcę wnikać w intencje dziennikarzy. To jest ich sprawa, jak wypełniają misję publiczną tego zawodu. To że zawód dziennikarski przeżywa ogromny kryzys, kryzys wiarygodności, kryzys etyczny, to widzimy każdego dnia gołym okiem. Sprawa zwiększenia uposażenia dla parlamentarzystów, dla ministrów, dla premiera, dla prezydenta jest też tego przykładem. Tutaj nie ma - a przynajmniej jest ona bardzo nieliczna - racjonalnej analizy tego, jak wygląda system wynagradzania w Polsce i że na przykład pensja podstawowa sędziów Sądu Najwyższego jest znacząco wyższa od pensji premiera i pensji prezydenta, co pokazuje patologiczny w mojej ocenie układ wynagradzania ważnych osób w państwie. Uważam, że prezydent powinien mieć wyższe uposażenie niż podstawowa pensja sędziego Sądu Najwyższego. Ale dziennikarze, którzy tak krytykują te próby zwiększenia wynagrodzeń dla premiera, dla prezydenta, pomijają milczeniem fakt, że są takie zawody, są takie sfery w polskim państwie, jak na przykład sędziowie Sądu Najwyższego – ta do niedawna „nadzwyczajna kasta” - którzy mają nie tylko niezwykle wysokie zarobki, znacznie wyższe od prezydenta Polski bądź premiera, od marszałka Sejmu, ale też mają specjalny system emerytalny – ich przywileje dotyczą również tego, że nie podlegają ZUS-owi, nie są odprowadzane od ich pensji składki na ZUS i mają wypłacane specjalne emerytury, oczywiście znacznie wyższe niż zwykli Polacy. Nigdy nie widziałam, żeby „Fakt”, „Gazeta Wyborcza” czy któryś z innych tytułów tak zaciekle walczących z tą ideą, żeby prezydent i premier i ministrowie zarabiali godnie, zauważyły te nadzwyczajne przywileje „nadzwyczajnej kasty”, które są bardzo charakterystyczne dla systemu III RP i co do których jest zmowa milczenia.
Jeżeli już mówimy o kryzysie dziennikarstwa, to czy dekoncentracja mediów wpłynęłaby pozytywnie na stan dziennikarstwa w Polsce?
Uważam, że im więcej jest podmiotów wydających pisma, media w Polsce, tym jest większy pluralizm. Im więcej gazet, im więcej tytułów należących do różnych właścicieli, do różnych wydawnictw, tym lepiej. Tym jest większy rynek idei, tym jest większy rynek pracy. Także wydaje mi się, że dekoncentracja mediów leży w interesie środowiska dziennikarskiego. Ona wzmocni niezależność dziennikarską, wzmocni pozycję dziennikarzy, którzy będą mieli więcej podmiotów, w których będą mogli podjąć pracę. Służy to też pluralizmowi i wolności słowa, jak wszędzie. Wolność, różnorodność służy pluralizmowi. Monopol, koncentracja, dominacja jest ograniczeniem.
A co z repolonizacją mediów?
Nie wypowiadam się na temat repolonizacji mediów, ponieważ projekt, który chcemy przeprowadzić będzie dotyczył dekoncentracji kapitału w mediach, zarówno krajowych, jak i zagranicznych.
Czyli nie należy się spodziewać np. obłożenia podatkami kapitału zagranicznego, żeby z tych pieniędzy sfinansować stworzenie kolejnych polskich mediów?
Skąd pani ma taki pomysł?
Tak mi przyszło do głowy.
Nie słyszałam o takim pomyśle.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/514439-lichocka-niektore-media-nie-zauwazyly-przywilejow-kasty