Nie bardzo można wierzyć nawet oficjalnym komunikatom białoruskiej straży granicznej, która - ku uciesze Sputnika - robi z Polaków, a zwłaszcza z polskich dziennikarzy kretynów. Media podały informację jakoby polscy dziennikarze jechali z potężnym sprzętem medialnym (kamery, aparaty) w celach politycznych, przy wzięciu sobie za pretekst „alpinistykę”, co w płaskiej jak stół Białorusi musiałoby wywołać rechot i drwiny. Z naszej strony o takich przypadkach nie wiadomo, ale próby dostania się do Mińska są, choć bez cyrkowych pretekstów, a czasem naprawdę w niepolitycznych intencjach. Większość jest zawracana, tyleż uprzejmie co stanowczo.
Nie wpuszczają do kraju
Zdaje się, że przesiew gości z Zachodu odbywa się losowo - kto już raz zostanie zawrócony do gabinetu na rozmowę, ten już dalej nie przejdzie. I nieważne, że ma przepisową ilość pieniędzy, dokumenty w porządku, sprzętu dziennikarskiego brak (ileż podejrzeń wzbudził mój czytnik ebooków), a w przeszukiwanym bezpardonowo telefonie nie ma ani pliczku, który by świadczył o niepożądanych zamiarach, nie, i już, artykuł 30 ustawy o cudzoziemcach zawiera tyle zastrzeżeń, że nie wiadomo czy zawracają cię za jakieś rzekome wyroki sądowe w Polsce lub na Białorusi czy z powodu tego, że „cudzoziemiec jest albo był osobą wykonującą działalność ekstremistyczną i terrorystyczną”.
Wszystko to absurd, rzecz jasna, bo jak w pewnym momencie przełamał się jeden z kamiennolicych strażników „w zły czas przyjechaliście”. Mówił, jakbyśmy nie wiedzieli.
Walka o morale Białorusinów
To zrozumiałe, że reżim niedemokratyczny zatrzymuje dziennikarzy, którzy mogliby mu zaszkodzić, aczkolwiek dziś sto tysięcy białoruskich użytkowników kanału NEXTA w aplikacji Telegram, jest właśnie takimi dziennikarzami - a bezpośrednich odbiorców Nexty są już dwa miliony. Publikują tam setki nagrań dziennie, na których widać brutalne pobicia, tłumienie protestów, pałowanie, wreszcie gromki sprzeciw robotników zakładów przemysłowych i tysiące pokojowych protestów w całym państwie. Świata się nie powstrzyma od pozyskania informacji o Białorusi, zwłaszcza że codziennie na lotnisku w Mińsku z samolotów wysiadają dziennikarze - i nie wszystkich się zawraca. Celem jest raczej powstrzymanie Białorusinów od kontaktu ze światem. To morale Białorusinów jest celem w zmaganiach o obniżenie rangi i powszechności protestów. Bruksela i Berlin znakomicie wywiązują się z niepisanej umowy niewtrącania się w rosyjską strefę wpływów, lakoniczne komunikaty nie podniosą Białorusinów na duchu, nie pozbawią poczucia osamotnienia - a liczni goście, choćby jedynie podnoszący kciuki w górę na widok protestów, są zagrożeniem dla propagandy o złowrogim Zachodzie, podpalającym kraj.
W telewizorze wiadomości sprzed dwóch tygodni
Przeczekawszy dobę na lotnisku, nakazuje się nam wracać pierwszym samolotem do Warszawy. Cały czas jest bezpiecznie, czego nie można powiedzieć o świecie po drugiej stronie murów - gruchnęła wieść, że na ulice wrócił OMON i zaczęły się kolejne brutalne akcje.
Tak też wynika z rozmów z Białorusinami. „Kryszy siejczas niet, panimajesz?” - powiedział jednemu z dziennikarzy człowiek, który przed wyborami, mógłby przez granicę niepostrzeżenie przewieźć nawet słonia. Teraz „opiekunowie” organizatorów „alternatywnych metod przekroczenia granicy” schowali ręce, zamknięcie Białorusi jest przeprowadzane bardzo serio. Ale gdy nikt nie widzi, i nikt nie słyszy, nawet podległe reżimowi „budżetniki” przyznają, że no tak… Może nie popierają prezydenta, ale nie wystąpią przeciw niemu. A na lotnisku, w sali dla niewpuszczonych do kraju nic, cisza, w telewizorze emitują wiadomości sprzed dwóch tygodni (wyczyny sportowców białoruskich, Baćka chwali siatkarzy), dwóch Hindusów czeka już dziesiąty dzień, francuskojęzyczny student nie może się dogadać w swoim języku, co rusz przybywa nowy turysta.
Kto kogo przeczeka
Łukaszenka, oprócz powrotu do metod siłowych, liczy na przeczekanie. Nic tak nie spuściło powietrza z „Solidarności” jak prowokacja bydgoska i ogłoszenie czterogodzinnego strajku ostrzegawczego. Kraj nagle staje z woli narodu, napięcie rośnie, adrenaliny nie brakuje, stan najwyższej gotowości, a potem - bez żadnych efektów i sensownych wyjaśnień - rozpuszcza się wszystkich do domów. Po takim szczytowym momencie mobilizacji, zaczyna brakować energii i motywacji do równie zdeterminowanych działań. Strona rządowa wygrywa, bo jest lepiej zorganizowana, „rząd się wyżywi”, a liderzy protestów znikają na ulicach.
Bez względu na finał sparingu Łukaszenki z Białorusinami, bez względu na to czyja strona bardziej opiera się na kremlowskich wpływach, samych Białorusinów - narażających się na pobicie, represje, utratę prace, trzeba nam wspierać. Niestety niewiele da się zrobić. Marek Budzisz już zdemaskował na portalu wPolityce.pl poziom profesjonalizmu naszego MSZ.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Marek Budzisz o wpadce MSZ: polityka zagraniczna to nie wspólne zdjęcia!
Można pomóc!
Ale komu wolność miła, kto nie wpadł w sidła prołukaszenkowego bełkotu spod znaku rosyjskich pudeł rezonansowych w Polsce, kto wreszcie ma w sobie odrobinę ludzkiej życzliwości, takiej jak polskie zaangażowanie dla Węgrów w 1956 roku, niech okaże jakiś drobny gest dla naszych wschodnich sąsiadów. Jedni w mediach społecznościowych okazują poparcie poprzez publikacje i udostępnianie probiałoruskich treści, nakładanie na zdjęcia profilowe flagi Białorusi z 1991 roku, wreszcie można też wpłacić te kilka złotych na rozmaite zbiórki pomocowe. Telewizja Biełsat i związana z nią Fundacja Strefa Solidarności organizują jedną z takich zbiórek:
WPŁAĆ NA POMOC DZIENNIKARZOM I OFIAROM REPRESJI NA BIAŁORUSI
Na razie możemy tylko tyle.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/514350-bialorusini-potrzebuja-wsparcia-notatki-z-lotniska-w-minsku
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.