Po moim wczorajszym artykule zadzwonił do mnie p. poseł Szczerba urażony tym, iż napisałem, że warto by było, aby konsultował swe działania w sprawie małżeństwa Cepkało z polskim MSZ-em, podczas gdy w istocie było odwrotnie, bo on swe kroki uzgadniał.
Początkowo sądziłem, że albo padł ofiarą nieporozumienia, albo został wprowadzony w błąd. Ale po lekturze zapisów p. ministra Jabłońskiego z MSZ-u, a zwłaszcza po przyjęciu przez p. ministra Czaputowicza Weroniki i Walerego Cepkałów wiem, że jest gorzej, niźli sądziłem, dużo gorzej.
Pytanie do MSZ
Zacznijmy od wyjaśnienia spraw podstawowych. W Polsce winno znaleźć się miejsce dla wszystkich walczących o wolność w swoich krajach, którzy zagrożeni są represjami i chcą się schronić w naszym kraju. Tak jest w przypadku małżeństwa Cepkało, ale również dotyczy to innych białoruskich opozycjonistów mieszkających od lat w Polsce i działających na rzecz wolności swojej ojczyzny.
Nie oznacza to jednak, że każdy przybywający do nas opozycjonista musi być fetowany przez osoby publiczne. Tak zresztą w praktyce nie jest, co już rodzi pewne podejrzenia, że witanie przybywających do Polski polityków kwiatami w równym stopniu co z uznaniem dla ich walki, związane jest z medialnym rozgłosem wokół przybyłych i chęcią sfotografowania się z osobami, o których wiele się pisze w mediach.
Ale jeszcze gorzej jest jeśli do tej praktyki dołącza się MSZ, którego zadaniem, w moim rozumieniu, jest realizowanie polskich interesów, nawet w niesprzyjającym, czasami wręcz wrogim otoczeniu. Życząc dobrze białoruskim opozycjonistom, zadaję proste pytanie kierownictwu resortu spraw zagranicznych: W jaki sposób chcą realizować nasze interesy na Białorusi, jeśli, załóżmy, strona opozycyjna nie wygra, albo walka potrwa dłużej niźli 2 następne tygodnie? Rozumiejąc ekscytację polskiej opinii publicznej, a nawet części polityków, mało tego, podzielając nadzieje i oczekiwania naszych sąsiadów, oczekiwałbym od MSZ-u większej roztropności, większej rozwagi, gaszenia „gorących głów”, dbania o utrzymanie kanałów komunikacji, wpływu, czy wręcz możliwości zakulisowej gry, której celem jest i może być obrona prześladowanych. Polska w ostatnich dniach stała się liderem Europy jeśli idzie o reakcję na białoruskie wydarzenia. Nie ma zatem deficytu, po naszej stronie, oświadczeń, propozycji, wystąpień. Minister Czaputowicz nie musi, fotografując się z małżeństwem Cepkałów, nadrabiać braku aktywności państwa polskiego. Nie jesteśmy w sytuacji Ukrainy, której oficjalne czynniki zajęły wobec tego co dzieje się na Białorusi dość wyważoną postawę, co zresztą jest dziś przedmiotem krytyki ze strony tamtejszej opinii publicznej.
Czy MSZ zna białoruskie sprawy?
Osobną sprawą jest znajomość białoruskich spraw w polskim MSZ-cie. O wątpliwościach związanych z listem wczorajszego gościa ministra Czaputowicza do Władimira Putina już pisałem. Nie możemy ignorować, albo nie zauważać tego, co Aleksandr Klaskowskij, znany białoruski politolog i komentator życia publicznego, napisał na łamach niezależnych Navin.by :
Rzeczywiście background Cichanouskiego, Babaryko i Cepkało związany jest z Moskwą.
Na konferencji prasowej 21 maja, Cepkało pytany przez dziennikarzy o porozumienie między Białorusią a Rosją w sprawie powołania wspólnego państwa powiedział „pacta sunt servanda” dodając przy tym, że przez dwadzieścia lat Białoruś chciała tylko egzekwować ekonomiczne, korzystne z jej punktu widzenia, zapisy umowy ignorując polityczne zobowiązania. Obecnie, tak wówczas powiedział wczorajszy gość ministra Czaputowicza, Rosja chce egzekucji części politycznej. Zdaniem Walerego Cepkało, tak przynajmniej mówił w maju, to jest słuszne podejście. Być może polskie MSZ wszystko to wie i te oraz inne wypowiedzi, z nieznanych mi przyczyn, nie skłaniają kierownictwa resortu do ostrożności.
W komunikacie, który ukazał się po spotkaniu ministra Czaputowicza z małżeństwem Cepkałów, zawarta jest informacja, która mnie zdziwiła.
Weranika Capkało była zaangażowana w kampanię wyborczą Swiatłany Cichanouskiej, będąc członkinią jej sztabu wyborczego.
Czytałem i słuchałem wiele wypowiedzi p. Weroniki Cepkało, jak również informacji białoruskich mediów niezależnych na ten temat i zawsze była mowa o połączeniu sztabów, ale nie ich zlaniu się. Utrzymały one swą organizacyjną niezależność, dzieląc się zadaniami. Swiatłana Cichanouska zachowała swój sztab wyborczy, swych pełnomocników i osoby, z którymi współpracowała. W niektórych przypadkach (adwokat Maksym Znak) miały też miejsce „transfery” personalne między sztabami, ale nie dotyczyło to p. Weroniki Cepkało. Może to drobiazg, ale od MSZ-u oczekiwałbym precyzji i wiedzy zwłaszcza, że w publicznych instytucjach analitycznych (PISM, OSW) pracują wybitni specjaliści i zdobycie pożądanych informacji nie powinno nastręczać trudności. MSZ ma też swoje służby na Białorusi, do zadań których, jak rozumiem, należy również zbieranie informacji na temat sytuacji u naszego sąsiada. Nie mogła naszym ministerialnym ekspertom od Białorusi umknąć relacja Hrodno.life ze spotkania przedwyborczego Walerego Cepkało w Grodnie, w trakcie którego mówił również o nauczaniu po polsku w tamtejszych szkołach, do których uczęszczają nasi rodacy. Nie mogła umknąć choćby z tego względu, że mamy w Grodnie konsulat, więc o informację łatwo. Cepkało powiedział, pytany przez dziennikarzy o celowość utrzymania wykładowego języka polskiego w polskich szkołach, że „rzeczywiście, Polacy są prawdopodobnie największą mniejszością narodową na Białorusi. Ale nie mam pojęcia, jak można uczyć się podstawowych przedmiotów w językach narodowych. Praktyka większości krajów świata pokazuje, że większość przedmiotów podstawowych nauczana jest w szkołach w językach państwowych, a języki mniejszości narodowych można uczyć oddzielnie. Są szkoły za granicą, które uczą w językach obcych, ale zazwyczaj są one przeznaczone dla obcokrajowców”. Być może wypowiedź p. Cepkało została zniekształcona, a te oraz szereg innych wątpliwości, o których pisałem wielokrotnie, na temat jego poglądów i propozycji politycznych, polski MSZ sprawdził i rozwiał. Tylko że polska opinia publiczna nie dowiedziała się o tym. Musi się zadowolić dość okrągłymi sformułowaniami o tym, że spotkanie jest wyrazem poparcia polskiego MSZ-u dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Ale nawet doświadczenia z naszej historii uczą, że nie wszyscy walczący o wolność są postaciami tak krystalicznymi, jak pierwotnie sądziliśmy. Kochający wolność Polacy, co zrozumiałe, kibicują Białorusinom i szczerze życzą im sukcesu. Od naszego MSZ-u oczekiwałbym jednak nieco więcej powściągliwości, lepszego rozeznania sytuacji i nie sprowadzania naszej polityki zagranicznej do wymiaru komunikatów i zdjęć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/514158-polityka-zagraniczna-to-cos-wiecej-niz-wspolne-zdjecia