Reporter wPolityce.pl namówił ministra zdrowia prof. Łukasza Szumowskiego na krótki wywiad już po ogłoszeniu przez niego na konferencji prasowej faktu złożenia dymisji. Jak stwierdził minister, zgodził się mimo dużego zmęczenia, bo od lat należy do stałych czytelników naszego portalu. Rozmawiamy w gabinecie ministra w gmachu przy ulicy Miodowej w Warszawie.
wPolityce.pl: Z jakimi myślami opuści pan ten gabinet w ciągu kilku, kilkunastu godzin? Żal? Smutek? poczucie sukcesu czy klęski?
Prof. Łukasz Szumowski: Na pewno smutek rozstania z fantastyczną ekipą. Naprawdę udało się stworzyć zespół, który sprawdził się w momencie trudnym, gdy nadszedł naprawdę dramatyczny kryzys związany z COVID-19. Wszyscy dali z siebie wszystko, po 20 godzin na dobę przez wiele tygodni, zrobili wszystko, by uratować kraj. Tego będzie mi bardzo żal.
Ale z drugiej strony ci ludzie zostają, pracują nadal, jestem pewien, że kontakt będziemy nadal utrzymywali, bo przecież zżyliśmy się, pewnie zaprzyjaźniliśmy. Poczucia klęski oczywiście nie mam. Czy można mówić o sukcesie? Rzeczy, które zrobiliśmy, nie tylko związane z epidemią, wymieniłem dzisiaj na konferencji prasowej, ale ocenę ogólną zostawiam w pokorze innym.
Ludzie patrzą i nie są pewni, jak oceniać pana dymisję. Z jednej strony rzeczywiście zdarzają się momenty, że człowiek musi odpocząć, że rodzina wzywa, że jakiś etap się zamyka. Z drugiej jednak, to bardzo wysokie stanowisko o którym wielu bezskutecznie marzy, jakiś szczyt kariery. Jakże to tak - odejść po prostu? Jak było naprawdę? Dlaczego pan odchodzi? Żona kazała? Dzieci?
To oczywiście nie jest tak, że żona mi każe, że dzieci płaczą, że to jakiś stan kryzysowy. Jestem dorosłym człowiekiem, nie działam pochopnie, wiedziałem, na co się piszę przyjmując propozycję zostania ministrem.
Są trzy zasadnicze powody złożenia przeze mnie dymisji, a była to autonomiczna, własna decyzja.
Po pierwsze, nosiłem się z zamiarem odejścia od dawna. Z prostego powodu - jestem lekarzem, który po to przez kilkanaście lat zdobywał wiedzę, wykształcenie, by leczyć ludzi. Chciałem do tego wrócić. Mam świadomość, że gdybym teraz został, to już na kolejne lata i kto wie, czy ten powrót do zawodu lekarskiego byłby jeszcze w ogóle możliwy. Ten wybór rysował się coraz jaśniej: albo polityk zawodowy albo lekarz. Wybrałem to drugie. I wiem, że nigdy nie przyszedłby ten idealny moment na odejście.
Po drugie, jak na ministerstwo zdrowia to pełnię swoją funkcję już bardzo długo, ponad 2 i pół roku. Na tym niezwykle wyczerpującym stanowisku to jeden z rekordów, ale to ma swoje konsekwencje. Uważam, że ta funkcja, dla dobra wspólnego, wymaga co jakiś czas zmiany, niech nowe, pełne sił osoby wchodzą i pracują, czasem walczą, z tą bardzo wymagającą materią.
Po trzecie, mam żonę z którą bywało, że rzadko się widywałem w czasie ministrowania i czwórkę dzieci: córkę, która idzie do szkoły, syna, który idzie do liceum, drugiego syna, który ma przed sobą maturę i najstarszego, który jest po pierwszym roku medycyny. To wszystko też wymaga uwagi, troski, czasu. Można mówić dzieciom przez kilka miesięcy, rok, dwa, że nie ma się akurat dla nich czasu, bo znowu wypadło niezwykle ważne dla kraju spotkanie… To jest prawda, to są ważne spotkania, ale nie da się bez końca i bez konsekwencji omijać ważnych dla rodziny momentów.
Pozostaje pan w życiu publicznym?
Oczywiście, wracam do wykonywania zawodu lekarza, ale pozostaję posłem. Mam nadzieję, że przekonałem tymi argumentami czytelników wPolityce.pl, że tu nie ma żadnego drugiego dna. To zmiana naturalna, uzgodniona dużo wcześniej z z prezesem Jarosławem Kaczyńskim i premierem Mateuszem Morawieckim.
Ma pan dużą wiedzę o obszarze służby zdrowia, ale także doświadczenie w walce z koronawirusem. Będziemy się tego uczyli od początku?
Oczywiście nie, jestem i będę do dyspozycji każdego, kto z tej wiedzy będzie chciał skorzystać, choć już nie jako urzędnik państwowy. Nikomu, kto będzie sobie tego życzył, nie odmówię pomocy.
Mówił pan na konferencji prasowej dużo o tym, komu pan jest wdzięczny, wielu osobom pan dziękował. A do kogo ma pan żal?
Nie mam do nikogo żalu, nie trzymam złych emocji w sercu. Nawet wobec tych, którzy formułowali całkowicie nieprawdziwe i krzywdzące opinie o decyzjach podejmowanych w czasie uderzenia epidemii, w chwili, gdy wszystko było wielką niewiadomą. Wiem, że gdybyśmy nie kupili sprzętu, ci sami ludzie krzyczeliby dzisiaj, że trzeba było kupować za każdą cenę, bo stawką jest ludzkie życie. To boli, ale taka jest polityka - jak to ujął prezes Jarosław Kaczyński, najbardziej konkurencyjna dziedzina życia. Każdy niech w sumieniu rozważy, czy słusznie mnie atakuje. Ja zapewniam, że wszystkie decyzje podejmowaliśmy z najlepszą troską o dobro publiczne, nigdy prywatne.
Przed nami jesień i pytanie jak się powinniśmy jako społeczeństwo, państwo, odnieść do ewentualnego wzrostu liczby zakażeń koronawirusem. Coraz więcej osób zwraca uwagę na ogromne koszty społeczne, zdrowotne, gospodarcze zamrożenia społecznego. Z sondażu Social Changes też wynika, że aż 44 procent badanych Polaków byłoby przeciwko ponownemu „lockdownowi”: Czy zgodzilibyśmy się na ponowne zamrożenie życia, tak zwany lockdown, nawet przy wzroście liczby zakażeń? Ciekawe wyniki
Jak w pana ocenie powinniśmy zbudować relację między konieczną odpowiedzią na ryzyko zdrowotne a normalnym życiem, by koszty nie były niszczące?
To był, jest i będzie taniec na brzytwie. Z jednej strony mamy te koszty i ja to też widzę - jeżeli zamkniemy kraj ponownie, wielu ludzi umrze na nowotwory, choroby sercowo-naczyniowe, depresje… Padnie gospodarka i nie uda się wtedy zrealizować ustawy o 6 procentach PKB na zdrowie, o co tak długo walczyliśmy. A nowoczesne technologie kosztują, leki refundowane na rzadkie schorzenia, które wywalczyliśmy ostatnio, bardzo dużo kosztują.
Z drugiej strony mamy doświadczenie Włoch i Hiszpanii, gdzie zobaczyliśmy, że totalny luz, nieprzestrzeganie żadnych zasad, może doprowadzić do dramatu, niewydolności służby zdrowia. To jest kluczowa kategoria, najważniejsza kwestia. I jednak oceniając sytuację w Polsce musimy o tym pamiętać: nigdy nie zabrakło respiratorów, nigdy nie zabrakło miejsc w szpitalu. I to jest najlepszy dowód, że decyzja podejmowane w tym trudnym okresie przeze mnie i moich współpracowników były uzasadnione, bo w finale uratowały życie wielu Polaków, nie dopuściły do zawału służby zdrowia.
Jak to wszystko wyważyć?
To delikatna sprawa w której decydująca jest odpowiedzialność Polaków. Jeżeli będą się zachowywali mądrze, przestrzegali elementarnych zaleceń, nosili maseczki w komunikacji miejskiej od września, system wytrzyma i będziemy mogli w miarę normalnie żyć. Jeśli to się załamie, to restrykcje zapewne będą znowu opcją rozważaną.
Pana rada dla następcy?
Rozmawiać z ludźmi. Nic w polityce nie daje się osiągnąć bez rozmowy, przekonywania, upartych negocjacji.
Rozmawiał m.k.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/513946-nasz-wywiad-szumowski-szczerze-o-powodach-zlozenia-dymisji