Wiadomo, że dziennikarz prestiżowej gazety, jaką jest „Rzeczpospolita”, nie może zareagować na antypolskie kłamstwa ambasadora Rosji słowami „łżesz, sowiecki psie”, ale jednak wywiad redaktora Jędrzeja Bieleckiego z Siergiejewem Andriejewem nie jest niczym innym jak stalinowskim przekazem. Serio.
Zresztą wywiad wygląda tak, jakby był przeprowadzony nie na żywo, a korespondencyjnie. Całość nie wygląda jak naturalna rozmowa, ale pytanie - odpowiedź, pytanie - odpowiedź, i nawet gdy dyplomata nie ustosunkowuje się do zagadnienia (np.: To już jest sprawa do wyjaśnienia z pana rodakami), to pytania lecą dalej. Ale to rzecz drugorzędna, bo pierwszorzędną są rosyjskie kłamstwa.
SPRAWDŹ JAK KŁAMAŁ ANDRIEJEW:
Putin atakuje Polskę, a marszałek Grodzki świetnie się bawi
Ambasador Rosji, wyzwolenie Polski i poczucie obrzydzenia
Już sam fakt, że recenzentem wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku ma być absolwent MGIMO z 1980 roku, czyli uniwersytetu szczytowych postulatów zimnej wojny, powinien zapalić czerwoną lampkę. Nie jemu, leniniście-putiniście, wierzyć w opinię gdzie by doszła Armia Czerwona, gdyby Polska przegrała wojnę. Ale Andriejew idzie dalej - kwestionuje ukraiński „wielki głód” mówiąc o tym jako o wydarzeniu przypadkowym, spowodowanym… złą pogodą. A przecież istnieje liczna korespondencja pomiędzy komunistami z Moskwy i komunistami z Kijowa, której rezultatem była decyzja o zagłodzeniu buntowniczych chłopów ukraińskich. 24 grudnia 1932 roku Komunistyczna Partia Ukrainy miała ulec naciskom i - jak to opisuje Anne Applebaum - dała:
pięć dni na wysyłkę wszystkich bez wyjątku rezerw ziarna, w tym ziarna siewnego.
Gdy na Ukrainie miliony ludzi umierały z głodu Związek Sowiecki skonfiskowane zboże… eksportował na Zachód. Nie zepnie się to logiczną metodą ze słowami Andriejewa, wypowiedzianymi dla „Rz”:
To była wielka tragedia spowodowana tak błędami polityki kolektywizacji, jak i bardzo niekorzystnymi warunkami pogodowymi. Ale nie ma żadnych podstaw do przypisywania głodu świadomemu dążeniu Stalina do wytępienia Ukraińców.
Jak wspomniałem, zrozumiałe jest, że redaktor prowadzący rozmowę, nie zakrzyknął, „łżesz, sowiecki psie”, ale mógłby sprostować, polemizować, przynajmniej przesunąć datę publikacji wywiadu, by nie wypadała wokół historycznej rocznicy, skoro rozmowa naszpikowana jest piętrowymi kłamstwami, rasowymi sztuczkami sowieckiej dezinformacji.
Andriejew idzie KGBowskim przekazem: mówi „antyKatyniem”, czyli wedle instrukcji z 1990 roku opowiada o cierpieniu żołnierzy Armii Czerwonej w polskich obozach jenieckich, tłumaczy Pakt Ribbentrop-Mołotow jako efekt braku wyjścia i zdrady Zachodu, twierdzi - co już dawno i ostatecznie zostało obalone przez Richarda Pipesa - że:
Bolszewicy zwyciężyli (w 1917), ponieważ popierała ich znaczna większość narodu rosyjskiego.
Andriejew lekceważy Solidarność, ograniczając jej oddziaływanie jedynie do Polski, sugeruje Polakom rozliczenie polityki Józefa Becka (prof. Cenckiewicz, red. Ziemkiewicz i red. Zychowicz już to robią), nie sprzeciwia się, gdy dziennikarz „Rzepy” mówi o „bardzo korzystnych dla Polski granicach” nakreślonych przez Stalina. Niedopowiedzenie, że chodzi o zachodnie granice, przemilczenie wschodnich, robi fatalne wrażenie głębokiego rozminięcia się z prawdą. Dodatkowo robienie z Polaków zbolałych resentymenciarzy, którzy nie lubią Rosji jeszcze za zatargi… XVIII-wieczne, to już idealny materiał dla rosyjskiej propagandy.
Przynajmniej dezinformatorski Sputnik ma teraz mniej roboty, bo media w Polsce coraz częściej go wyręczają w pracy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/513800-wywiad-andriejewa-czyli-jak-rzepa-wyreczyla-sputnik